Szedłem prosto, nie było ścieżki, ale wiedziałem gdzie idę. Las był gęsty i gdy się spojrzało w górę to praktycznie nie było widać nieba. Droga, którą szedłem także była zarośnięta i musiałem uważać, by się nie poparzyć pokrzywami.
Po chwili spaceru zauważyłem na liściach ślady krwi i podążyłem za nimi. Plamy były coraz większe i doprowadziły mnie do jakiegoś chłopaka, stojącego przede mną. Był odwrócony do mnie tyłem i nie mogłem dostrzec jego twarzy. Nagle las zniknął i znaleźliśmy się w czarnym pomieszczeniu. Spojrzałem na postać przede mną, był ubrany w czarne spodnie i białą bluzę. Wystawiłem do niego dłoń i zanim zdążyłem go dotknąć on odwrócił głowę i aż odskoczyłem. Wyglądał paskudnie, strasznie, odrażająco. Jego źrenice były malutkie, oczy miał wytrzeszczone, ale najbardziej przeraził mnie jego uśmiech. Wycięty wzdłuż polików, krew lała mu się po brodzie i po szyi barwiąc śnieżnobiałą bluzę. Uśmiechnął się. Jego znamiona wydłużyły się co dało jeszcze straszniejszy efekt. Cofnąłem się jeszcze o krok, chciałem stamtąd uciec, chciałem uciekać od tej przerażającej postaci. Ale nie mogłem, gapiłem się na niego jak zahipnotyzowany, nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Ponownie się uśmiechnął, ale tym razem pokazał zęby, brudne od swojej krwi. Skrzywiłem się, był tak odrażający, że na sam jego widok miałem odruch wymiotny.- Witaj Jeff... - jego usta się poruszyły, a po czarnym pomieszczeniu rozległo się echo. Był to niski i ochrypły głos. Gdy podszedł do mnie wydał mi się naprawdę niski, dopiero teraz mogłem stwierdzić, że to dziecko. Chciał mnie dotknąć, swoimi małymi rączkami, ale szybko zrobiłem unik i zacząłem uciekać. Biegłem przed siebie, mając nadzieję, że ten chłopak mnie nie dogoni.
- Jeffrey Woods przed sobą nie uciekniesz - usłyszałem za sobą i rozniosło się echo. Zobaczyłem kogoś w oddali, pomyślałem, że może mi pomoże, nie chciałem mieć styczności znowu z tym potworem. Zatrzymałem się, ale nie czułem zmęczenia. Odwróciłem się i ujrzałem, że chłopak nie biegł za mną. Spojrzałem na postać przed sobą, również był do mnie tyłem. Kucał, nie wiedziałem co robi dlatego podszedłem bliżej. Ujrzałem ciało dziewczyny i tego świra. Dziewczyna miała poderżnięte gardło. Chłopak nawet na mnie nie spojrzał tylko wyjął scyzoryk, rozpoznałem go. Był to ten, który podarowała mi Diana na siedemnaste urodziny. Chłopak nachylił się nad nią i końcówkę noża wsadził w prawy kącik ust. Rozciął kawałek i krew pociekła za nożem, tworząc krwawy rów. Ostrze przejechało wzdłóż policzka aż do ucha. Zrobił to również z drugą stroną policzka. Patrzyłem na bezwładne ciało dziewczyny, gdy nagle ujrzałem blond włosy, dopiero teraz zorientowałem się, że to Diana. Chłopak z demonicznym uśmiechem spojrzał na mnie i cicho się zaśmiał.
Odwróciłem głowę, by nie móc patrzeć na ciało dziewczyny, którą kochałem. Chwyciłem się za głowę i mocno ścisnąłem, chciałem się znaleźć w innym miejscu. Śmiech odbijał się coraz bardziej i głośniej, aż w końcu ucichł. Otworzyłem oczy i spostrzegłem, że nie byłem już w czarnym pomieszczeniu tylko w jakimś pokoju. Rozejrzałem się, był to dziecięcy pokój. Na podłodze bawili się dwaj chłopcy. Obaj mieli brązowe włosy i niebieskie oczy.- Liu idziemy popływać? - zadał pytanie chłopiec.
- Nie... wiesz, że nie lubię wody...
- Wiem, że się boisz, ale nie martw się uratuje cię!
Chłopiec wstał i podniósł pięść do góry, by pokazać jaki jest silny. Uśmiechnąłem się na ten widok, nie widziałem za wiele dzieci w swoim życiu, przynajmniej nie tak z bliska. Mogłem je dostrzec, tylko przez wielkie okno, które było w mojej sali szpitalnej i na ulicach miasta. Oglądałem z zaciekawieniem chłopców, gdy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałem w bok i się wzdrygnąłem. Świr z wyciętym uśmiechem stał, zdecydowanie za blisko mnie.
