Biegnę przez las jak opętany tak właściwie to uciekam przed bandą tych wariatów. Nie miałem siły zostawać dłużej w tym wariatkowie, musiałem się wyrwać i sam działać, z resztą i tak większość już wybyła od sytuacji z Niną i Jane. Dziewczyna na szczęście odzyskała przytomność, ale nie odważyłem się ją odwiedzić, po za tym obiecałem sobie, że gdy tylko się obudzi odchodzę i nie zamierzałem wrócić. Dzisiaj był wyjątkowy dzień, bo gotował Jack i między innymi dlatego teraz jestem w lesie, a nie w bunkrze. Zaserwował nam potrawkę z człowieka, dobrze, że mi o tym powiedziała Clockwork bo tak to bym chyba nie przeżył tego, że dopuściłem się kanibalizmu. Nadal czuje mdłości gdy przypominam sobie zapach tej potrawy. Myślałem, że gorzej już być nie może, a jednak.
Drzewo, kolejne drzewo. Czy ten las się kiedyś skończy. Miałem nadzieję, że uda mi się dostać do drugiego miasta i tam wsiądę w jakiś autobus o ile nie zgarnie mnie policja. Usłyszałem dźwięk helikoptera i szybko rzuciłem się na ziemię i zakryłem się tyloma liśćmi ile mogłem. Leżałem nieruchomo i nasłuchiwałem, a gdy odleciał odetchnąłem z ulgą. Pewnie policja i wojsko teraz mnie szukają, nie będzie łatwo wydostać się z tego lasu.
Przystanąłem, by odetchnąć chwilę, gdy rozpoznałem okolice. Była to polanka na której zazwyczaj przesiadywał Mike. Zauważyłem, w oddali i jego, który znęcał się nad jakimś dzieciakiem. Ukryłem się za drzewem, by mnie nie zauważył, a gdy ponownie się wychyliłem spostrzegłem jak Mike walnął dzieciaka z całej siły w twarz. Upadł on na plecy, a twarz miał całą we krwi. Zacisnąłem pięść. Nienawidziłem Mike, zawsze wyżywał się na słabszych i zawsze to ja stawiałem go do pionu. Jestem ciekaw, kto teraz zajmował się jego ekipą, chyba, że już na dobre przejęli kontrolę nad szkołą.
Dzieciak zawył głośno, a gdy chciał uciekać Mike złapał go za nogę i tak ciągnął po ziemi, gdzie były porozrzucane patyki i inne rzeczy, które mogłyby zranić. Nie mogąc dłużej patrzeć na cierpienie tego dzieciaka wyjąłem scyzoryk, który podarowała mi Diana i wyszedłem z ukrycia. Byłem zdeterminowany, do tego, by go skrzywdzić, tak żeby nie mógł już nigdy wstać.- Ej! - krzyknąłem w jego stronę, a on spojrzał na mnie i puścił tego chłopca. Zauważyłem, że jego plecy były mokre od szkarłatnej cieczy. Mike uśmiechnął się, ukazując żółte zęby.
- O czy to nie nasz zaginiony kolega Jeffrey, jeszcze cię nie zastrzelili? - zapytał i wyjął z kieszeni mały rewolwer. Cofnąłem się o krok i wyprostowałem. Nie mogłem pozwolić, by zauważył mój niepokój. - ja chętnie to zrobię - dodał ponownie ukazując zęby.
Schowałem do tylnej kieszeni scyzoryk i spojrzałem na niego groźnie.- Odwal się od małego - powiedziałem wskazując na chłopca, który trzymał się za nos.
- Bo co mi zrobisz?! - zapytał i nacisnął lekko na spust - twoja broń przeciwko mojej broni, jak myślisz kto zwycięży? - zaśmiał się.
Spojrzałem na jego nogi, a następnie ponownie zwróciłem wzrok na niego. Szybko chwyciłam za jego rękę z bronią i wycelowałem nią w górę. Głośny huk rozległ się po lesie. Wykręciłem mu rękę i odebrałem broń, celując w niego. Przerażony i zdezorientowany podniósł ręce do góry. Wyszczerzyłem się.- Chyba ja zwyciężę - odparłem i spojrzałem na dzieciaka - wynocha stąd, no już - warknąłęm w jego stronę, a on jak na zawołanie podniósł się i uciekł w stronę wyjścia z polanki. Spojrzałem ponownie na Mike - Co, już nie jesteś taki pewny siebie hem? - zaśmiałem się, poczułem przypływ adrenaliny.
Mike trząsł się, widziałem jak drży. Jego oczy były wytrzeszczone i ujrzałem w nich niewyobrażalny strach.- N-nie zabijaj mnie! - pisnął, po jego czole spływały strużki potu. Przejechałem wzrokiem po jego ciele i zatrzymałem się na jego kroczu. Miał on mokre spodenki. Spojrzałem na niego dziwnie na co on tylko przełknął ślinę.
CZYTASZ
The Past/Jeff The Killer/
Fiksi Penggemar- Zabiłem ją - powtórzyłem tym razem na głos i poczułem jak wzbiera mi się na wymioty. Szybko się odwróciłem, a z moich ust wydobyło się dzisiejsze, strawione już śniadanie. Wytarłem usta o rękaw bluzy i ponownie spojrzałem na ciało. Czemu nie czuje...