Próbując odciągać swoje myśli od Louisa i całej tej sytuacji pomiędzy nimi wysprzątał swoją szafę wyrzucając z niej wszystkie rzeczy w których nie chodził, starł kurze z miejsc do których nie zaglądał przez co najmniej rok, zajrzał nawet pod łóżko. Znalazł tam pięć funtów, brudne skarpetki i notatki z poprzednich klas plus kilka opakowań po ciasteczkach czy chipsach. Był pewny, że nie należały do niego, a do Nialla, który miał nawyk wrzucania wszystkiego pod łóżko, ewentualnie za szafki. Wyszorował nawet kafelki w łazience przez co Anne, kiedy wróciła z pracy i zobaczyła go na kolanach pomiędzy różnymi płynami do czyszczenia sprawdziła czy przypadkiem nie ma gorączki. Nie miał.
Tym razem jednak nie chciało mu się sprzątać, ani uczyć, więc sięgnął po książkę, którą już kiedyś przeczytał, ale bardzo mu się podobała więc zaczął od początku. Dotarł do pięćdziesiątej strony, kiedy usłyszał głos swojej mamy przywołujący go na dół. Niechętnie, ale odrzucił książkę wcześniej zaznaczając na której stronie skończył i szorując stopami o panele ruszył w kierunku schodów, a gdy znalazł się w salonie, zastygł w bezruchu wpatrując się w stojącego na środku pomieszczenia Louisa.
Chłopak patrzył na niego tymi cholernie smutnymi oczami przez co jego serce boleśnie obijało się o klatkę piersiową. Nie stracił nadziei, że w końcu się odezwie lub po prostu przyjdzie tak, jak właśnie to zrobił, choć musiał przyznać, że od kilku dni ta nadzieja nikła coraz bardziej. Wiedział, że gdyby potrwało to jeszcze trochę, sam zaczął by o niego walczyć. Nie zostawiłby tego tak. Za bardzo go kochał.
- Przepraszam.
Cichy głos wyrwał go z otępienia w którym się znalazł. Przełknął ślinę. Tak naprawdę nie chodziło mu o przeprosiny. Nie chciał ich. Jedyne czego chciał to to by zrozumiał, że nigdy go nie zostawi. By w to uwierzył. Uwierzył, że to wszystko ma sens, że przyszłość stoi dla nich otworem.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia po piętnastu dniach ciszy? - spytał cicho wciąż wbijając w niego swoje spojrzenie, ale Louis na niego nie patrzył. Nawet nie odpowiedział. - Wciąż uważasz, że Cię zostawię?
Szatyn zwiesił głowę, a dla niego to była jednoznaczna odpowiedź.
- Więc po co tu przyszedłeś? - zapytał nieco głośniej.
Nie był zły. Nie miał już sił by się złościć. Ostatnie piętnaście dni dały mu w kość. Było mu po prostu przykro. Nie chciał się z nim kłócić. To było naprawdę ostatnią rzeczą jakiej mógłby chcieć, a widząc go tak przybitego i kruchego nie potrafił go po prostu odtrącić. Nigdy nie chciał tego zrobić, więc podszedł bliżej po prostu wtulając się w jego ciało. Oparł policzek o ramię zdając sobie sprawę jak bardzo brakowało mu bliskości szatyna, a kiedy ten owinął ramiona wokół jego ciała jeszcze mocniej go do siebie przyciskając, musiał przymknąć powieki by przypadkiem się nie rozpłakać.
- Nie obchodzi mnie to, co wydarzyło się w przeszłości. - wyszeptał, układając dłoń na karku szatyna. - Oczywiście, że chciałbym wiedzieć, chciałbym poznać Twoją historię, bo to wszystko przyczyniło się do tego kim jesteś teraz. - ciągnął. - Ale to nie zmieni moich uczuć do Ciebie. Nie zmienię zdania, Lou. - pokręcił lekko głową. - Chcę z Tobą być. Teraz, za miesiąc, za rok, za dziesięć lat. Kocham Cię i proszę, uwierz, że nie zmieni tego to, co Ci się przydarzyło.
- Kocham Cię. - wymamrotał słabo z ustami przyciśniętymi do jego ramienia.
Był pewny, że minęło co najmniej kilka minut, ale tak bardzo za nim tęsknił, że nie chciał tego przerywać. Zatopił się w ramionach szatyna twarz ukrywając w zagłębieniu jego szyi w dalszym ciągu delikatnie drapiąc kark. Odsunął się dopiero w momencie gdy chłopak przeniósł dłonie na jego biodra. Bez słowa ujął jego dłoń i pociągnął na górę do swojego pokoju.
YOU ARE READING
Save Myself
FanfictionŻycie Harry'ego Stylesa było przeciętne. Miał najlepszych przyjaciół z którymi spędzał dużo czasu, chodził do szkoły, miał cudowną siostrę i kochaną mamę. Był więc normalnym siedemnastolatkiem z problemami adekwatnymi do swojego wieku. Wszystko za...