Camila siedziała na ławce w parku i patrzyła na zachodzące słońce. Myślała nad sensem swojego życia i nad swoimi związkami. Po chwili dosiadł się do niej Federico.
Fe: Cześć.
Cami: Co tu robisz Federico?
Fe: Powiedzmy, że jestem takim jakby wysłannikiem.
Cami: Co? O co chodzi?
Fe: Violetta mnie tu przysłała.
Cami: Po co? Nie mogła sama przyjść?
Fe: No nie wiem no. Mam cię zaprowadzić do jej domu.
Cami: Odbiło jej? Masz mnie uprowadzić czy co?
Fe: Boże Camila po prostu tam chodźmy.
Cami: Sama umiem iść. Jeszcze znam drogę do domu Violetty. Nie potrzebuję żadnych wysłanników.
Camila wstała i udała się do domu Violetty zostawiając Federica w osłupieniu.
Fe: Ta Camila to normalnie.
Parę minut później w domu Violetty:
Violetta i Francesca stały w salonie i dyskutowały o głupocie Camilii. Na kanapie leżał Gustaw, który czekał na swojego ziomka Federica.
Fran: I co Camila tu przyjdzie?
V: Federico ma ją tu przyprowadzić.
Fran: I myślisz, że ona na to pójdzie?
V: No tak nie przemyślałam tego. Mogłam wysłać Gustawa. W końcu ona tak na niego leci nie.
Gustaw nie wiedział co ma powiedzieć. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
V: O widzisz. Poszła na to.
Violetta otworzyła Camilii drzwi.
V: Hej Cami. Gdzie Federico?
Cami: Po co go po mnie wysłałaś? Myślisz, że sama nie potrafię przyjść?
Fran: Matko Camila przestań robić się taka gburowata.
Cami: Po co w ogóle tu miałam przyjść?
V: Chciałam zorganizować babski wieczór. Coś co by nas bardziej do siebie zbliżyło. Kiedyś mówiłyśmy sobie wszystko, ale teraz widocznie to się zmieniło .
Violetta popatrzyła na Camilę wyzywająco.
Cami: Jeśli chcecie gadać o Stevenie to od razu mogę stąd wyjść.
V: Dlaczego z nim zerwałaś?
Cami: Bo go nie kocham.
V: Kiedyś o niego tak zabiegałaś, a teraz się tak po prostu odkochałaś?
Cami: A ty co zrobiłaś Violetta? Może mi powiesz, że ty nie skakałaś wokół Leona?
V: Ja i Leon to inna sprawa.
Cami: Nie Violetta to jest to samo. Kiedyś mogłaś wskoczyć za Leonem w ogień, przebierałaś się za inną osobę żeby tylko z nim być, a teraz co? Poszło o jedną głupotę i już z nim zerwałaś. I na dodatek już masz nowego.
V: Camila moja sytuacja...
Fran: Camila ma rację.
V: Co?
Fran: Wasze sytuacje są po prostu identyczne. Obie na początku byłyście wprost zakochane w swoich facetach, a jak przyszło co do czego...
Po chwili drzwi otworzyły się i do salonu wszedł Federico.
Fe: Hej. Już mnie tu nie ma.
Gustaw zerwał się z kanapy.
Gu: Nareszcie jesteś ileż można na ciebie czekać?
Fe: Widzę, że nie próżnowałeś leżąc na mojej kanapie.
Dziewczyny popatrzyły na nich jak na kretynów.
Fe: Już idziemy.
Federico i Gustaw poszli do kuchni.
Fran: Wracając do naszej rozmowy. Gdy przyszło co do czego to faktycznie wystarczyła tylko drobna pierdoła, a już byłyście w stanie z nimi zerwać.
V: I ty Francesca przeciwko mnie?
Cami: Francesca mówi prawdę Violetta. Oceniasz mnie, a sama popełniasz te same błędy.
V: Po prostu nie mogę pojąć dlaczego z nim zerwałaś. Przecież byliście tacy szczęśliwi.
Cami: To prawda. Chwilę byliśmy szczęśliwi, ale wszystko się zmieniło. Ten związek już nie miał sensu. Mieszkanie z nim też okazało się nie być takie kolorowe jak się zapowiadało. Poza tym źle się czułam mieszkając z nim na wsi.
Fran: Ale co zrobisz ze szkołą? Przecież zaczęłaś tam jakąś szkołę prawda?
Cami: Raczej przez ten czas chodziłam do zakładu dla psychicznie chorych.
V: Aż tak źle?
Cami: Więcej niż źle. Poziom tej szkoły był poniżej normy. Chyba zaniosę dokumenty do tej waszej szkoły. Ona przynajmniej ma poziom. Jedyne co w tej wiejskiej szkole było fajne to chyba ci przystojni chłopcy. Jeden lepszy od drugiego. Normalnie kc kc. Pokażę wam takiego jednego. Będziecie mogły zeskanować jego kod i dodać go na Facebooku.
Francesca i Violetta popatrzyły na siebie z politowaniem.
Fran: Camila ty się nigdy nie zmienisz.
CZYTASZ
Violetta 17 Trasa koncertowa
FanficCzad spada ze sceny i ubecza się (Boże on płacze). Nico i Pedro zostają dwiema mordami i dają kamień z wielkim Love no bo kwiaty szybko schną. Camila postanawia być z Pedro bo szansę znów dostała, a on przez jej oczy zielone oszalał. Gustaw leci w s...