Słuchał mnie uważnie, prawie nie przerywając. Od czasu do czasu zadał tylko krótkie pytanie, by upewnić się, że na pewno dobrze mnie zrozumiał. Już po raz któryś analizowałam tę samą sytuację i muszę stwierdzic, że zaczynam się już do niej przyzwyczajać. Naprawdę. Zachowanie mojej matki dalej wydaje mi się ostro porąbane, ale chociaż dociera do mnie, że ktoś na prawdę byłby w stanie zrobić coś takiego.
-Masz ochotę na wakacje?-zapytał gdy skończyliśmy jeść.
Nie rozumiem za bardzo dlaczego o to spytał. Chciał zmienic temat na przyjemniejszy? Być może uważa, że to jest właśnie sposób na złagodzenie moich nerwów.
-Tak, ale...-nie dokończyłam.
-Więc jedziemy-przerwał mi.
-Ale już?-byłam podejrzliwa.
-No tak, a czemu nie?
-W tym momencie?-zmarszczyłam brwi.
-Chodź-powiedział i sam wstał od stolika.
Posłusznie wyszłam za nim z restauracji nie żegnając się z obsługą uprzejmym ,,do widzenia". Z resztą i tak pracownicy byli na tyle młodzi, że dziwnie byłoby się tak do nich zwrócić.
Nie zapytałam go dokąd jedziemy przed wejściem do samochodu. Może powinnam. Dopiero od niedawna znam go od tej dobrej strony. Może tak na prawdę jest porywaczem, chociaż nie sprawiał wrażenia niezrównoważonego. Odpycham od siebie złe myśli.
-Masz zamiar powiedzieć mi dokąd jedziemy?-zapytałam.
-Już myślałem, że nie zapytasz.
Zaczęłam się śmiać. Ten człowiek na prawdę potrafił mnie rozbawić. Nie do wiary, że czekał z wyznaniem mi podstawowej rzeczy o naszej podróży aż do momentu gdy sama o to zapytałam.
-Nad morze-wyznał.
-Co takiego?
-To nie jest tak daleko jak Ci się wydaje-zapewnił.
To fakt, mieszkamy raczej na północy kraju, więc nie mielibyśmy do przejechania zbyt długiej trasy, jednak to wciąż niezbyt blisko naszej obecnej lokalizacji.
-Znasz trasę?
-Jeśli będę jechał na północ, na pewno wylądujemy gdzieś nad morzem.
-Świetnie-znowu zachciało mi się śmiać.
Kompletnie nie miał pojęcia co robi, ale chciał zabrać mnie na wakacje więc tak się właśnie działo. W pewnym momencie naszej trasy nie byłam jednak pewna czy nie wie dokąd jedzie za kierownicą wyglądał dosyć pewnie.
Wyglądając przez okno mogę stwierdzić, że pogoda nam sprzyja. Przez niebo od rana przewijają się tylko cienkie obłoki.
Stwierdziłam, że wystarczy obserwowania przyrody. Poza tym poczułam na sobie jego wzrok.
-Czemu się tak na mnie patrzysz?-nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania.
-Podobasz mi się-wyjaśnił.
Czułam jak moje policzki zaczynają płonąć. Musiałam ukryć twarz w dłoniach. To niesamowite, że po raz kolejny mam przez niego ogromy uśmiech na twarzy. To niemożliwe żeby był w tym aż taki dobry. Może po prostu ja mam dziś dobry dzień.
-Patrz na drogę-upomniałam go gdy po raz kolejny spojrzał na mnie-Spowodujesz wypadek.
-Nie ja, tylko Ty-uznał.
Przewróciłam oczami. Jednak trochę jest romantyczny, ale na prawdę tylko trochę. W sumie to nawet podobało mi się to jak ciągle na mnie spoglądał, mniej to jak całkowicie skupił się na drodze. Przynajmniej ja mogłam wtedy popatrzeć na niego.
Zanim dojechaliśmy na miejsce wstąpiliśmy jeszcze po paczkę chipsów, które zjadłam prawie sama.
-Zostajemy na noc?-zapytałam kiedy stwierdził, że teraz gdzieś idziemy-Nie słyszałam żebyś coś rezerwował.
-Myślałem, że Ty to zrobisz-powiedział z udawanym przejęciem.
Zmróżyłam oczy i zaczęłam celować w niego palcem wskazującym.
-Zarezerowałeś-oskarżam go.
-Naprawdę nie-uniósł ręce do góry jakbym celowała w niego bronią.
Do końca i tak mu nie wierzyłam. To niemożliwe żeby przejechać ponad dwie godziny drogi NAD MORZE i wrócić tego samego dnia. Nawet bym mu tego nie wybaczyła. A może jednak. Jeżeli faktycznie nic nam nie zarezerwował to będę musiała.
Przeszliśmy się na spacer po molo w międzyczasie rozmyslając o mojej obecnej sytuacji. Snuliśmy plany co robić dalej. Wyjazd w to miejsce na prawdę dobrze mi robi. Jesteśmy z dala od ważnych spraw, albo nawet tych mniej ważnych, ale na pewno tych, które są w zasięgu ręki. Zrobiliśmy sobie nawet kilka głupich zdjęć. Ja poprosiłam go o zdobienie mi pseudoartystycznego, a później chciałam odwdzięczyć mu się tym samym. Był przystojny, ale z pewnością nie umiał pozować. Wielokrotnie składaliśmy pocałunki na swoich wargach. Podczas jednego z nich moja komórka zaczęła wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz.
-Muszę odebrać-powiedziałam przyparta do ramy przy molo.
-Powinniśmy chyba wyłączyć telefony na ten dzień-próbował mi przeszkodzić.
-Wyobraź sobie, że nie tylko Tobie nie dawałam wczoraj znaku życia-wyrwałam się z jego objęć-Halo?
-Wreszcie-wykrzyknęła mi do słuchawki Tamara-Ty małpo! Jesteś nienormalna. Boże! Nigdy w życiu się tak o Ciebie nie bałam. Już miałam dzwonić do twojej matki.
O ile ona zaraz nie zadzwoni do Ciebie-pomyślałam.
-Przepraszam-odpowiedziałam.
Zerknęłam na Arka, który akurat przeglądał coś w swoim telefonie.
-Poczekaj chwilę-powiedziałam do przyjaciółki.
Przyłożyłam słuchawkę do piersi.
-Hej Ty! Co tam masz?!-wrzasnęłam.
Arkowi niemal wyślizgnęła się komórka. Rozkojarzony rozejrzał się wokół szukając osoby, do której mogłam krzyczeć. Kiedy okazało się, że chodziło o niego zignorował mnie.
-Długo jeszcze?-zapytał wskazując na swój telefon.
-Chwila-odrzekłam-Wszystko ze mną w porządku-zwróciłam się do przyjaciółki.
-Gdzie Ty u licha jesteś?! Zaraz na prawdę zadzwonię do matki.
Zaśmiałam się. Chyba rzeczywiście dzisiaj humor mi dopisywał.
-Nie strasz mnie tak. Dobrze wiesz, że twoje groźby na mnie nie działają-odpyskowałam jej wciąż mając żartobliwy ton.
-Z kim rozmawiasz?-Arek posłuchał naszą wymianę zdań-Nie podrywaj jej złamasie-podniósł głos i zbliżył się do mnie, aby mój rozmówca mógł go usłyszeć.
-Kto to?-zapytała Tamara-Z kim Ty jesteś? Mów szybko co się dzieje, bo nie wytrzymam dłużej w niewiedzy.
-Arek-odpowiedziałam-Ale nie mogę za długo gadać.
-O Mój Boże! Wiedziałam, wiedziałam!-piszczy mi w słuchawkę-A tak się wypierałaś. Wszystko okej po tej imprezie? Dlaczego mówisz mi dopiero teraz.
Przeklinam siebie w myślach, że jej to robię, ale nie mogę rozmawiać z nią w tym momencie.
-Pogadamy kiedy indziej. Papa, buziaki-żegnałam się z bólem serca.
-Jesteś okropna!-wrzeszczy na mnie-Ale rozumiem! Jestem waszą fanką! Powiedz mu żeby nie był taki zazdrosny. Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Z czasem jak wymieniałyśmy się czułościami Arek patrzył na mnie z coraz większym poirytowaniem. Widocznie nie tylko ja będę miała tutaj problem z zazdrością.
-To Tamara-wyjaśniłam-Powiedziała, że coś czuje, że jesteś o mnie szaleńczo zazdrosny.
-Wcale nie-zaprzeczał.
-Wcale tak.
-Też byś była.
-Wcale nie.
Wpadliśmy dziś jeszcze na pomysł żeby przepłynąć się statkiem. Chłodny wiatr podczas rejsu był dla mnie nie tylko mrożący co delikatnie muskający moją rozpaloną od słońca skórę. Po tym jak się przepłynęliśmy okazało się, że strasznie zgłodnieliśmy. Może to nie był superciekawy posiłek, bo zjedliśmy kukurydzę, ale na pewno był bardzo sycący. Po trasie pełnej stoisk z pamiątkami wstąpiliśmy na lody. Zaczynało się już ściemniać.
-Wiesz co?-powiedział Arek gdy szliśmy trzymając się za ręce-Jesteśmy tutaj cały dzień, a jeszcze ani razu nie poszliśmy na plażę.
-Bardzo źle zrobiliśmy-przytaknęłam mu.
-Wcale nie-zaprzeczył-Teraz woda jest cieplejsza. Przez cały dzień zdążyła się już dobrze nagrzać.
-Więc chodźmy.
Poszliśmy. Zanim jednak doszliśmy minęło trochę czasu, a więc i niebo przybrało więcej ciemnych barw. Prawie nie było ludzi. Jedna grupka już się zbierała. Zostało jeszcze kilka. I my. Właściwie nie ma co spodziewać się tutaj zbyt wielu turystów o tej porze. Jest koniec maja, dopiero pod koniec czerwca byłby tu tabun ludzi. Teraz raczej przychodzą tutaj mieszkańcy.
-Słabo, że nie ma już zachodu słońca. Dziewczyny to lubią-stwierdził.
Nie sądziłam, że o tym pomyśli. Co prawda mi przeszło to przez myśl, ale nie była to pierwsza myśl, która przemknęła mi przez głowę, a tym bardziej nie spodziewałam się, że on na to wpadnie.
-Romantyczny spacer po plaży przy zachodzie słońca. Banał-pocieszyłam go.
-Też tak myślę-przyznał po czy zapadła krótka cisza-Teraz mamy tylko spacer po plaży to jest znacznie bardziej oryginalne.
Sięgnął po kamień i zaczął puszczać kaczkę w morzu. Ja stałam z boku i tylko mu się przyglądałam.
-Co tak stoisz?-zapytał odwracając się do mnie przodem.
-Patrzę na Ciebie.
-Nie patrz, tylko dołącz do mnie.
-Nie potrafię.
Przewrócił oczami.
-Jasne, że potrafisz. Masz-podał mi kamień.
Wzięłam go od niego. I przymierzyłam się do rzutu.
-No dalej-próbował mnie motywować.
Rzuciłam nim tak mocno jak potrafiłam. Jednak on tylko zwyczajnie utopił się w głębi morza.
-Faktycznie nie potrafisz-stwierdził drapiąc się po głowie.
-Spadaj! To właśnie Ci powiedziałam.
-Czas żebyś się nauczyła. Choć-powiedział.
Zbliżyłam się, a wtedy on pokazał mi jak to się robi. Znowu mi się nie udało. Znowu i znowu. Aż w końcu miałam dość i wepchnęłam go do morza wrzeszcząc, że jest beznadziejnym nauczycielem. A ten zaczął się tylko dalej ze mnie naśmiewać i powtarzał, że trening czyni mistrza jakby to były najmądrzejsze słowa na świecie. Popychałam go coraz bardziej, aż w końcu sama miałam spodnie mokre, aż do kolan.
-Dobra wyłazimy już-powiedziałam w końcu podając mu rękę.
Posłusznie mi ją podał i wyszedł za mną z wody. Spostrzegłam, że plaża kompletnie spustoszała i zostaliśmy tylko my.
-Chyba czas wracać-powiedziałam.
-Jeszcze się nie kąpaliśmy-stwierdził.
-Zrobiliśmy to dokładnie przed chwilą.
-Nie tak-machnął dłonią.
-A jak? Nie mamy strojów. Nie będę znowu włazić w ciuchach do wody. Wiesz jakie robią się później ciężkie?
Staje przede mną rozkładając ręce jak ptak skrzydła. Został dotknięty przez może po samą szyję.
-Mówiłaś coś?-uniósł brew.
-Więc chodźmy-podeszłam żeby chwycić go za rękę, ale mi jej nie podał.
-Kąpmy się bez ubrań-zaproponował.
-Zwariowałeś?
-Nie. Mówię serio.
Naprawdę mówił serio. Nawet starał się nie uśmiechać żebym chociaż nie pomyślała, że żartuje. Ten człowiek nie przestaje mnie zaskakiwać. Co to w ogóle za pomysł?!
-Ktoś może nas zobaczyć-argumentowałam.
-Jest już ciemno-próbował mnie przekonać-Nikt tu nie przyjdzie.
-Powinniśmy już wracać.
-Dobra, ktoś musi zrobić to pierwszy-powiedział ściągając koszulkę i ostrożnie kładąc ją na piasku.
-Co Ty wyprawiasz?
-Rozbieram się-odrzekł ściągając spodnie.
O Boże! On to na prawdę robi. Mówił serio. Chce wbiec do wody zupełnie nagi. Co za wariat? W co ja się wpakowałam? Jednak co mi szkodzi poobserować jego ciało. Najwyżej po wszystkim każę mu się ubierać i wrócimy do domu.
Spodnie ma już ściągnięte. Pozostały na nim już tylko czarne bokserki.
-Jeszcze nie zaczęłaś?-zapytał jakby to nie było coś oczywistego.
-Nie zrobię tego.
Uniósł ręce w niemocy.
-Dobrze, więc za chwilę możesz zacząć się śmiać. Co mi szkodzi.
Po chwili stał już przede mną nawet bez majtek. O cholera. Ale... O kurczę. Nie, nie, nie. On jest... Nie, nie mogę opisać jego narządu. Po prostu odpowiedni członek, o odpowiednim rozmiarze, na odpowiednim miejscu.
Dopiero gdy zdążyłam mu się przyjrzeć zasłaniam oczy. Arek krzyżuje ręce na piersiach i patrzy wyczekująco.
-Cały ja-mówi z nonszalanckim uśmiechem.
Jest nieznośny. Uparty, przystojny i nieznośny. Jego bicepsy opierające się o jego klatkę wyglądają niesamowicie. Jego umięśnione nogi wygladają niesamowicie.
Co ja robię? Stoję i patrzę na niego jak głupia.
-Co tak stoisz?-pyta, a ja mam wrażenie, że już dzisiaj mnie o to raz zapytał-Patrzysz na mnie? Nie patrz, tylko dołącz do mnie.
Przytoczył dokładnie fragment rozmowy, którą odbyliśmy na tej plaży.
-Nie mogę-wzbraniałam się choć część mnie podpowiadała mi, że nie powinnam zostawiać go z tym samym.
-Oczywiście, że możesz-powiedział mrugając do mnie.
Patrzyłam na niego. Nie wiem ile to trwało, ale on zamiast się krępować położył sobie ręce na biodrach, więc widziałam go już w naprawdę pełnej okazałości. Drań.
-Dobra!-krzyknęłam wyrzucając ręce w górę.
Ja zaczęłam najpierw od spodni, ale postanowiłam, że zrobię to wolniej niż on. Niech sobie trochę pomarznie i trochę poczeka. Cholera. Nie do wiary, ze to robię.
-Na serio?-zdziwił się.
-Nie o to Ci chodziło.
Spojrzałam na niego z dołu, bo właśnie zsuwałam spodnie z kostek.
-Nie no toż...-nie dokończył.
Oparł swój lewy łokieć o prawą dłoń, a prawą położył na ustach. Chyba zaczyna być odrobinę skrępowany. Onieśmielam go. O to chodzi. W końcu jestem jego dziewczyną.
Po chwili moja bluzka ląduje na moich spodniach. Stoję przed nim już tylko w bieliźnie. Zaczyna się chyba czerwienić na twarzy. Chyba nawet stara się na mnie nie patrzeć. W końcu to ja przejęłam nad nim kontrolę, więc następne kroki staram się robić coraz wolniej.
-Zimno się robi-starał się mnie pospieszyć.
-Naprawdę? Mi jest dosyć ciepło.
Mogę się założyć, że jemu jest wręcz gorąco. Jednocześnie widzę, że chce na mnie spojrzeć, ale w tym samym momencie coś go powstrzymuje. Minutę, albo kilka minut zajmuje mi pozbycie się stanika i majtek.
-Cała ja-posługuję się jego tekstem.
Nie chcę żeby zbyt długo mnie obserwował, więc wbiegam do morza jako pierwsza.
-Słodki Jezu-słyszę zza pleców.
-Może lepiej go tutaj nie zapraszajmy-odpowiedziałam na coś co raczej miało być cichym mruknięciem pod nosem-Idziesz?
Szedł. Bardzo szybko szedł w moim kierunku. Po chwili już był obok mnie, a jego wargi przytulone były do moich. Oplotłam swoje ręce na jego szyi i byłam przez to już dosyć blisko, więc moje piersi złączyły się z jego nagim torsem. Po raz pierwszy nasze ciała spotkały się ze sobą tak bezpośrednio.
-Jesteś szalona-powiedział gdy odkleiliśmy się od siebie.
-Tak samo jak Ty. Myślałeś, że tego nie zrobię.
Milczał.
-Nie wierzyłeś we mnie-zaczęłam ochlapywać do wodą.
Pluskaliśmy się w ciepłej wodzie jak jak małe dzieciaczki. To robią pary kiedy wskakują razem, nago do wody? No tak, zapewne o wiele więcej niż my zrobiliśmy. Zapewne coś czego spodziewał się Arek. Dotknął mojej piersi, byliśmy bardzo blisko siebie, ale nie doszło do niczego więcej.
Spędziliśmy tam trochę czasu, aż w końcu stwierdziliśmy, że pora już wyjść.
-Czas na nas-powiedziałam w przerwie pomiędzy pocałunkami.
Potakująco kiwnął głową. Wychodziłam z wody jako pierwsza. Za sobą nie słyszałam jednak szumu wody.
-Daj mi trochę czasu-krzyknął za mną.
Nie protestowałam.
-I najlepiej od razu się ubierz-dodał.
Rozumiem, że musiał tam sam odreagować. Na szczęście moje ubrania nie były tak mokre jak jego, więc nie miałam zbytniego problemu z ich zakładaniem. Czekałam na niego jeszcze kilka minut zanim wyszedł z wody.
-Jesteś cudowna-rzucił jako pierwsze po przybyciu na brzeg-Zajebiście-jęknął patrząc na swoje ubrania.
Jakoś zmagał się z założeniem bokserek, ale stwierdził, że z resztą poczeka, aż spotkamy jakiegoś człowieka. Uznał, że narazie nie ma potrzeby nakładania ,, zbędnych rzeczy".
Nie było to dla mnie jakieś szokujące rozwiązanie z jego strony. Gorzej było gdy dowiedziałam się później, że nie pamięta gdzie zostawił samochód. Coś czuję, że czeka nas długa noc.UWAGA!
BARDZO WAŻNA WIADOMOŚĆ.
Tym razem nie będę pytać co wam się nie podoba, bo chyba nie będę potrafiła tego naprawić, tym bardziej, że cały plan na tę książkę mam już ustalony, więc trudno będzie mi cokolwiek w nim zmienić. Pytam tylko o to co mam robić dalej? Czy mam pisać i zakończyć to opowiadanie według tego co planowałam czy może to co najlepsze już się dla was skończyło i nie macie ochoty dalej śledzić losów bohaterów? Jeżeli wybierzecie tę drugą opcję napiszcie czy mam zakończyć w dziwnym miejscu czyli w tym rozdziale czy może wybrać jakiś inny, który zakończył się szczęśliwie i uznać go za koniec historii. Przykro mi, że nie podołałam. Liczę na duży odzew, bo to na prawdę bardzo dla mnie ważne. Chociaż 6 komentarzy, okej? Dziękuję:)
CZYTASZ
Sąsiedztwo
Fiksi RemajaWidzę go w oknie. Patrzę na niego przez chwilę. Tym razem nie mam zamiaru się ,,gapić". Mimo tego, że jest bez koszulki opanowuję swój wzrok i moje oczy znowu lądują w zeszycie. Tym razem mam pecha, chyba już zdążył zauważyć, że się na niego patrzył...