Minął już rok odkąd jestem prawdziwym mordercą. Po moim niezłym bałaganie odnośnie zabicia ośmiu policjantów, musieliśmy się wynieść z bunkru i każdy poszedł w swoją stronę. Jeszcze pamiętam to wspaniałe uczucie. Nigdy czegoś takiego podobnego nie czułem. Można powiedzieć, że to wybudziło moją ukrytą pasję, popełniania morderstw. Nie robię tego często, zazwyczaj staram się zabijać gdy ktoś na to zasługuje.
Wolę unikać bliskich kontaktów z policjantami. Jeszcze miałem ślad na brzuchu jak mnie postrzelili. Blizna była ogromna, ale dopełniała mój specyficzny wygląd.
Nie chciałem zwracać aż tak dużej uwagi na siebie, nadal nie byłem do końca pewny kim byłem i jestem. Dlatego ruszyłem swoją własną drogą, by odnaleźć prawdę.
Nie miałem pojęcia co się stało z resztą, pewnie i oni podążyli własną ścieżką. Wyszedłem z jakiegoś opuszczonego domu leśniczego i ruszyłem przed siebie. Tydzień temu skończyłem osiemnaście lat, czyli tyle, żeby stanąć przed sądem i przyznać się do 148 zabójstw, bo tyle już mi się nagromadziło. Każdej nocy zastanawiałem się nad tym, jakby wyglądało do końca moje życie gdybym nie uciekł. Zapewne trzymaliby mnie w jakiejś klatce i traktowali jak gówno do mojego wyroku. Takiej trzymałem się opcji, bo raczej nie mogło być inaczej. Byłem jednym z najbardziej poszukiwanych morderców w kraju, któremu nie mogli przypisać sto dwadzieścia zabójstw bo nie mieli dowodów, zostałbym zamknięty za zabicie rodziców jeśli patrzyliby na to przepisowo, ale tak naprawdę oni po prostu, bo tak im się podoba zesłaliby mnie na elektryczne krzesło. Takie było moje życie, czyli do dupy. Nie pamiętałem kompletnie nic oprócz dziwnych wizji z moich snów i tego co mi powiedzieli mieszkańcy wariatkowa. Co się dowiedziałem, to to, że byłem mordercą i rzeczywiście polubiłem bycie nim.
Wyjrzałem zza drzewa i sprawdziłem czy nikt nie kręci się po okolicy, na szczęście było czysto. Ostatnim razem, gdy nie uważałem dostałem kulkę w brzuch. Nauczyłem się być bardziej ostrożny i uważny.
Przeszedłem przez ścieżkę i szybko pobiegłem w stronę rzeczki, dawno się nie myłem i trochę śmierdziałem, jednak życie w bunkrach jest naprawdę dobrym rozwiązaniem, ale nie wiedziałem gdzie takie w ogóle znaleźć.
Rozejrzałem się i podbiegłem do brzegu. Woda spokojnie płynęła wzdłuż skalistego wybrzeża. Zdjąłem bluzę i poczułem dreszcze na ciele, o tej porze jeszcze rok temu mogłem latać na golasa, było tak ciepło, ale teraz nawet w nocy temperatura spadała po niżej zera.
Zazwyczaj zatrzymywałem się w leśnych opuszczonych chatkach, znalazłem taką włącznie z właścicielem, ale już dawno nie żył. Nie za sprawą mojego noża, zanim przyszedłem ciało było zgniłe i szarawe, musiało już trochę leżeć. Zmarł raczej ze starości, ale nie wiem po czym to stwierdziłem.
Zdjąłem podkoszulek i potarłem ramiona, chłód przeszył moje chude ciało. Przywykłem już do takiego życia, ale było bardzo niewygodne, strasznie ciężko było znaleźć jedzenie. Spojrzałem na moją wielką bliznę na brzuchu. Ponoć Jack wyjął nabój, gdyby kula znajdowała się kilka milimetrów wyżej przebił aby mi wątrobę a to skazałoby mnie na śmierć. Miałem cholerne szczęście, ale i nieszczęście biorąc pod uwagę moje życie jako morderca.
Zdjąłem spodnie, modliłem się, żeby nikt niepożądany tędy nie szedł. Wszedłem w bokserkach, je również wypadałoby uprać. Zimna woda szczypała mnie w ciało, ale nie było źle. Wszedłem głębiej i zanurkowałem szorując głowę, niestety nie posiadałem mydła i musiała wystarczyć mi tylko woda. Gdy się wynurzyłem ujrzałem jakiegoś chłopaka, który grzebał w mojej torbie. Mój nóż znajdował się w kieszonce, w której grzebał koleś. Rozejrzałem się, był sam chyba powinienem sobie z nim poradzić. Wyszedłem z wody i krzyknąłem.- Ej, to moje rzeczy - powiedziałem i chwyciłem za spodnie, które ubrałem na mokre nogi. Cały się trząsłem, było naprawdę zimno.
- Jeff jak dobrze cię widzieć - powiedział i odwrócił się ukazując swoją niebieską maskę. Odetchnąłem z ulgą i przytuliłem go. Był to Jack, nie miałem pojęcia co tu robił, ale cieszyłem się że nie musiałem go zabić, gdyby to nie okazał się on.
Ubrałem się do końca, a Jack na mnie poczekał bawiąc się moim scyzorykiem.
CZYTASZ
The Past/Jeff The Killer/
Fanfic- Zabiłem ją - powtórzyłem tym razem na głos i poczułem jak wzbiera mi się na wymioty. Szybko się odwróciłem, a z moich ust wydobyło się dzisiejsze, strawione już śniadanie. Wytarłem usta o rękaw bluzy i ponownie spojrzałem na ciało. Czemu nie czuje...