🔯ROZDZIAŁ 2🔯

14.1K 1K 570
                                    

Perspektywa: Thomas

Wiatr przyjemnie smagał mi twarz i rozwiewał włosy, gdy szybowałem po niebie. Kochałem latać! To było coś najpiękniejszego na świecie!

Oczywiście powinienem być teraz w pałacu i pilnować zachodniego skrzydła posesji, ale mi się nie chciało. Nie lubiłem słuchać rozkazów i nakazów. Nie spotykała mnie za to żadna kara, więc robiłem co chciałem.

Latałem już tak przez sporo czasu, więc postanowiłem wrócić. Śmignąłem w dół i zakręciłem jeszcze beczkę w powietrzu z chichotem. Wylądowałem na tarasie, chowając skrzydła, kiedy tylko dotknąłem posadzki stopami. Chowanie skrzydeł, które magicznie znikały pod skórą na plecach nie bolało. Natomiast rozkładanie ich już tak, bo wtedy rozdzierały mi skórę.

Ruszyłem długim korytarzem jak gdyby nigdy nic.

- A ty co? Władca Michael kazał wszystkim zgłosić się do wielkiej sali. - ochrzanił mnie jeden ze strażników pałacu.

O cholercia!

Szybko zerwałem się do biegu i wpadłem po chwili do sali jak poparzony.

- Przepraszam za spóźnienie! - wykrzyczałem do Michaela, mając nadzieję, że tym razem nie będzie zły - To naprawdę ostatni raz. Chyba. W sumie to nawet nie jest mi przykro z tego powodu. - przyznałem się szczerze.

- Po prostu ustań w szeregu, Thomas. - westchnął władca.

Spojrzałem na zgromadzonych w sali. Nie wiedziałem co to za zebranie i czego dotyczy.

- Chcę jego. - usłyszałem władczy, zachrypnięty lekko głos.

Moje oczy spotkały się z ciemnymi oczami szatyna. Był ubrany na czarno. Czarne, obcisłe spodnie. Czarna koszula, podwinięta do łokci, czarne buty, nawet czarne bransoletki na prawym ręku. Był przystojny i nawet dobrze się na niego patrzyło, ale po jego ubraniu, wiedziałem, że to demon.

- Ale o co chodzi? - spytałem Michaela, dziwiąc się co tu robi demon.

- Wybrana piątka zostaje. Reszta, rozejść się. - nakazał Michael.

Stałem w miejscu i patrzyłem jak cała horda wychodzi z sali. Zostałem tylko ja, Michael, ten demon oraz czwórka aniołów, których dobrze znałem. Liam, Brad, Cody i Scott.

Szatyn podszedł i obkrążył mnie, skanując moją twarz swoim wzrokiem. Przeszły mnie ciarki po ciele, bo w jego spojrzeniu było coś przerażającego.

- Dylanie, radzę ci się zastanowić co do tego anioła. - uprzedził spokojnym głosem Michael.

Zamarłem, kiedy usłyszałem TO imię.

Święty Boże! Stoi koło mnie władca Piekła!

Nigdy nie widziałem go aż do teraz. Słyszałem wiele strasznych rzeczy na jego temat, chociaż podobno jest trochę łagodniejszy niż Lucyfer, co nie zmienia faktu, że nawet demony się go boją, więc musi być bezlitosny dla wszystkich.

Przełknąłem głośno ślinę z nerwów.

Tylko czego on chce ode mnie i tej czwórki obok?

- Już zdecydowałem. Biorę jego i tamtych. - oznajmił tonem nie przyjmującym sprzeciwu.

A jeśli o sprzeciw chodzi, ja zawsze sprzeciwam się wszystkiemu i każdemu.

- Jak to "biorę"? - spytałem, patrząc z niepokojem na Michaela - Ja nigdzie z nim nie idę! - uniosłem się.

- Skarbie, po pierwsze już jesteś MÓJ. Po drugie, jestem władcą Piekieł, a ty tylko zwykłym aniołem, więc nie unoś głosu, bo się to dla ciebie źle skończy. A po trzecie...- ustał przede mną, łapiąc mnie pod brodę, abym na niego spojrzał - Nie ty tu decydujesz tylko ja. - poinformował groźnym tonem.

Odsunąłem się gwałtownie w tył po to, żeby jego palce nie dotykały mojej twarzy.

