XXIX. "Czas"

211 12 0
                                    

Oczami Rose:

Obudziłam się, a raczej ocknęłam.. Wcześniej nazwałam to zaśnięciem, ale teraz wiem, że zemdlałam. Moja świadomość powoli zaczynała wracać.. Wzrok stawał się z każpdą chwilą wyraźniejszy. Czułam ciepło. Gdy już wszysko było okej zrozumiełam, że jestem w moim czarwonym pokoju w rezydencji.. Po dosłownie chwili usłyszałam za sobą miły głos Jeff'a:
-Cześć moja księżniczko. - Odwróciłam się i zobaczyłam jego leżącego tuż obok mnie..
-Jeffrey.. - Wtuliłam twarz w jego ramie.
-Tak słonko?
-Nie nazywaj mnie tak! - Palnęłam go delikatnie w głowę.
-Yhhm.. No dobrze, tak Rose?
-Co teraz zrobimy?
-A może.. - Jeff zrobił lennego na twarzy.
-Zabić cię debilu?
-Taak! - Ucieszył się jak dziecko. - Od ciebie zawsze. ^^
-Idiota.. - Parsknęłam, wstałam i poszłam do łazienki.
-Dzięki misiu! - Usłyszałam za sobą jak wyszłam.
-Morda w kubeł. - Rynkęłam i trzasnęłam drzwiami. Spojrzałam w lustro, moje włosy były w kompletnym nieładzie, typowe.. Ułożyłam je jak zwykle, ale po co to tak naprawdę, skoro i tak zawsze chowam je pod kapturem mojej czarnej bluzy... Tak naprawe, nie wiem.. Gdy byłam w końcu ogatnięta wyszłam z łazienki wpadając przy okazji na Toby'iego.
-Hey kwiatu..! ROSE.
-Yhh? Aaa, cześć Toby, jak tam życie?
-Normalnie, cały czas papla o tej akcji ratunkowej.. - Usłyszałam za sobą zajomy głos, odwróciłam się.
-Hej Ma- Ale on mi przerwał.
-Niee..! - I wtedy Toby zaczął w kółko nówić "HEY MASKY!" A on znudzony wyjął z kieszeni papierosa, a następnie z tej samej kieszeni tylko drugą ręką wyjął zapalniczkę i zpodpalił go. Podczas gdy Toby wciąż powtarzał ten sam wers, a Masky kużył, postanowiłam nie marnować mojego cudownego życia na oglądanie tej komedyjnej sytuacji z ich życia i pokierowałam się do swojego pokoju. Przy okazji przechodząc obok niego szepnęłam;
-"Przepraszam...". - On odpowiedział krótkim skinieniem głowy i dymkiem w kształcie kółka puszczonym w moją stronę. Poszłam dalej, napotykając po drodzè jeszcze pare innych osób między innymi, E.J.'a, Ben'a i Clock'y.
Gdy wreszcie otworzyłam drzwi do mojego kochanego pokoju zdziwił mnie fakt, że Jeff'a nie było w środku.. Przejrzałam pewnie całe pomieszczenie, zajrzałam nawet pod łóżko i do szafy, czy sobie ze mnie jaj nie robi, czy coś, ale go ewidentnie tu nie ma. Wnerwiona, bo przecież chyba mu mówiłam, że ma na mnie czekać, wyszłam i rozejrzałam się po korytarzu. Stał tam Helen i gadał z Jane,od razu do nich podeszłam i zapytałam o Jeff'a, na co uzyskałam błyskawiczną odpowiedź od Jane:
-Nie chce nawet słyszeć o tym palancie! Mam nadziję, że jest właśnie na dywaniku u Papy.
-Co zrobił? - Zapytał zaciekawiony Bloody.
-Tak mi pokój rozwalił, że nic tylko remont potrzebny...
-Ahm.. Rozumiem.. Pomóc ci przy wyborze kolorów?
-Jasne, dzięki Helen. - Jane się uśmiechnęła i oboje mnie wymineli rozpromienieni, kierując się do salonu. Zdziwioło mnie to jak dobrze się dogadują, nie żeby pomiędzy nimi były jakieś złe relacje, ale, że aż tak blisko? Coś mi nie gra.. Nakierowana wyjaśnieniami Jane poszłam do biura Slenera. Grzecznie zapukałam do drzwi, a gdy usłyszałam mentalne "Proszę" w głowie weszłam do środka, jednak Jeff'a nie napotkałam.
-Witaj Rose, co cię do mnie sprowadza?
-Uhmm.. Szukam Jeff'a, nie wież może gdzie go znajdę?
-Ahh.. Jeff.. Kazałem mu popatrolować las, może go zatem nie być przez trochę..
-Rozumiem.
-Coś jeszcze? Jestem trochę zajęty.
-Już, już. Nie przeszkadzam. - Powiedziałam wstając z fotela naprzeciw mężczyzny - I dziękuję. - Szpnęłam wychodząc z gabinetu. Jednak znim zamknęłam drzwi usłyszałam jeszcze jego życzliwe:
-"Proszę".
