37.

3.6K 247 117
                                    

Początek grudnia nie zaczął się tak, jakby tego oczekiwał. A już na pewno nie spodziewał się, że dokładnie trzy dni po śmierci Maxa do drzwi ich domu zapuka policja.

Był przerażony, kiedy otworzył drzwi i zobaczył w progu dwóch funkcjonariuszy.

- Tak? - zapytał głupio. - O co chodzi?

- Szukamy Pana Louisa Tomlinsona. - oznajmił prosto z mostu jeden, ten wyższy. - Wiemy, że może tu przebywać.

Jego spojrzenie automatycznie powędrowało w stronę siedzącego na fotelu szatyna, który patrzył teraz prosto na niego chyba równie przerażony jak i on. Tyle, że Louis starał się to ukrywać.

Przełknął ślinę.

- W jakim celu go szukacie? - spytał zbyt sparaliżowany by poruszyć się chociaż o milimetr.

- W mieszkaniu w którym znaleziono ciało Pana Maxa Steward'a były jego odciski palców.

Nie zdążył nawet nic odpowiedzieć, bo Louis pojawił się tuż obok, odsuwając go ramieniem.

- Louis Tomlinson to ja. - oświadczył.

- Więc pojedzie Pan z nami. - poinformował ten sam, wysoki mężczyzna wyjmując kajdanki.

To nie mogło dziać się naprawdę.

Chciał odepchnąć funkcjonariuszy, a nawet w ostateczności rzucić się na nich z pięściami, ale nie mógł wykonać żadnego ruchu, kiedy Louis tak po prostu dobrowolnie wystawił nadgarstki krzywiąc się nieco, kiedy mężczyzna niezbyt delikatnie zakuł go w kajdanki. Szatyn zdążył jeszcze założyć buty za nim policjant wyprowadził go z domu. 

Tylko jakim prawem zakuwali go w kajdanki?

- Lou.. - jęknął rozpaczliwie wciąż stojąc w tym samym miejscu ze łzami, które nie wiadomo kiedy spłynęły po jego policzkach.

Nie wiedział czy chłopak go usłyszał. To raczej było niemożliwe, ale za nim wsiadł do radiowozu odwrócił się w jego stronę wypowiadając bezgłośne 'Kocham Cię' i to wtedy zaczął płakać tak mocno, że w ciągu kilku sekund obok pojawiła się Anne, Gemma i Alex, których wtedy nie było w salonie. Nie mogli więc nic widzieć ani nawet słyszeć.

- Co się stało? - dopytywała kobieta. - Kto to był? I gdzie jest Louis?

Chciał odpowiedzieć, ale przez łzy, którymi się krztusił nie był w stanie wydobyć z siebie nawet słowa.

- Harry. - Anne złapała jego twarz w obie dłonie spoglądając na niego ze zmartwieniem i strachem. - Kto to był? Gdzie Lou?

- Z-Zabrali go. - wykrztusił niewyraźnie, zanosząc się jeszcze większym płaczem.

- Kto go zabrał? Gdzie?

- P-Policja. - zapłakał, a gdyby nie Gemma, która podtrzymała go w pionie, osunąłby się na ziemie.

Nie wiedział nawet jakim sposobem znalazł się na kanapie. Tuż przy nim kucała Anne, a Gemma i Alex zajmowali miejsca po obu jego stronach. Wszyscy starali się go uspokoić, ale nie potrafił. Nie potrafił, kiedy nie wiedział co teraz stanie się z Louisem i po co go zabrali. Nawet nie zapytał. Był tak bardzo przerażony, że zapomniał zadać to cholerne pytanie.

Dopiero kilkanaście minut później złapał jakiś kontakt ze swoją mamą, która prawdopodobnie przez cały ten czas próbowała go uspokoić, ale on był za bardzo zrozpaczony, żeby zwrócić na to uwagę.

-Mu-musimy go szukać. - wyszlochał.

- Harry, kochanie, nie wiemy nawet gdzie dokładnie go zabrali. Poczekajmy, a jeśli nie wróci do wieczora, zacznę dzwonić, dobrze?

Save MyselfWhere stories live. Discover now