- Widzisz? To ty i twój brat Liu - powiedział i wskazał na jednego chłopca. Przypomniał mi się jeden domownik, rzeczywiście poznałem tam ponoć mojego brata, ale nigdy nie podjąłem z nim rozmowy. Po za tym wydawał mi się niezbyt chętny do tego, dlatego wolałem się trzymać z ludźmi, którzy mi ufali.
Spojrzałem na drugiego chłopca, byłem to ja. Byłem taki niewinny, chciałem mu powiedzieć, żeby nie szedł drogą, którą poszedł, ale świr mnie zatrzymał.- Co chcesz osiągnąć pokazując mi to? - zapytałem i ponownie spojrzałem na chłopców.
- Prawdę - odparł.
W tym momencie przenieśliśmy się do jakiegoś domu gdzie była bitwa pomiędzy mną, a trzema chłopakami. Akcja była wyciągnięta jak z jakiegoś filmu, jeszcze brakowało popcornu.
Jeden z nich rozwalił mi wódkę na głowę i aż się złapałem za nią jakbym ponownie poczuł ten ból. Potem znaleźliśmy się w łazience gdzie mój wróg rzucił we mnie zapalniczką. Widziałem jak się palę, jak spadam ze schodów, a wszyscy wokół mnie krzyczą. Nagle małe igiełki wbiły mi się w skórę, czułem jakbym się palił, przez co zacząłem się drapać. Spojrzałem na dziewczynę, która podbiegła z gaśnicą i próbowała mnie ugasić. Czułem kojące zimno, a gdy zamknąłem oczy i po chwili je otworzyłem, znów znajdowaliśmy się w czarnym pomieszczeniu. Gorączkowo rozejrzałem się, ale na szczęście nie było ciała Diany, odetchnąłem z ulgą.- Co to było? - zapytałem nie dowierzając co ujrzałem.
- To był klucz do twojej pięknej postaci.
- Dlatego tak wyglądam, ale po czym te blizny na polikach? - spojrzałem na świra, który pstryknął palcami i znaleźliśmy się w łazience. Stałem przed lustrem. Moja skóra była śnieżnobiała, nie miałem jeszcze śladów na polikach. Uśmiechnąłem się, w ręce trzymałem nóż. Włożyłem go w kącik ust i rozciąłem tak szybko, że kawałem skóry prawie mi odleciał. Krew zaczęła lecieć, a biała umywalka stała się czerwona od krwi. Nadal się uśmiechałem, a po polikach zaczęły spływać mi łzy. Chwyciłem za drugi polik i rozciąłem go, już mniej energicznie niż poprzednio. Krew spływała mi strumieniami.
Spojrzałem na lustro, wyglądałem jak ten świr. Jak ten świr z krwawym uśmiechem.- Teraz już wiesz - powiedziało moje odbicie i chwyciło mnie za głowę wciągając do lustra. Tym razem staliśmy w jakiejś sypialni. W progu drzwi leżała martwa kobieta. Kilka kroków dalej leżał mężczyzna z poderżniętym gardłem. Poczułem słone łzy na policzkach, czułem się bezsilny i bardzo samotny. Nie miałem pojęcia dlaczego, gdy tylko patrzyłem na ciała tych martwych osób, chciało mi się strasznie płakać. Chciałem już, żeby ten sen się skończył, nie wytrzymam już dłużej.
To wszystko zaczęło mnie przytłaczać zamknąłem oczy i zasłoniłem uszy, by nic nie słyszeć.- Nie chce już nic widzieć! - krzyknąłem i nagle stała się cisza.
- Ale Jeff przecież to ty! To ty to uczyniłeś! - mówił głos należący do świra z wyciętym uśmiechem.
Głośny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu, dzwonił mi tak w uszach, że zaczęła mnie boleć głowa. Gdy już myślałem, że mi wybuchnie, obudziłem się. Byłem cały mokry, czułem jak krople potu spływają mi po skroni. Przetarłem twarz i spojrzałem w lustro. Blizny wzdłuż policzków, to moja zasługa, ale czy to prawda? Przecież sen nie oznacza, że działo się to naprawdę. Jestem pewnie przewrażliwiony po tym gdy zabiłem Mike'a i tamtą dziewczynę. Westchnąłem ciężko i wróciłem do łóżka, to tylko sen Jeff, zwykły koszmar.
CZYTASZ
The Past/Jeff The Killer/
Fanfiction- Zabiłem ją - powtórzyłem tym razem na głos i poczułem jak wzbiera mi się na wymioty. Szybko się odwróciłem, a z moich ust wydobyło się dzisiejsze, strawione już śniadanie. Wytarłem usta o rękaw bluzy i ponownie spojrzałem na ciało. Czemu nie czuje...