Jest to bonus, czyli nie było tej części w książce, zachęcam do przeczytania :)
Wszedłem do szkoły, ale jakby to nie była moja szkoła. Budynek był cały biały i zorientowałem się, że jestem w szpitalu. Na końcu zobaczyłem uśmiechniętą Dianę, która zaczęła iść w moją stronę. Stałem wpatrzony w nią jak obrazek, była ubrana w czarną sukienkę do kolan, na rękach znajdowały się rękawiczki, a na nogach miała wysokie buty na obcasie. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę miał sen o nowo poznanej dziewczynie. Jednak nie żałowałem, sukienka idealnie podkreślała jej talie. Dziewczyna stanęła metr przede mną. Jej uśmiech nie schodził z ust. Jedna rzecz mi do niej nie pasowała, miała niebieskie smutne oczy. Zrobiłem krok w jej stronę i nagle cały stanąłem w płomieniach, czułem jak milion igieł wbija mi się w skórę. Upadłem krzycząc z bólu, myślałem, że krzyczę, ale to brzmiało jak śmiech, dziwnie ochrypnięty i szalony. Przez płomienie ujrzałem przestraszoną Dianę, która próbowała mnie ugasić, ale to nic nie dało. Kiedy dotknęła mojego ciała jej ręce momentalnie stanęły w płomieniach, a w chwilę potem była już wielkim płomieniem. Zacząłem biec jej z pomącą, ale nie mogłem do niej dobiec, cały czas się oddalała.
Nagle ujrzałem swój sufit w pokoju. Rozejrzałem się. Byłem w pokoju cały i zdrowy, to był tylko sen, ale czemu był taki realny, czułem jakbym naprawdę się palił. Wstałem i podszedłem do okna, by nabrać do płuc świeżego powietrza. Za oknem robiło się już jasno, bo ujrzałem pierwsze promienie wschodzącego słońca. Te promienie były tak soczyście pomarańczowe jak płomienie na mojej skórze. Zamknąłem okno i ponownie położyłem się na łóżko. Nie zasnąłem już, cały czas myślałem o Dianie i o tym dziwnym śnie. Nie był on normalny zazwyczaj nie czuje się bólu, gdy jesteśmy w spoczynku, chyba, że miałem świadomy sen. Alex weszła do mojego pokoju, by zapewne mnie obudzić, ale ja już byłem gotowy do wyjścia.
- Wstałeś wcześniej? – zapytała. Spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem i kiwnąłem głową na co ona zmarszczyła brwi. Powiedziałem jej, że wszystko w porządku, dopiero w tedy opuściła mój pokój. Zawsze była nadopiekuńcza.
Idąc do szkoły, nadal nie mogłem pozbyć się tego dziwnego uczucia na ciele, tych małych igiełek, które kuły moją skórę. Minęło to dopiero kiedy przekroczyłem próg szkoły i ujrzałem uśmiechniętą Dianę, idącą w moją stronę, dokładnie jak w tym śnie. Zamknąłem oczy i zrobiłem krok w jej stronę, ale nie czułem bólu, kiedy otworzyłem oczy, byłem nadal w szkole, a przede mną stała Diana.
- Wszystko gra? – zapytała, a ja od razu kiwnąłem głową, ale nic nie powiedziałem. – Nie wyglądasz za dobrze – dodała i uśmiechnęła się chytrze – urwijmy się z lekcji – zaproponowała, a ja spojrzałem na nią z wytrzeszczonymi oczami.
- Teraz? – zdziwiłem się. Wydawało mi się, że dziewczyna, która stoi przede mną jest piątkową uczennicą, która wagarom, mówi: nie.
- Tak, teraz – odparła. Jej dłoń chwyciła moją i pociągnęła w stronę wyjścia. Nie mogąc nic poradzić moje nogi ruszyły za nią. Nie byłem do końca świadomy co robimy i dopiero do mnie to dotarło, gdy spacerowaliśmy ulicami miasta. Nie odzywałem się przez całą drogę od kiedy wyszliśmy ze szkoły, ona również milczała. Nasze dłonie nadal były w uścisku, przez co od razu ją puściłem i zatrzymałem się spoglądając na Dianę.
- Nie powinniśmy – powiedziałem, a ona uśmiechnęła się słodko.
- Taki jesteś grzeczny? – zdziwiła się i podeszła do mnie. Stała wpatrzona w moje oczy, a ja w jej. Miała bardzo hipnotyzujący wzrok, który powodował, że moje serce biło szybciej.
- To nie tak – odparłem i odwróciłem wzrok. Nie chciałem wyjść na jakąś pizde, która boi się pójść na wagary. Nie miałem z tym problemu, ale Alex i policjanci, którzy mnie pilnowali zapewne będą mnie przepytywać, gdzie byłem i co robiłem. Nie lubiłem być przesłuchiwany.
CZYTASZ
The Past/Jeff The Killer/
Fanfic- Zabiłem ją - powtórzyłem tym razem na głos i poczułem jak wzbiera mi się na wymioty. Szybko się odwróciłem, a z moich ust wydobyło się dzisiejsze, strawione już śniadanie. Wytarłem usta o rękaw bluzy i ponownie spojrzałem na ciało. Czemu nie czuje...