173

5.1K 345 54
                                    

- Malia Cooper.

Uśmiechnęła się. Tak!

- Niech pani zapomni o tym wcześniej, możemy się poznać na nowo. Nie umiem surfingować w przeciwieństwie do Ricka, interesuję się... W sumie niczym. Ale kocham Rose i Ricka, są cudownymi przyjaciółmi, a Rick chłopakiem.

Usiadła obok mnie i złapała moją rękę.








- Za co lubisz Ricka i Rose?

- Za to, że... Nie są fałszywi...

- Jak to fałszywi? I skoro tak mówisz, to musiałaś mieć takich przyjaciół.

- Tak... Miałam przyjaciela od urodzenia, dosłownie. Nawet był przy tym jak się rodziłam. Nie pamięta tego, ale... Był... - o nie... Ciociu, weszłaś na zły temat. - też miałam przyjaciółkę i jeszcze jednego przyjaciela. Mieszkaliśmy obok siebie, Jakob na ukos mnie...

- To ten od urodzenia?

- Tak. Ethan i Lily obok. To rodzeństwo. I... Raz się na mnie obrazili za to, że byłam suką i dziwką... Siedziałam całymi dniami przed domem i piłam, taka prawda. Ale mnie to męczyło że... Nikt w mieście mnie nie szanuje i mają mnie tylko za dziwkę, którą w każdej chwili można wykorzystać... Nie widzieli tego, tylko się obrazili jak małe dzieci, zamiast ze mną pogadać. Usiedli przed domem Ethana i Lily i gadali. Jakob był dla mnie najważniejszy, naprawdę... Dylan napisał do Ricka i Rose, żeby przylecieli, więc to zrobili. I... Rose od razu zauważyła że jest coś nie tak. To było kochane...

Spojrzałem na nią i zobaczyłem że patrzy się w jeden punkt i ma łzy w oczach, więc ją objąłem i do siebie przytuliłem. Wiedziałem że to się tak skończy. Przeniosłem wzrok na ciocię i zobaczyłem... Współczucie? Coś w tym stylu. Loren pociągnęła nosem, a ja pogłaskałem jej plecy.

- Jest okej...

Pocałowałem ją we włosy.

- Teraz mi mówią że niby mnie kochają i nie chcą tracić kontaktu, a ja im już nie ufam... Nie wiem czy to źle, czy dobrze, czy jak...

- Kochanie... Liczy się twoje szczęście. Nie ich.

Polubiła ją! Znaczy... Toleruje. Loren owinęła ręce wokół mojego brzucha i znowu pociągnęła noskiem. Słodka.
Ale ona powiedziała to do niej takim troskliwym głosem. I kochanie.

- Nie chciałam być z Rickiem. Bez urazy. - dzięki, skarbie - znaczy no nie chciałam psuć przyjaźni, bo wiedziałam że się zepsuje... Jakby mnie zdradził, albo ja jego to byśmy się pokłócili.

- Ale któreś z was by żyło we friendzonie. To też się źle kończy, bo załóżmy że Rick by cię kochał, a ty byś poszła z innym do łóżka. Jak myślisz, jak by się czuł?

Okej z jej wypowiedzi mogę stwierdzić... MOJA CIOCIA ZNA TAKIE SŁOWO JAK FRIENDZONE?!

- Źle...

- Poparawka. Bym mu tak przywalił że by się nie podniósł.

Powiedziałem i wszyscy na mnie spojrzeli. Może ja się już nie będę odzywał? No, chyba tak będzie najlepiej.

- Lepszy jest twoim zdaniem związek, czy relacja w której oboje byście się ranili?

- Związek... Ale jak zerwiemy, bo wiem że w końcu się o coś pokłócimy. Nie ma związków idealnych, to... Nie dość, że spierdoli się związek to jeszcze przyjaźń.

Jakbyś zastąpiła słowo spierdoli na zepsuje by było idealnie.

- Przyjaźni też nie ma idealnej. Właśnie, mam prośbę. Jutro przyjeżdża do mnie Kayah, a u mnie już nie ma miejsca... Moglibyście ją przetrzymać?

Przyjaciel Mojego Brata 4 || ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz