Otworzyłem drzwi, było już ciemno ale od razu rozpoznałem dwie postacie, które na pewno wzmocnią nasz zespół. Przede mną widziałem jak Kagekao siedzi na werandzie i sączy wino, a na przeciwko niego oparty o ścianę stoi Offenderman. Zaskoczony tym widokiem rozejrzałem się, czy nikt ich nie zauważył, ale całe szczęście było czysto.
- Wina? - zapytał Kagekao, a jego czarna część maski wykrzywiła się w wielki uśmiech. Na mojej twarzy również on zagościł, w ogóle nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę. Wyszedłem do nich, by się przywitać, gdy za mną pojawił się Slennderman, który zaczął pogawędkę ze swoim bratem, oczywiście nie mogłem tego usłyszeć, dlatego skupiłem się na Kagekao.
- Co wy tu robicie? - zapytałem, a potwór wziął dużego łyka czerwonego wina. Jego mina dziwnie się skrzywiła po czym spojrzał na mnie.
- Poszliśmy za Slendermanem - odparł i wyrzucił lampkę za siebie. Rozbiła się na kawałki, gdy spotkała się z ziemią. Kagekao był specyficzny, był też potworem, więc nie miał dużo cech ludzkich tak jak Slennderman i jego brat. Dla Kagekao liczyła się zabawa, najbardziej bawiło go obserwowanie, gdy to inni mordowali, a nie on sam. Domyśliłem się, że wiedział iż porwali moich przyjaciół i przyszedł poobserwować. Raczej nie przybył, by nam pomóc, tak samo jak Offenderman. Jednak warto było spróbować poprosić ich o pomoc. Gdybyśmy mieli ich w składzie, bylibyśmy naprawdę mocni.
Kagekao spojrzał na olbrzymów i gdy Offenderman do niego podszedł obaj zaczęli o czymś szeptać po czym skierowali się w stronę lasu. Moja próba poproszenia ich o pomoc, przepadła.- Jeszcze wrócimy - powiedział Kagekao na odchodne i zanim się obejrzałem ich już nie było. Spojrzałem na Slendera, który trzymał śpiącą Sally na rękach.
"Pomogą Ci jak przyjdzie na to czas"
Usłyszałem w swojej głowie. Na mojej twarzy znów zagościł uśmiech, jeśli uda nam się zebrać wszystkich z wariatkowa będziemy niepokonani. Slennderman tak samo jak jego brat i Kagekao, ruszył w stronę lasu i on również zniknął. Spojrzałem na moich przyjaciół, którzy byli gotowi do podróży. Ruszyliśmy. Dzięki informacjom, które przekazała nam Jane dotarliśmy do małego domku na uboczu dróżki. Światła się nie świeciły, a wszystkie okna były zasłonięte roletami. Dom nie wyglądał na opuszczony, raczej zostawiony przez właścicieli, którzy wyjechali na urlop. Jane pewnym krokiem podeszła pod jedno okno i wystukała dziwny rytm. Rozejrzała się wokół, dom stojący obok świecił pustkami tak samo jak na przeciwko, dochodziła trzecia w nocy. Ludzie o tej porze zazwyczaj spali, dlatego godzina trzecia nad ranem była złotą, dla morderców.
Po chwili usłyszeliśmy jak zamek puszcza i drzwi otworzyła dziewczyna, która od razu nas pogoniła byśmy wszyscy szybko weszli do środka. Gdy znaleźliśmy się w ciemnym domu, dziewczyna spojrzała na nas nieprzytomnym wzrokiem. Była to Clockwork, ale nie miała zegarka wbitego w oko tylko gościła na nim przepaska, jak mają piraci.
Dziewczyna najwyraźniej spała, bo była w samym podkoszulku i majtkach, co nie uszło uwadze naszemu Tobyemu, któremu oczy się świeciły, gdy na nią patrzył.- Mówiłam ci, że chce odpocząć, po co ich tu sprowadzałaś? - zapytała z pretensją i odpaliła jednego papierosa, a paczkę rzuciła na stolik do kawy. Wygodnie rozsiadła się na kanapie, która była przykryta folią i powoli wypuściła dym.
- Mamy kłopoty, porwali Tima, Jacka i Briana - powiedziała Jane, siadając na przeciwko niej na fotelu. Stałem nie wiedząc gdzie się podziać i obserwowałem w spokoju dziewczyny, to samo robili chłopcy.
- Nie mój problem - powiedziała i strzepała popiół na popielniczkę, która stała obok paczki papierosów.
Podszedłem do niej na co ona zwróciła na mnie swoje zielone oko.
CZYTASZ
The Past/Jeff The Killer/
Fanfiction- Zabiłem ją - powtórzyłem tym razem na głos i poczułem jak wzbiera mi się na wymioty. Szybko się odwróciłem, a z moich ust wydobyło się dzisiejsze, strawione już śniadanie. Wytarłem usta o rękaw bluzy i ponownie spojrzałem na ciało. Czemu nie czuje...