część 30

230 16 5
                                    

  Jak zawsze rzucał słowa na wiatr, mówił głupoty-pomyślałam. Albo po prostu dopiero jutro spróbuje swoich sił ponownie. Ta opcja też była prawdopodobne. Przynajmniej nie będę musiała się z nim zmagać w sennym amoku, ale zupełnie wyspana i dokładnie ogarniająca każde słowo.
  Myślałam, że to sen, bo nagle usłyszałam pukanie do okna. Był to nie dzwięk stukania kamyków o szklaną powierzchnię, lecz energiczne pukanie jak do drzwi. Leniwie podniosłam się z łóżka i odsłoniłam roletę. Moim oczom ukazał się Arek. Na drabinie! Czy on do reszty oszalał?! Tak mnie przestraszył, że natychmiast się rozbudziłam i cofnęłam się o kilka kroków do tyłu. Nie codziennie widzi się chłopaków, którzy czekają na Ciebie w nocy, centralnie przed twoim oknem, a na dodatek na drabinie. Słyszałam jak stukał w okno.
  -Otwórz-mowił, a jego głos był przytłumiony przez szybę.
  Zrobiłam to co powiedział. Drabina mogła lada moment spaść, a on razem z nią. Poza tym musiałam wyraźnie powiedzieć mu jaki jest nienormalny, przez okno, wiadomo, słychać trochę gorzej.
  -Postradałeś zmysły?!-wydarłam się.
  On tylko popchnął mnie do tyłu, a w następnej chwili wlazł w buciorach na moje biurko. Nie miał wstydu.
  -Ja tu odrabiam lekcje!-znowu krzyknełam.
  Zaczęłam bardzo szybko machać rękami. Cóż on sobie wyobrażał? Podchodził do mnie coraz bliżej, a ja coraz bardziej cofałam się w stronę drzwi.
  -Jesteś...
  Nie pozwolił mi dokończyć. Przygniótł mnie do drzwi trzymając całe przedramie na wysokości obojczyków jakby chciał mnie udusić. Drugą dłonią zakrył mi usta.
  -Nie krzycz tak. Chyba nie chcesz żeby twoja mama się obudziła i nas tu przyłapała-mówił chytrze.
  Niestety miał rację. Z resztą gdy jeszcze stał pod moim oknem sama go przed tym ostrzegłam. Widziałam to w jego postawie i w jego oczach, czuł, że ma nade mną władze. Udało mu się nie mam jak wymigać się od rozmowy. Chyba, że nic nie powiem.
  Wyswobodził mnie z uścisku i zaczął przechadzać się po moim pokoju. Z ogromną pewnością siebie podszedł do okna i je zamknął.
  -Trochę chłodno się zrobiło, nie sądzisz?-mówił gdy szedł z powrotem w moją stronę.
  Wyglądałam przy nim dziś tak beznadziejnie, przy jego rozbudowanych ramionach schowanych za beżem męskiej bluzy, oraz przy tych nogach, na których czarne jeansy leżały niezwykle dobrze. Moja różowa piżamka na ciele zbyt chudym jak na szesnastolatkę prezentowała się niezbyt ciekawie.
  -Musisz wiedzieć, że nigdy wcześniej nie wchodziłem do żadnej dziewczyny przez okno-dalej prowadził beztroski monolog-Powinnaś czuć się wyróżniona.
  -Czuję się oczywiście niezwykle wyróżniona przez wyjątkowe traktowanie-zdecydowałam się na sarkastyczną odpowiedź.
  W tym momencie zrozumiał, że nie mam ochoty na jego podchody.
  -Przepraszam-spoważniał.
  -Mówiłeś to już wiele razy.
  -Bo nie wiem co jeszcze mogłbym powiedzieć.
  Stałam ze skrzyżowanymi na piersiach rękami podczas gdy on podchodził coraz bliżej.
  -W takim razie możemy już zakończyć rozmowę-upierałam się.
  -Przepraszam za to jak Cię wtedy potraktowałem.
  Mówił to w takim sposób i patrzył tak, że zmiękczało to moje skamieniałe serce. Nie chcę żeby tak na mnie działał i tak nic nie jest zbyt proste, a to dodatkowo wszystko komplikuje.
  -Lubię Cię-znowu się odezwał-Cholera! Nawet bardzo Cię lubię.
  Chociaż się starałam rumieńce nie miały zamiaru opuszczać mojej twarzy. Popatrzyłam więc w dół. Teraz to była jedyna możliwa droga ucieczki. Podchodził coraz bliżej. Coraz mocniej czułam jego zapach, zapach perfum.
  -Nie podchodź-mruknęłam.
  Inaczej nie potrafiłam wybrnąć z tej sytuacji. Jego bliskość nie była czymś dobrym dla mnie, przynajmniej nie teraz.
  -Nawet nie wiesz jak bardzo jest mi z tym źle-kontynuował.
  -Z czym konkretnie?-spiorunowałam go spojrzeniem.
  -Z tym co teraz o mnie myślisz. Coś ze mną zrobiłaś. Nie jesteś mi obojętna...
  -Słyszysz siebie?-przerwałam mu-Bo ja dłużej nie mogę wysłuchiwać tych bzdur. Może jeszcze Ci na mnie zależy, co? Wszystko co chciałam już ostatnio zobaczyłam. Wiem kim na prawdę jesteś.
  Z żalem wypowiadałam do niego te słowa. Wolałabym właśnie tego o nim nie myśleć. To wszystko mogłoby okazać się głupim snem, a gdybym została uszczypnięta wcale by mnie to nie zabolało, bo nic nie byłoby rzeczywiste. Jednak to prawda. Pomyliłam się co do niego.
  -Wytłumaczę Ci wszystko. W swoim czasie dowiesz się o mnie czego tylko zechcesz. Tylko jeszcze nie teraz.
  -Więc o czym chcesz dzisiaj porozmawiać?-wciąż miałam nieugięcie podłą minę.
  -Chcę żebyś nie patrzyła na mnie jak na wroga.
  -Ostatnio to Ty tak na mnie patrzyłeś.
  -Byłem na niego zły, później zezłościłem się na siebie za to co Ci zrobiłem.
  Staliśmy w milczeniu. On wciąż starał się przyciągnąć moje spojrzenie. Nie mogłam na niego patrzeć.
  -Przepraszam-wymsknęło mu się po raz kolejny.
  -Przestań przepraszać.
  Usiadłam na łóżku. Gdy staliśmy i po prostu się na siebie gapiliśmy było trudniej. Miałam nogi jak z waty, a to dlatego, że musiałam stawić mu czoło. Dopiero teraz dotarło do mnie, że jednym z powodów, przez które nie chciałam z nim rozmawiać był taki, że bałam się, że niepodołam tej rozmowie. Wymięknę, nie będę wiedziała co powiedzieć. Dlatego uciekałam. Postanowiłam postawić temu kres. Musiałam wyznać co leży mi na sercu.
  -Nie rozumiem Cię-zaczęłam.
  Arek, który poprzednio stał do mnie tyłem odwrócił się w moją stronę z nową nadzieją w oczach.
  -Na początku naśmiewałeś się ze mnie, byłam pacynką w twoim teatrzyku, który odstawiałeś przed dzieciakami ze szkoły-te słowa widocznie go zabolały-Później nagle zacząłeś zachowywać się inaczej, a potem nagle przestałeś mnie zauważać, po czym dowiedziałam się, że na imprezę do Patryka przyjechałeś z mojego powodu-ostatnie słowa powiedziałam mniej pewnie, ale po zagryzieniu przez niego wargi zrozumiałam, że to prawda-A teraz... Ta dziewczyna...
  Wspomnienia tamtego wieczoru były dla mnie jeszcze zbyt świeże, by otwarcie o nich opowiedzieć.
  -Myślałam, że mnie lubisz...
  -Przecież tak jest-podszedł bliżej-Wiesz o tym.
  -Ale...-musiała spojrzeć w sufit, by łzy nie zaczęły mi płynąć jak rwący strumyk-Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać. Na grillu byłeś taki miły, a teraz wystarczyło, że oni coś do Ciebie powiedzieli, a Ty od razu mnie olałeś. Myślałam, że zmieniłeś o mnie zdanie, a miałam wrażenie jakbyś się mnie wstydził.
  Teraz już chodziłam po pokoju, bo tego potoku słów nie dało się wypowiadać siedząc po prostu na moim łóżku. Ostatnie zdanie wypowiedziałam opierając się o krawędź biurka, która była w tym momencie dla mnie najlepszym wsparciem.
  -Jestem głupi-zaczął, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
  On sam to o sobie powiedział. Nie sądziłam na ,,panowie wszechświata" są zdolni do takich rzeczy.
  -Od tych jebanych czterech lat nie zrobiłem niczego dobrego-mówił dalej-Stałem się popularny tylko przez to, że jak nikt potrafiłem poniżać ludzi. Tak to właśnie działa. W tym liceum jesteś kimś jeżeli masz w dupie uczucia innych. Masz rację, na początku Ciebie też...-nie wiedział jakiego słowa użyć.
  Rozglądał się wokół w poszukiwanie odpowiedniego zakończenia zdania.
  -Zniszczyć?-pomogłam.
  -To brzmi okropnie-stwierdził-To dziwne, że uwielbiają Cię, bo jesteś tyranem dla innych, nie?-uśmiechnął się niepewnie.
  -Dziwne-przyznałam.
  -Sara po prostu... Oni ją lubią. Nie powinno mi tak zależeć na tej ich opini.
  Znowu zaczął się do mnie zbliżać, ale ja znacząco pokiwałam głową żeby tego nie robił. Zaczął miętolić dłonie. Nie mogę w to uwierzyć, ale on się chyba stresował. I to przede mną! Na prawdę niewiarygodne.
  -Gdybyś nie zaczęła mi się tak zabawnie sprzeciwiać i nie sprawiła, że nagle zacząłem chcieć Cię więcej-podniósł rękę do góry i lekko podrapał się za uchem.
  Po raz kolejny dał znać o tym, że się stresuje. To było... Hm... Słodkie! Właśnie dlatego wolałam uniknąć rozmowy. Znowu wywołał na mojej twarzy uśmiech, choć byłam na niego zła. Dobrze, że chociaż posłusznie dalej się do mnie nie zbliżał. Gdyby on wiedział jak na mnie działa.
  -To zabrzmiało źle?-zapytał i uśmiechnął się łobuzersko.
  Niestety chyba wiedział jak na mnie działa. Przestał pocierać dłońmi o siebie, a nawet jego oczy nie wędrowały po całym tym pomieszczeniu.
  -Trochę-przygryzłam wargę, by nie uśmiechnąć się po raz kolejny.
  -Tak czy inaczej jak już Ci to kiedyś mówiłem lubiłem nasze kłótnie. Wydawały się takie niewinne. Wczoraj kiedy tańczyłaś-nagle zmienił temat-Boże, ale wyglądałaś. Mógłbym Cię oglądać ciągle.
  -Przestań-zaprotestowałam.
  Posłał mi odpowiedzi tylko pytające spojrzenie.
  -Nie mów tak-znowu się odezwałam.
  Tym razem nie reagował na moje kręcenie głową i zbliżał się do mnie z każdym słowem.
  -Jesteś dla mnie ważna-wyznał-Nienawidzę siebie za to, że na Ciebie nawrzeszczałem. Proszę Cię tylko o wybaczenie, a nigdy więcej czegoś takiego nie zrobię.
  Byłam już w zasięgu jego dłoni. Postanowił to wykorzystać. Chwycił na początku moją lewą rękę i kciukiem gładził moje palce. Wpatrywał się prosto w nie, a następnie był już tak niebezpiecznie blisko, że prawie straciłam oddech. Mój brzuch wypełniło stato motyli, a do nozdrzy wpadł intensywny zapach jego męskich perfum.
  -Jesteś dla mnie bardzo ważna-szepną przenosząc wzrok z mojej ręki na twarz.
  Dopiero gdy jego oczy powędrowały w stronę moich ja też spojrzałam w jego twarz. Posłał mi niepewny uśmiech, który trwał zaledwie sekundę, a później złożył pocałunek na mojej głoni. Dotyk jego warg na mojej skórze był niezwykle kojący. Miałam ochotę rozpłakać się, rzucić się na jego szyję i krzyczeć na niego na zmianę ze słowami tego jak bardzo go uwielbiam. Chciałam znowu zobaczyć jego twarz. Nawet z tymi ranami wyglądał nieziemsko, bezczelnie przystojnie.
  -Bardzo ważna-powrótrzył po raz kolejny szukając odpowiedzi w moich oczach.
  Jak do tego doszło? Co takiego wydarzyło się między nami, że staliśmy się sobie tak potrzebni. Nagle zaschło mi w ustach. Wargi też miałam okropnie spierzchnięte. Tak dawno ich nie używałam. Pozwoliłam mu powiedzieć wszystko to co chciałam od niego usłyszeć. Znów spojrzał na moją dłoń, a następnie ujął też prawą. Przyglądał im się przez chwilę, a następnie jego wzrok spoczął na mych ustach. A niech to! Akurat wtedy kiedy oblizałam je by dodać im nawilżenia. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak blisko siebie stoimy. Czułam na sobie jego uda, a jego twarzy była zdecydowania za mocno zblizona do mojej. Wypuścił moje dłonie i w następnej chwili chwycił moją twarz. Oszalałam na punkcie tego dotyku. Zbliżył się i gdy tylko zdążyłam odrobinę rozchylić usta przywarł swoimi wargami do moich. To nie był delikatny, lekki pocałunek to były odciśnięte na moich ustach złość, którą wciąż w sobie skrywał, żal i poczucie winy. Był tak intensywny i mocny jakby był wlasnke tym czego potrzebował na złagodzenie negatywnhch emocji. To było to czego potrzebowaliśmy oboje. Burzliwe pocałunki trwały jeszcze przez kilka minut, a jego ręce przesuwały się w okolicach mojej głowy, twarzy i szyi natomiast moje dłonie błądziły po jego talii. Jego ciało było dla mnie podporą, bo naciskał na mnie tak intensywnie, że gdybym go nie złapała już dawno leżelibyśmy na biurku.
  Zanim się od siebie oderwaliśmy składaliśmy sobie coraz to słabsze pocałunki, aż w końcu ponownie spojrzeliśmy sobie w oczy. Oboje delikatnie zawstydzeni spojrzeliśmy na siebie. Musiałam musnąć swoje usta jeszcze własnym językiem puki smak jego warg jeszcze na nich pozostał.
  Odsunął się ode mnie, ale nadal był blisko.
  -Pięknie wyglądasz-zawstydził mnie jeszcze bardziej.
  Moje policzki płonęły.
  -Dziękuję-mruknęłam.
  Nawet nie jestem pewna czy dosłyszał moje słowa, bo oprocz tego, że mówiłam niezwykle cicho to mój wzrok wylądował w moich bosych stopach. Chwycił mój podbródek i uniósł ku górze bym spojrzała mu w oczy.
  -Wybaczysz mi-zapytał.
  -Może-odpowiedziałam.
  Teraz jego spojrzenie było tak mocne jakby miał zamiar wywiercić mi w oczach dziurę. Oczekiwał, że odpowiem coś w stylu ,,wybaczam".
  -No co się tak gapisz?-zyskałam znowu grunt pod nogami i z powrotem stałam się tą samą Natalką.
  -Pytam serio-jego twarz również to wyrażała.
  -Wiesz przecież-zdołałam powiedzieć.
  Spojrzał wyczekująco.
  -Tak, wybaczam.
  I tak słowa stały się faktem. Przyznanie się do winy i obezwładniający pocałunek zrobiły swoje.
  Głęboko westchnęłam. Arek odsunął się jeszcze dalej i zlustrował mnie wzrokiem.
  -Fajna piżama-stwierdził z głupawym uśmieszkiem.
  Dawny Arek też wrócił już do żywych. Jego sarkastyczna uwaga tylko to potwierdziła.
  -Miałam iść spać, ale jakiś nachalny wariat walił mi w okno kamieniami.
  Parsknął śmiechem.
  -Zajmę się nim. Już nigdy więcej nie będzie Cię tak niepokoił.
  Zrobiło się zbyt romantycznie, więc po raz kolejny na moje policzki wkradły się rumieńce. Dlaczego muszę się tak czerwienić jednocześnie okazując swoje zakłopotanie.
  -Zobaczymy się jutro?-zapytał głaszcząc mój policzek.
  -Okej-odpowiedziałam.
  Złożył kolejny pocałunek na moich ustach. Był gorący i romantyczny.
  Już miał wyjść przez okno, ale nagle wpadł mu do głowy pewien pomysł.
  -Co Ty na to żebym wyszedł przez drzwi?-zapytał.
  -W sumie-zastanowiłam się chwilę-Nie pobrudziłbyś mi biurka.
  -No właśnie.
  Już zaczął się kierować w stronę tego normalnego wyjścia.
  -Ale z drugiej strony i tak już to zrobiłeś-odezwałam się-Nie budźmy mojej mamy.
  Z uśmiechem przewrócił oczami i wrócił się do okna.
  -Należało mi się-stwierdził.
  Nic nie odpowiedziałam. Miał rację, ale nie musiałam mu jej przyznawać, bo sam doskonale o tym wiedział.
  Otworzył uprzednio zamknięte przez siebie okno i stanął na drabinie.
  -Tylko uważaj-ostrzegłam go.
  Drabina w dalszym ciągu mogła stracić grunt pod kołkami, a wtedy i on by go stracił.
  -Dobranoc, Natalia-powiedział-Śpij dobrze.
  -Ty też.
  Później zszedł po drabinie niczym pająk, a ja zamknęłam okno i zasunęłam roletę. Położyłam się do łóżka i zaczęłam się zastanawiać nad jego słowami, bo jak ja miałam spać dobrze? Jak ja miałam w ogóle zasnąć? Bo tym co stało się jeszcze przed chwilą zaśnięcie jest niemożliwe. Ciekawe czy mu przyjdzie to tak łatwo.

SąsiedztwoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz