39.

3.7K 243 55
                                    

Był podekscytowany. Przez cały dzień nie potrafił skupić się na niczym. W jego głowie była tylko randka na którą dzisiejszego po południa szatyn miał go zabrać, choć gdzieś z tyłu głowy echem odbijało się zdanie, które usłyszał wczoraj.

Zrobiłem coś strasznego.

Po tym, gdy oznajmił, że nikt nie zna całej jego historii, chłopak nie powiedział już nic więcej, a on nie nalegał. Po prostu przytulił go do siebie i kiedy kilkanaście minut później zasnął w jego ramionach po prostu trwał tak przeczesując palcami kosmyki jego włosów. Musiał być bardziej zmęczony całym dniem niż to okazywał, bo obudził się dopiero w okolicach dwudziestej, wziął prysznic, zjadł kolacje i znów zasnął, ale on do późnych godzin nocnych zastanawiał się co kryło się za tymi słowami.

Jednak kiedy obudził się rano, ten dziwny niepokój i zmartwienie zastąpiło podekscytowanie, więc gdy wrócił ze szkoły od razu rzucił torbę w kąt i choć miał jeszcze dwie godziny, wskoczył pod prysznic dopiero potem jedząc obiad. Nie miał pojęcia gdzie Louis może go zabrać, więc nie wiedział też jak powinien się ubrać, dlatego w końcu postanowił napisać do niego wiadomość z krótkim zapytaniem.

Jak powinienem się ubrać?

Odpowiedź dostał po kilku minutach.

Będziesz piękny nawet w worku na śmieci, ale ubierz coś wygodnego i przede wszystkim ciepłego. x

Więc postawił na zwykle, czarne rurki, biały T-shirt i ciepły szary sweter, a gdy dostał wiadomość, że szatyn będzie za pięć minut, wsunął na stopy karmelowe botki, narzucił na siebie czarną kurtkę z obszytym futerkiem kapturem, szyję owinął szarym szalikiem a na swoje loki naciągnął beanie zostawiając jednak swoją grzywkę na wolności.

I oczywiście zapomniał rękawiczek, ale o tym uświadomił sobie dopiero gdy z szerokim uśmiechem zmierzał w stronę samochodu, który Louis prawdopodobnie pożyczył od Zayna.

- Dzień dobry. - przywitał się schylając po całusa, którego oczywiście dostał. - Pożyczyłeś auto od Zayna?

- Pożyczyłem. - przytaknął, uśmiechając się szeroko. - Gotowy?

- Oczywiście. - pokiwał głową. - Gdzie jedziemy? - spytał od razu gdy tylko ruszyli.

- Do centrum. - odparł wyciągając rękę, by złączyć palce ich dłoni, które teraz spoczęły na jego udzie. Uśmiechnął się na ten gest chowając nos w szaliku.

- W centrum jest dużo miejsc do których moglibyśmy pójść. - zauważył trafnie.

- Najpierw zmarzniemy, a później się ogrzejemy. - mrugnął. - To Ci musi wystarczyć.

Wywrócił oczami, ale nie zadawał już więcej pytań.

Trzydzieści minut później w sporych korkach dojechali do centrum gdzie odstawili samochód na jednym z parkingów i trzymając się za dłonie ruszyli w stronę Tamizy. Dawno już nie był w tym miejscu, a jako, że była już połowa grudnia wszystkie małe drzewka udekorowane były światełkami co sprawiało, że cała okolica wyglądała magicznie. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy rozglądał się dookoła. Był zachwycony wyglądem tego miejsca. Było wyjątkowe, a nogi same niosły ich wzdłuż rzeki po której pływały mniejsze bądź większe łodzie. Czasem nawet przy akompaniamencie śmiechu Louisa machał do osób znajdujących się na pokładzie i naprawdę miał radochę, gdy mu odmachiwali.

Po godzinie spaceru weszli na rozświetlony i również udekorowany świątecznymi ozdobami Tower Bridge zatrzymując się dokładnie na jego środku. Było mu trochę zimno w dłonie, dlatego zakopał je w otchłaniach kieszeni kurtki, a zaraz potem poczuł oplatające go od tyłu ramiona szatyna, który oparł podbródek na jego ramieniu przyciskając chłodne usta do skroni. Uśmiechnął się wpatrując przed siebie w kolejne mosty widoczne gdzieś w oddali. Stali w ciszy wsłuchując się w odgłosy miasta. Z każdym oddechem wypuszczali z pomiędzy ust obłoczki pary. Był zupełnie zauroczony wszystkim co działo się w okół, a kiedy Louis wcisnął im w uszy słuchawki z włączoną już piosenką Eda Sheerana tylko upewnił się, że prezent świąteczny dla szatyna, który kupił kilka dni temu jest strzałem w dziesiątkę.

Save MyselfWhere stories live. Discover now