No nic.. Czyli, albo czekać na niego w rezydencji, albo włóczyć się samemu po ciemnym i mrocznym lesie w poszukiwaniu seryjnego modrercy, a na dodatek mojego (❤😂) Oczywiście, że wybrałam tą drugą opcje, a co sobie myśleliście! Wróciłam się jeszcze tylko do pokoju po parę noży, a potem wyszłam na dwór. Padał deszcz, moja ulubiona aura. Hmm.. Szkoda tylko, że ta niebiańska woda zamazała ślady.. No coż, może pisane jest mi dziś błądzić po lesie, samotnie? Z resztą co mi tam.. I tak nic lepszego do roboty.. Ciekawe po co zdemolował pokój Jane.. Co jakieś przeszukanie robił? A może żeby go wkurzyć wzieła jeden z jego noży, które codziennie czyści, ostrzył i liczył.. To trochę chore, ale jak inaczej ma zachowywać sie psychopata i seryjny morderca? No właśnie.. Idząc tak z głową w chmurach natknęłam się na krew na drzewie stojącym tóż obok mnie. Aha... Czyli musiał tu być.. Wydedukowałam. Obeszłam drzewo do okoła i tak jak się spodziewałam z drugiej strony znalazłam zwłoki.. Tak na oko, czterdziesto letni mężczyzna. Jak zauważyłam, Jeff'i się trochę pobawił, bo owy martwy już człowiek był pozbawiony języka, gałek ocznych oraz palców i rąk. Poprzez miejsca po ranach mogłam też stwierdzić, że umarł poprzez wycięcie serca. Krew była świeża, musiał być tu przed chwylią.. Schyliłam się nad ciałem.
-Ciekawe.. - Syknęłam, a wtedy ktoś powalił mnie na ziemi. Razem przeturlaliśmy się po gruncie, a zatrzymaliśmy się dopiero przy drzewie. Ostatecznie udało mi się przejąć kontrole nad tym "wirkiem" i wydostać na górę. Zanim jeszcze spojrzałam na ową posatać wyjęłam nóż i przyłożyłam do jej szyi. Potem zauważyłam długie czarne włosy, odgarnęłam je i mym oczą ukazał się wieczny uśmiech.
-Coś ci nie poszło. - Wzięłam nóż i schowałam go do kieszeni, tym samym rozluźniając rękę z nadgarstków Jeff'a.
-Ahh tak!? - Rzucił się na mnie i to teraz on przygwoździł mnie do ziemi. Ja natomiast chwyciłam jego twarz i przyciągnęłam do swojej. Nasze usta spotkały się w miękkim i przyjemnyk pocałunku. Gdy wreszczie się od siebie odkleiliśmy Jeff powiedział.
-No dobraa.. Wybaczam ci tamto, ale więcej tak nie mów! BO SIĘ OBRAŻE! - Wstał i podał mi rękę w geście pomocy, który przyjęłam.
-Ale to prawda.. - Powiedziałam sobie pod nosem.. Ale jak się okazało usłyszał to..
-Chodź no tu! Ja już cię naucze jak kogoś zabić! - Rozpoczął się sprint.. Biegłam lasem, Jeff deptał mi po piętach. Zwinnie i szybko wspiełam się na drzewo, a nasz wyścig rozpoczął się na nowym poziomie. Mianowicie na gałęziach drzew. Jednak raczej szczęśliwie dla mnie las powoli zaczął się przeżedzać i kończyć, a niekoniecznie Jeff powinien pojawiać się na chodniku pełnym ludzi w środku dnia.. Nagle usłyszałam za mną trzask gałęzi i ktoś za mną spadł na dół. Na chwilę przystanęłam i zauważyłam, że Jeff leży pod konkretnym drzewem, na którym właśnie jestem. Zastanawiałam się czy nic mu się nir stało i czy nie zejść tam na dół tego sprawdzić, ale gdy tylko usłyszałam jak klnie byłam pewna, że żyje. Natychmiastowo wstał i ruszył przed siebie, za pewne chcąc mnie gonić dalej.. Postanowiłam, że nie chce mi się go gonić, więc poszłam trochę się z kimś pobawić.. Gdy doszłam do miasta zdziwił mnie fakt, że dosłownie nikogo nie było na dworze. Aa, no tak jesteśmy przecież w dobie telefonów i komputerów.. Wszyscy siedzą w domu.. A może by tak kogoś odwiedzić.. Taak.. To dobry pomysł.. Wybrałam losowy dom i weszłam przez okno, znajdowała się tam kobieta, była przerażona, po mimo, że nie miałam jeszcze wyjętej broni.. A no tak.. Byłam w krwi tego chłopa co go Jeffrey zabił.
-Dzień dobry.. - Syknęłam. Kobiecie najwidoczniej z przejęcia zabrakło słów w gębie. Po chwili, przyznam, czego się nie spodziewałam, drzwi do pokoju się otworzyły. Stanął w nich zdziwiony sytuacją chłopak.

----------------------------------
Tak dawno nie było rozdziałów, że.. Ah.. Po prostu przepraszam.. :/ Rok szkolny i w ogóle... Postaram się pisać częściej.. Ale nie obiecuje, bo.. Wakacje.. Chorwacja.. Kreta.. PO PROSTU SIĘ POSTRAM OK? Do następnego i pa pa! ❤

|| Nights of the murderer || Jeff The Killer || Love Story || PL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz