Wrócił do domu dopiero trzy godziny później. Co prawda z Liamem rozstał się nieco wcześniej, ale musiał jeszcze pochodzić, pomyśleć i ułożyć kilka rzeczy w głowie.
Spokoju nie dawało mu to, co zrobił Zayn. Chciał do niego pójść i go uderzyć, a najlepiej udusić, ale szatyn prosił go, by tego nie robił, a on szanował jego zdanie. Był też ciekawy czy Barbara o wszystkim wiedziała. W końcu jest przyjaciółką Gigi z którą nie chciał mieć już nic wspólnego. W dodatku nie wiedział co będzie z ich spotkaniami w pubie. Przecież Zayn wciąż tam pracował, a jeśli Liam podejmie decyzję o rozstaniu, co miał nadzieje, że uczyni, wątpił by chłopak wciąż chciał tam chodzić. On sam nie chciał. Nie chciał widzieć mulata, bo był pewny, że wtedy nie powstrzymałby się przez zrobieniem mu krzywdy. Ale to był najmniejszy problem.
Gdyby nie Liam pewnie od razu udałby się do jego domu, ale nie chciał sprawiać przykrości swojemu przyjacielowi. Mimo, że mulat tak bardzo go krzywdził, Liam nie był mściwy i nie podobała mu się wizja pięści na jego twarzy.
Miał Zayna za naprawdę porządnego chłopaka. Zresztą nawet Louis powtarzał, że to dobry 'dzieciak'. W głowie mu się nie mieściło, że mógłby wywinąć taki numer. I to nie jednorazowo. Przecież widział w jaki sposób patrzył na Liama. Jakby świata po za nim nie widział. Nie mógł więc zrozumieć dlaczego to zrobił. Jak mógł skrzywdzić kogoś tak dobrego i oddanego?
Leżał na łóżku wpatrując się w sufit. Nie mógł już znieść tych myśli, dlatego nie wiele myśląc sięgnął po telefon.
Do: Lou
Przyjdź do mnie, proszę.
Wiedział, że chłopak za pół godziny powinien być w pracy, ale nie chciał spędzać tego wieczoru sam. Miał tylko nadzieje, że nie będzie miał przez to problemów.
Od razu pomyślał o tajemniczym chłopaku z którym Liam widział szatyna. Nie miał wątpliwości, że był to ten sam blondyn, którego spotkali w centrum i który wcześniej razem ze swoim starszym kolegą zaczepił go na Tunnard St. Powoli miał dość tych wszystkich tajemnic i kłamstw, którymi raczył go Louis, ale wciąż liczył, że wszystkiego się dowie. Przecież szatyn mu to obiecał. Może jeszcze nie był gotowy, a on nie chciał naciskać, ale myśl, że jest w stanie go okłamywać bardzo go bolała. W końcu on mówił mu wszystko. Nie miał przed nim żadnych tajemnic ani tematów tabu. Mimo wszystko postanowił nie pytać. Liczył, że w końcu mu powie.
Zerknął na swój telefon. Minęło dwadzieścia minut, a wciąż nie dostał żadnej wiadomości od szatyna. Może chłopak był już w pracy i nie mógł z niej wyjść? A może wyładował mu się telefon? Choć przecież zawsze mu przypominał, by go podłączał tak, aby w pracy był w pełni naładowany. Od momentu w którym zabrał go do miejsca swojej pracy prosił, by pisał do niego jak dotrze do domu. Martwił się i był wdzięczny, że szatyn faktycznie to robił. Każdej nocy po drugiej, czasem przed trzecią budził go dźwięk telefonu. I nawet jeśli był kompletnie zaspany i nie wiedział co się dzieje na krótkie 'wróciłem' zawsze na ślepo odpisywał 'Cieszę się, śpij dobrze x'.
Odwrócił się w stronę drzwi w momencie gdy te skrzypnęły cicho.
Louis.
Od razu wstał i okrążając łóżko wtulił się w jego ciepłe ramiona, które natychmiast szczelnie oplotły jego ciało. Przycisnął usta do ramienia chłopaka jednocześnie przymykając powieki. To było niewiarygodne, że w przeciągu kilku sekund poczuł się nieco lepiej. Szczególnie, że chłopak wodził nosem po jego włosach co jakiś czas składając na nich czułe pocałunki.
- Co się dzieje? - wyszeptał.
Westchnął cicho odsuwając się od niego i łapiąc za dłoń poprowadził do łóżka na którym usiedli. Szatyn od razu przyciągnął go do siebie i spoglądając na niego, uspokajająco pocierał jego bok.
YOU ARE READING
Save Myself
FanfictionŻycie Harry'ego Stylesa było przeciętne. Miał najlepszych przyjaciół z którymi spędzał dużo czasu, chodził do szkoły, miał cudowną siostrę i kochaną mamę. Był więc normalnym siedemnastolatkiem z problemami adekwatnymi do swojego wieku. Wszystko za...