Cały rozdział poświęcony Jane. Jest to bonus! Tej części nie było w książce!
Jane pov.
Wszyscy byli w nerwach, nie wiedzieliśmy do końca jak mamy odbić Jeffa i czy mamy jeszcze na to czas. Chciałam ponownie podjąć próbę przekonania ich, żebyśmy zostawili go na pastwę losu, ale gdy Liu wyszedł z bunkru, a reszta za nim, odpuściłam.
Wyszłam trochę później z clockwork, żeby były między nami odstępy. Szłyśmy w jednej linii, nie odzywając się do siebie. Nie byłyśmy dość blisko, ale była to chyba najnormalniejsza dziewczyna z tego domu, o ile można było to nazwać domem. Wiem jedno, że jak odnajdziemy Jeffa i go odbijemy odchodzę, przynajmniej na jakiś czas. Potrzebuję przez parę miesięcy pobyć sama zanim znów wrócę, a wiedziałam, że wrócę.
W drodze do miejsca gdzie go widziałam usłyszałyśmy serię strzałów. Spojrzałam na nią, a ona na mnie i pobiegłyśmy w stronę skąd dochodził dźwięk. Kiedy wyszłyśmy na główną drogę w lesie, którą jeżdżą samochody, aż szczęka mi opadła. Wszyscy byli martwi, a sam Jeff leżał pod drzewem i pomału się wykrwawiał. Podbiegłam do niego i chwilę na niego patrzyłam, chciałam go tu zostawić na śmierć, ale clockwork zaczęła uciskać jego ranę postrzałową. Przez myśl mi przeszło, żeby i jej się pozbyć i żeby oboje się wykrwawili, ale gdy dołączyli do nas chłopcy od razu się opamiętałam. Wiedziałam, że i tak go uratują nie liczyło się moje zdanie, przynajmniej nie do tej kwestii.- Dasz mu pół godziny, a on ci zrobi rozpierdol na całego - powiedział Toby.
- Taki rozpierdol, że teraz będziemy musieli się przemieścić - zauważyłam.
Nikt mi nie odpowiedział. Chłopcy chwycili Jeffa i szybko zabrali go do bunkru, do pokoju gdzie ja byłam operowana kiedy Nina mnie zaatakowała. Nagle serce mi stanęło, byłam coś winna Jeffowi, wtedy on mnie uratował. Dlatego nie mogłam pozwolić by on teraz umarł, uznałabym to za spłatę długu i nie byłabym mu nic winna. Znienawidziłam go chyba tego dnia jeszcze bardziej, bo rzeczywiście wtedy mnie uratował i gdyby nie jego szybka reakcja pewnie byłabym po drugiej stronie.
Zabilabym go za to podwójnie, ale nie mogłam musiałam być czysta od długów, a zwłaszcza u niego. Położyli go na wielkim stole i rozcięli mu bluzę. Pamiętam, że zawsze było mu szkoda swoich ubrań, gdy przesiąkały krwią i musiał je wyprać bądź spalić. Ciekawe czy tej też mu będzie szkoda.
Sprawa wyglądała poważnie, krew z brzucha cały czas ubywała, a naszym jedynym lekarzem był Jack i Nurse Ann. Podali mu jakiś środek i chłopak nagle się ocknął, usiadł tak gwałtownie, że się przeraziłam.- Jeff dostałeś kulkę w brzuch, musimy ci podać coś na znieczulenie - mówił Jack i założył rękawiczki. Jeff spojrzał na swój dziurawy brzuch i znowu zemdlał. Nurse Ann zaczęła klepać go po policzkach, by go zbudzić. Patrzyłam jak już odchodzi na tamten świat. Postanowiłam zainterweniować. Podeszłam do jego ciała i z całej siły walnęłam go z liścia. Otworzył oczy. Uśmiechnęłam się triumfalnie, czego nie było widać pod maską, ale po tym mnie wyprosili z pomieszczenia, jak i resztę.
Można powiedzieć, że byliśmy kwita choć nie do końca, bo to nie ja mu niestety ratuje życie tylko Jack. Zdenerwowana poszłam do swojego pokoju. Niestety nasze długi nie zostały wyrównane. Byłam tak wkurwiona, że rzuciłam nożem w ścianę, odbił się i spadł na ziemię. Do pomieszczenia wszedł Hoodie i zamknął za sobą drzwi.- Wyjdzie z tego - powiedział i usiadł na łóżko. Spojrzałam na niego i zdjęłam maskę, moja twarz wykrzywiona była w grymasie. Tylko Hoodiemu ufałam na tyle, by pokazać swoją prawdziwą twarz. Przy nim mogłam być sobą i wygadać się ze wszystkich moich problemów. Był niezawodnym słuchaczem i do tego umiał dotrzymywać tajemnicy.
- Myślisz że mnie obchodzi jego życie? - zakpiłam i kopnęłam w łóżko, siadając koło chłopaka.
- To czemu jesteś taka nabuzowana? - zapytał.
- Bo ten debil uratował mi życie teraz ja powinnam mu uratować życie - powiedziałam i wymachiwałam rękoma jednocześnie.
- I jesteś zobowiązana do tego by mu uratować życie?
- Tak, chyba... - odparłam i schowałam twarz w dłonie - mam tego dość, jak ja mam go ukarać skoro nawet nie wie kim jest, to by było nie fair - powiedziałam już spokojniejsza.
- Chyba nie rozumiem czemu chcesz go dopiero zabić gdy dowie się kim jest, może to nie nastąpić - powiedział.
- Bo musi wiedzieć, że mnie skrzywdził inaczej ta zemsta nie miałaby sensu - odparłam, a chłopak objął mnie ramieniem. Oparłam głowę o jego pierś i tak siedzieliśmy w ciszy przez jakiś czas. Hoodie, zawsze wiedział co zrobić bym poczuła się lepiej. Nawet jeśli byłby to mały gest jak właśnie taki przytulas. On sprawiał, że naprawdę czułam się dobrze, był dla mnie naprawdę ważną osobą.
Po dwóch dniach dopiero oznajmili nam, że stan Jeffa jest stabilny. Jack wyjął mu nabój i powiedział, że gdyby trafił trochę niżej to miałby rozpierdzieloną wątrobę i dostałby krwotoku wewnętrznego. Mnie ta informacja trochę zawiodła. No bo gdyby umarł to nie musiałabym spłacać długu. Rozmawiałam o tym z Hoodim, to on mi to uświadomił, ale wszystko rychło w czas. Jeff żył, a ja nadal musiałam mu uratować to jego jebane dupsko, jakby nie mógł sobie po prostu umrzeć.
Całe szczęście mój przyjaciel mnie pocieszył, że dzięki temu że przeżył mogę go zabić, chociaż coś. Ale i tak muszę czekać jak ten przypomni sobie jakim był chorym pojebańcem.
Po dwóch tygodniach Jeff się wybudził i można było go odwiedzić, oczywiście ja z czystej ciekawości chciałam sprawdzić co u niego. Niestety mogłam wejść tylko z nadzorem, ale wybrałam sobie, by to Brian mnie pilnował, Masky i Jack nie mieli nic przeciwko. Może uda mi się przekonać Briana, że gdy tam wejdziemy uśmiercimy po cichu Jeffa, ale potem wolałam nie mieć na głowie Slendermana i innych, po za tym Hoodie na sto procent, by się nie zgodził.
Weszłam do środka, przenieśli go do jego pokoju, gdzie mógł spokojnie się wyspać na swoim łóżku. Za mną wszedł Hoodie, Jeff spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Zdziwiło mnie to, nie powiem poczułam się dziwnie, nie chciałam by się do mnie uśmiechał.- Dobrze cię widzieć - powiedział Hoodie a Jeff tylko kiwnął głową. Spojrzałam na Jeffa, rzeczywiście żył, niestety, ale był słaby przynajmniej teraz...
Odwróciłam się do Briana i wyjęłam nóż tak, żeby Jeff tego nie widział. Hoodie zabrał mi od razu broń i pokręcił głową. Właśnie w tym momencie straciłam jedyną szanse na zabicie go. Byłam pewna że to zrobię, ale zostałam powstrzymana...- Jak się czujesz Jane? - zapytał Jeff na co się odwróciłam. Czy serio ten zjeb zapytał mnie jak się czuje, kiedy on o mało nie umarł? Na chuj go obchodzę ja?! Najchętniej to bym mu teraz za to odcięła ten język, by nigdy nie słyszeć jego wstrętnego głosu. Gdy zrobiłam krok w jego stronę, by wyrwać mu ten język własnoręcznie. Hoodie złapał mnie za ramię lekko ściskając. Szkoda, że on tu był bo bym już dawno go zabiła. Chyba wybrałam do tego, złego ochroniarza.
- Dobrze - wyksztusiłam w końcu. Potem totalnie się wyłączyłam. Hoddie i Jeff o czymś rozmawiali, gdy przez moment się skupiłam zrozumiałam, że opowiada mu o tym co się stało tam z tymi policjantami i znowu powróciłam do swoich myśli.
Też mi co, pyta jak się czuje czy on ma głowę też upadł jak go to auto tam potrąciło, był na granicy życia i śmierci a on się martwił o mnie. Nie żeby mnie on coś obchodził wręcz przeciwnie, ale też nie chciałam, by to o MNIE się martwił. A to zabawne, Jeff, który zabił mi rodzinę martwi się o mnie. Zachciało mi się śmiać ale szybko zatuszowalam to kaszlnięciem. Choć nie ukrywam, że poczułam się miło, gdy o to zapytał, rzadko się trafia na mordercę, który się martwi o drugiego chyba, że stracił pamięć i jest jebanym świętoszkiem, takim jak Jeff. Nie liczę oczywiście Briana, on jest po prostu inny i za to go uwielbiałam.
Kolejny dzień minął i musieliśmy niestety spadać, każdy musiał iść w swoją stronę bo w okolicy roiło się od policji i psów gończych. Ja na początku podróżowałam z Clockwork, ale rozdzieliłyśmy się, podążając własną ścieżką.
Poszłam do centrum miasta, gdzie mogłam zdjąć swoją maskę i zaszyć się w jakimś tanim hotelu. Przez to, że nie byłam znana i nie popełniałam morderstw nie mogli mnie złapac, gdyż nie byłam o nic posądzana. Wszyscy myślą, że nie żyłam, że Jeff mnie wykończył, tamtej nocy w której zginęli moi rodzice.
Po miesiącu mieszkania jak normalna obywatelka, wróciłam do Gesham, gdzie czekał na mnie Hoodie. Nie mogłam znieść tej normalności, chyba nie nadawałam się już do życia jako zwykła dziewczyna. Brakowało mi również moich zjebanych przyjaciół. Musiałam wrócić, do rodziny a moją rodziną byli mordercy, a ja również nim byłam.
CZYTASZ
The Past/Jeff The Killer/
Fanfic- Zabiłem ją - powtórzyłem tym razem na głos i poczułem jak wzbiera mi się na wymioty. Szybko się odwróciłem, a z moich ust wydobyło się dzisiejsze, strawione już śniadanie. Wytarłem usta o rękaw bluzy i ponownie spojrzałem na ciało. Czemu nie czuje...