- Jeśli mogę się wtrącić...- zaczął Liam - Czemu tak w ogóle w ramach pokoju musimy zamieszkać pomiędzy demonami? To jakiś rodzaj integracji? - zaciekawił się.

- Nie będę mieszkał z demonami. - burknąłem pod nosem, krzyżując ręce na piersi.

- Można powiedzieć, że integracji. - zaśmiał się Dylan i wcale, ale to wcale nie był to wesoły śmiech, raczej podły i złowrogi - A ty, aniołku...- spojrzał na mnie - Za każde twoje burknięcie pod nosem będę naliczał ci kary. - ostrzegł.

Co? Jakie kary? To jakiś psychopata, nie demon!

Postanowiłem zamilknąć narazie. Nie mogłem uwierzyć w to, że Michael dla pokoju sprzedał nas jakiemuś psycholowi! Powinienem iść w tej chwili do Ojca na skargę!

- Wiem, że wam ciężko. Mi też jest ciężko, ale to był warunek Dylana, a my już i tak straciliśmy wiele aniołów przez wojnę. Nie mogę pozwolić, żeby zginęło ich jeszcze więcej. - wyjaśnił Michael.

Pierdol się, Mikey!

I tak! Jestem aniołem i klnę! Ktoś mi zabroni?

- Rozumiem. - przytaknął Scott - Nie mam żalu. - dodał.

No tak! Scott jest przecież rozsądny do bólu! Jak on może się z nim zgadzać?

- Ja mam. - wtrącił Liam.

- Chociaż jeden po mojej stronie. - burknąłem pod nosem, bo jak widać Brad i Cody byli tak przerażeni, że postanowili milczeć i wcale się nie bronić.

- Kolejna kara. - szatyn posłał mi cwany uśmiech, a ja nie bardzo wiedziałem z czego on tak się cieszy.

Mam gdzieś jego kary! Nikt nie zabroni mi mieć własnego zdania! I będę burczał pod nosem tyle ile będę chciał!

- Przykro mi. Naprawdę oddałbym wiele,  aby uniknąć tego wszystkiego. - wyznał Michael.

Nie no! Nie mogę na niego już patrzeć!

- Oh, jakie to wzruszające. - prychnął Dylan - Sorka, ale muszę przerwać twój jazgot. Trochę mi się spieszy, także...- złapał mnie za ramię, po czym popchnął w stronę czwórki aniołów.

Wpadłem na Scott'a, który złapał mnie w ostatniej chwili.

Jak ten psychopatyczny śmieć śmiał mnie tak bezczelnie popchnąć!

Spiorunowałem go wzrokiem, ale akurat nie patrzył w moją stronę.

- Uspokój się, Thomas. Gniewem niczego nie rozwiążesz. - upomniał mnie szeptem Scott.

- Takie rozwiązania są najlepsze. - stwierdził Liam, a ja posłałem mu mały uśmiech.

- Z-zabiją nas? - wyjąkał przerażony Cody.

- Nie kracz. - poprosił ze strachem Brad.

- Nie pozwolę, żeby stała wam się jakakolwiek krzywda. - obiecałem im.

Szatyn podszedł do nas, na co od razu przestaliśmy szeptać i skupiliśmy wzrok na nim. Jęknąłem z niezadowoleniem w duchu, gdy jasne światło spowiło wszystko wokół mnie. Dylan w tej chwili teleportował nas do swojej krainy, a ja tak bardzo tego nienawidziłem, bo po wszystkim kręciło mi się w głowie. Tylko potężne istoty miały zdolność teleportacji. Michael pare razy mnie przenosił z miejsca w miejsce. To była udręka.

Nagle światło zniknęło, a ja wraz z resztą aniołów i tym psycholem z Piekła, znalazłem się w bardzo ponurym miejscu. Od razu zachciało mi się płakać na ten widok. Trawa miała kolor zgniłozielony. Na drzewach nie było liści. Nie słyszałem śpiewu żadnego ptaka, tylko kruczenie kruków gdzieś w oddali. A niebo? Niebo było pochmurne i ciemne. Nie ma kwiatów, słońca, motyli, zwierząt, zieleni, nie ma tu nic pięknego.

Czułem, że umieram powoli w środku.

😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈😈

W załączniku: Thomas

Chosen By The Devil (Dylmas)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz