XXVI. "Ratunek"

188 11 1
                                    

Oczami Jeff'a: (Taak 😂)

Oglądałem właśnie jakiś nawet śmieszny horror'ek o jakichś kosmitach, tjaa.. Rose nie wróciła do willi, trochę się o nią zaczynałem martwić.. Nagle przerwano film, oczywiście.. Wiadomości z ostatniej chwili.. No, a jak.. Już miałem przełączyć, ale babka zaczęła mówić o jakimś zabójstwie, a przecież nie kojarzyłem, że ktoś wychodził na polowanie.
"Zabójstwo w parku. Dwaj chłopacy nie żyją. Jak się okazało morderca pod nazwą "The Black Flower" powraca. Miejcie się na baczości. Obok ciał, co zdziwiło policjantów na ziemi krwią jednego z chłopców był wyryty napis "I hate you". Policja dowodzi, że ta osoba musiała czuć urazę to tych chłopaków. Rany nie są zbyt głębokie, więc przypuszczają, że albo to była kobieta, albo mężczyzna pod wpływem środków odóżających. Ślectwo nadal jest w toku. Prośmimy o kontakt, jeżeli ktoś był tego światkiem, bądź ma przypuszczenia kto to mógł być."
Któtko po tej informacji ktoś wszedł do środka. Był to Ben.
-Czego chcesz mikrusie? - Warnąłem.
-Przyglądałem właśnie internet i przeczytałem o tym morderstwie.. Wiesz, że to Rose? Prawda..
-Tja.. I co ci do tego?
-Moim zdaniem powinieneś jej poszukać.
-Pff.. Od kiedy mam cię słuchać?! Chwila.. To nie taki zły pomysł..
-Jeśli chcesz mogę ci pomóc.. - Powiedział Ben. - Bardzo ją lubię.. - Spojrzał na ścianę omijając mój wzrok i się zarumienił.
-Yhh.. Jeśli musisz.. - Wstałem i wziąłem z półki, jeden ze starannie poukładanych noży.
-Ale nikt więcej nie idze. - Rzuciłem do Ben'a otwierając okno.
-Oknem?
-Tak, bo jakbyśmy szli korytarzem to zapewne ktoś to zauważy..
-Dobra, rozumiem. - Oboje wyskoczyliśmy przez okno. Szliśmy w kierunku parku, bacznie się rozglądając i co jakiś czas wołając jej imię.
-Hmm.. - Ben przystanął. - To nie tu ich zabiła? - Spojrzałem pod nogi. Rzeczywiście. W tym miejscu na ścieżce znajdowała się wsiąknięta krew.
-Ejj.. To nie powinno tu być psów? - Zerknąłem na niego lekko podenerwowany. On czuł to samo co ja. Po moim słowach ktoś skoczył na mnie od tyłu. Ty był policjant. Zacząłem się szarpać. Ben chciał mi pomóc (Ben? Tan Ben? XD), ale na niego rónież ktoś się rzucił. Mężczyzna był większy odemnie, potem z nienacka skoczył drugi, oboje próbowali mnie obezwładnić, byłem w mniejszości. Powoli przegrywałem. Szarpałem się niemiłosiernie. Ledwo widziałem Ben'a, on też miał kłopoty. Potem coś błysnęło mi przed oczami. I tuż przed moją twarzą przefrunął nóż trafiając potem jednego z policjantów. Niemal nie uciął mi włosów. Spojrzałem w kierunku, z którego przyleciał. Siedziała tam ciemna postać, na drzewie. Potem zniknęła mi z oczu, rozprwiłem się z drugim policjantem i poczułem czyjąś obecność za moimi plecami. Wsadziłem rękę do kieszeni zaciskając ją na rękkojeści mojego ostrza. Szybkim i zwinnym ruchem odwróciłem się o już miałem wbić broń, gdy nagle została zablokowana innym nożem. Stała przedemną owa postać.. Rose.. Gdy zobaczyłem ją z bliska cała była we krwi..
-Tak mi dziękujesz.. - Syknęła, ja opuściłem nóż i już miałem jej coś powiedzieć i ją przytulić, gdy ona zwróciła się do mnie tyłem i pobiegła w kierunku Ben'a. Na śmierć o nim zapomniałem.. Pędem pobiegłem za Rose.. Właśnie oswobodziła Ben'a, w naszym kierunku biegło jakieś 12, na oko, policjantów.
-Uciekekamy! - Ryknąłem na całe gardło i pomknąłem przez krzewy bluszczu. Gdy się obejrzałem zobaczyłem Ben'a, Rose stała patrząc się na mnie, była wkurzona, ale wiedziała, że nie miała innego wyjścia.. Ruszyła naszą stronę, ale nagle ktoś ją złapał.
-Rose! - Krzyknąłem wnerwiony i już miałem iść jej na pomoc, ale Ben mnie zahamował.
-Stary.. Jeśli chcesz żeby ci wybaczyła nie zabijaj się, jak teraz rzucisz się w wir bitwy na stówę cię zabiją. Odbijemy ją. Obiecuję ci to.
-Ale.. Ale..! Nieee! - Ben trzymał mnie mocno za bluzę i nie pozwalał, żebym tam poszedł. Nie mogłem nic zrobić.. Tylko patrzeć.. Jak moja kochana rzuca się na wszyskie strony, a potem zaciągają ją do furgonetki policyjnej i odjeżdżają.. Zacząłem rozpaczać.. Łzy płynęły strumieniami.. Ben zachęcał mnie do powrotu do willi.. Nie chciałem.. Nie chciałem żyć.. Wolałem umrzeć, niż czekać i nie móc na nic poradzić.. W końcu dałem się przekonać, że tym co teraz robię nic nie wskóram, jedynie tylko mogą nas również złapać.. Powlokłem się do rezydencji. Gdy tylko otworzyłem drzwi tuż obok mojej głowy przefrunął noż, złapałem go w locie. Spojrzałem na obecnych w przedpokoju spode łba i warknąłem;
-Kto to zrobił, grzecznie pytam.. - Wszyscy umilkli speszeni.
-Pytam jeszcze raz, kto to był? Jak ta osoba się nie przyzna to wyciągnę to od niej choćby na torturach.. - Tłumek się rozsunął, ja zobaczyłem stojącą przedemną Clock Work..
-Ty.. - Podeszłem do niej wnerwiony.. Stała przy ścianie. Szybko i mocno wbiłem nóż w ścianę do słownie kilka centymetrów do jej szyi.. Kropla potu słynęła po jej czole.. Odsunąłem się od niej..
-Coś się stało Jeff..? - Zapytał E.J
-A czemu miało by się coś stać!? - Ryknąłem i pobiegłem na górę do swojego pokoju. Teraz uświadomiłem sobie, że ona mnie uratowała, że gdyby nie ona, teraz ja byłbym złapany.. Ona.. Ona.. Załamałem się do reszty. Niczym słaba kładka na rwącym potoku..

-------------------------------
Czeeść.. Dzisiej tak przygnębiająca trochu atnosfera.. Ale cóż.. Niestety powoli zbliżamy się do końca.. Niestety.. :c Db, do następnego.. I paa..

|| Nights of the murderer || Jeff The Killer || Love Story || PL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz