Tej nocy nie spał zbyt dobrze i wiedział, że Louis również. Cały czas wiercił się na swoim posłaniu, a około czwartej rano wyszedł gdzieś i nie wrócił. A przynajmniej nie zrobił tego do szóstej rano, bo to wtedy ponownie udało mu się zasnąć. Przez te dwie godziny, kiedy wpatrywał się w materiał namiotu musiał naprawdę mocno powstrzymywać się, żeby tylko nie wyjść go szukać. Równie dobrze mógł siedzieć na zewnątrz, przy ognisku, ale jego mózg podsyłał mu również najczarniejsze scenariusze z narkotykami w roli głównej. Przecież nie miał pojęcia czy wciąż ma przy sobie foliową torebeczkę czy może oddał ją Zaynowi, albo zostawił w lesie. A może miał coś jeszcze? Coś gorszego?
Obudził się kilka minut po dziewiątej. Wiedział, że i tak nie zaśnie, więc od razu narzucił na siebie czyste ciuchy w między czasie orientując się, że znów jest całkiem sam. Dopiero gdy wyszedł na zewnątrz zobaczył swoich przyjaciół jedzących śniadanie. Niall uśmiechnął się do niego tak jakby sytuacja z poprzedniego wieczora nie miała nigdy miejsca. Za to go uwielbiał. Nie był pamiętliwy.
Zaniepokoił się, kiedy zauważył, że Louisa tam nie było, ale wtedy wyłapał wzrok Zayna, który kiwnął głową w stronę jeziora. Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył siedzącego na pomoście Louisa. Nawet z tej odległości widział, że jego ramiona były przygarbione.
- Obudziłam się po szóstej, a on już tam siedział.
Przeniósł wzrok na Barbarę również wpatrzoną w plecy szatyna. Po chwili jednak spojrzała na niego uśmiechając się pocieszająco. Odwzajemnił uśmiech, choć zrobił to trochę nieudolnie. Wszystko o czym mógł myśleć to Louis siedzący na pomoście od prawdopodobnie prawie sześciu godzin.
- Ktoś z nim rozmawiał? - spytał cicho, ale jedyną odpowiedzią jaką uzyskał było kręcenie głową.
Westchnął cicho. Nie miał na co czekać więc od razu ruszył w jego kierunku.
- Może najpierw zjesz śniadanie?
Pokręcił głową. Nie sądził by był w stanie cokolwiek teraz przełknąć.
Wszedł na pomost powoli zbliżając się do szatyna, a kiedy stanął obok, zamarł widząc jak w palcach obraca przezroczystą foliową torebeczkę z białym proszkiem w środku. W pierwszej chwili chciał się wycofać, ale przecież w końcu musieli porozmawiać, choć nie wiedział czy Louis będzie miał na to ochotę. Mimo wszystko usiadł obok spoglądając na profil chłopaka. Ciemne cienie i podpuchnięte oczy były idealnym odzwierciedleniem jego nocy. Wciąż obracał w palcach woreczek, ale wzrok wbijał gdzieś przed siebie.
- Czy to amfetamina? - spytał cicho z sercem podchodzącym do gardła.
Nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał coś wspólnego z narkotykami. Co prawda nie bezpośrednio. To w końcu jego chłopak jeśli tym właśnie byli miał z nimi coś wspólnego, ale w tej sytuacji to dotyczyło również jego.
Nie odpowiedział, więc zwrócił głowę w jego kierunku. Dopiero wtedy szatyn ledwo zauważalnie pokiwał głową po czym zamachnął się mocno wyrzucając woreczek w powietrze, by po chwili wylądował w wodzie kilkanaście metrów od nich. Jeszcze przez chwilę patrzył na unoszącą się na wodzie torebeczkę. Był zaskoczony tym ruchem, ale raczej w ten pozytywny sposób.
- Przepraszam.
Wyglądał na takiego kruchego, kiedy siedział tak z przygarbionymi ramionami, wpatrując się w swoje leżące na udach dłonie.
- Nie chcę żebyś mnie przepraszał. - pokręcił głową. - Chciałbym, żebyś z tym skończył. - odezwał się cicho.
- Wiem.
YOU ARE READING
Save Myself
FanfictionŻycie Harry'ego Stylesa było przeciętne. Miał najlepszych przyjaciół z którymi spędzał dużo czasu, chodził do szkoły, miał cudowną siostrę i kochaną mamę. Był więc normalnym siedemnastolatkiem z problemami adekwatnymi do swojego wieku. Wszystko za...