48.

3.4K 246 83
                                    

Louis obudził się dopiero wieczorem.

Przez cały dzień nie opuszczał jego łóżka. Robił to tylko wtedy, kiedy musiał pójść do łazienki albo raz, na trochę dłużej, gdy Niall kupił im jedzenie. W końcu jednak blondyna wraz z Barbarą udało mu się wygonić do domu.

- Hej. - przywitał się widząc, że szatyn otworzył oczy. - Jak się czujesz? Lepiej?

- Mhm. - przytaknął, przecierając twarz. - Przynajmniej nie widzę potrójnie. - uśmiechnął się nieznacznie.

- Potrzebujesz czegoś? Chcesz coś zjeść? - spytał. - Niall kupił nam obiad, mogę Ci odgrzać.

- Najpierw chciałbym się wykąpać. - oznajmił. - Pomożesz mi?

- Tak, oczywiście, że tak. - pokiwał głową, zeskakując z łóżka.

Starał się odpychać od siebie wszystkie myśli i skupić jedynie na Louisie, który potrzebował jego pomocy. Wyciągnął więc z szafy czyste ubrania i bieliznę. Szatyn w tym czasie podniósł się, a widząc grymas bólu na jego twarzy przy wykonywaniu każdego kroku, musiał się odwrócić, żeby chłopak nie zobaczył jego wilgotnych oczu. Zamrugał biorąc głębszy oddech i dopiero wtedy objął go w pasie pomagając dotrzeć do łazienki.

Wszedł pod prysznic razem z nim dokładnie myjąc karmelowe włosy, a potem ciało. Nie mógł patrzeć na siniaki pokrywające jego skórę i myjąc mu plecy rozpłakał się mając jednak nadzieje, że łzy wymieszają się z wodą i szatyn ich nie zauważy. Niestety zauważył.

- Hej. - ujął jego policzki w obie dłonie, pocierając je kciukami. - Nie płacz skarbie.

To sprawiło, że rozpłakał się jeszcze bardziej, a Louis przyciągnął go do siebie cały czas pocierając jego plecy. Wcisnął nos w zagłębienie szyi chłopaka starając się brać głębsze oddechy.

- Przepraszam, że pozwoliłem Niallowi wyrzucić Cię z domu. - wyłkał.

- Przestań, miałeś prawo to zrobić po tym, co zobaczyłeś.

- Ale gdybym mu nie pozwolił to..

- To i tak bym do niego poszedł. - przerwał.

- Ale on tak bardzo Cię skrzywdził. - zapłakał. - Nie mogę znieść myśli, że on.. że..

- Shh. - uciszył go. - Nie pamiętam tego, Harry.

- W ogóle?

- Mam tylko jakieś przebłyski, nawet nie wiem czy prawdziwe.

- Ale sam fakt..

- Nie myśl o tym. - poprosił, przyciskając usta do jego szyi. - Jestem tutaj z Tobą, teraz już wszystko będzie dobrze.

Piętnaście minut później znów wylądowali na łóżku przykryci ciepłą kołdrą. Opierał się na łokciu wodząc opuszkiem palca po policzku i obojczykach chłopaka co chwila schylając się by ucałować jego wąskie usta, brodę, nos, czoło, policzki czy szczękę.

- Lou? - szepnął przypominając sobie o czymś dość ważnym. Zupełnie zapomniał wcześniej zadać pytanie, które teraz nie wiadomo skąd pojawiło się w jego głowie.

- Hmm?

- Na gitarze, którą kupiłeś mi na święta był ten cytat z piosenki, data rozpoczęcia naszego związku, a pod tym.. Larry. Co to znaczy?

- Myślałem, że już to rozszyfrowałeś. - zaśmiał się cicho, ale on pokręcił głową. - Larry to połączenie naszych imion. Louis i Harry. - wyjaśnił.

- Żartujesz? - uśmiechnął się. - Naprawdę połączyłeś nasze imiona w jedno?

- W końcu jesteśmy jednością, prawda?

Save MyselfWhere stories live. Discover now