Rozdział piętnasty

7.3K 320 61
                                    


ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Tym razem nie rzuciła torbą o ścianę, nie kucnęła przy drzwiach, przeklinając i prychając z gniewu. Spokojnie usiadła na sofie i westchnęła, zbyt skołowana, żeby znaleźć w sobie siłę na wybuchy złości. Czuła się wyczerpana, niepewna i rozdarta.

Malfoy ją zablokował, nie znokautował, nie pokonał, ale po prostu zablokował. Czy taki był jego zamiar? Czy od początku planował wniosek o zbadanie przysięgi? To było bardzo ryzykowne, zamykał sobie drogę do apelacji i musiał o tym wiedzieć. Dlaczego to zrobił? Aż tak był pewien, że przysięga jest legalna? Hermiona zbyt dobrze go znała, nie ryzykowałby, gdyby nie czuł, że ma rację.

A jeśli ją miał... Pokręciła głową, chowając twarz w dłoniach. Pewność siebie uleciała z niej już w momencie, kiedy głośno złożył swój wniosek. Jego twarz była wtedy nieprzenikniona, ale spojrzenie mocne. Albo był dobrym aktorem, albo wiedział, że racja jest po jego stronie.

Ale ta przeklęta przysięga była tak stara i skomplikowana, jak mógł mieć gwarancję, że nie jest w błędzie?

Pomyślała, że zbyt mało przyglądnęła się Elanowi Standishowi. Malfoy traktował go po przyjacielsku, prawdopodobnie ich kontakty nie były proste, w typie prawnik – klient. To było nurtujące, bo nie przypominała sobie, żeby Malfoy kiedykolwiek zbliżył się tak bardzo do jakiegoś klienta. A Standisha bronił za wszelką cenę, naprawdę walczył o niego i widać było, jak bardzo się nim przejmuje. Wtedy, gdy do niego podszedł, na moment zrzucił maskę obojętności i wydawał się być bardzo zmartwiony.

Kim, do licha, był Standish dla Malfoya? Dlaczego był tak ważny? I jeszcze jedno, coś, o czym nie myślała do tej pory, a co teraz zaczęło ją zastanawiać – Malfoy od dawna powtarzał jej, że Ana Woolf nie bez powodu złożyła tę przysięgę narzeczonemu. Cóż więc było tym powodem? Co takiego posiadała Ana? Hermiona walczyła o jej dobre imię, o honor, a jeśli tak naprawdę powód był zupełnie inny?

Ciche pukanie oderwało ją od rozmyślań. Wstała i podeszła do drzwi, otwierając je. W progu stała Ana Woolf, a jej mina wyrażała zmartwienie.

- Możemy porozmawiać? – zapytała.

Hermiona skinęła i wpuściła ją do środka.

- Oczywiście, niech pani usiądzie.

Ana przysiadła na skraju krzesła, poprawiając nerwowym ruchem spięte w koka włosy.

Hermiona zajęła swoje miejsce i pierwszy raz spojrzała na nią uważniej. Smukła, eteryczna blondynka, o delikatnych rysach twarzy. Piękna w ten oczywisty sposób, idealna wręcz. Co się kryło za tą zjawiskową urodą?

- To badanie – zaczęła Ana – będzie rozstrzygające, tak?

- Tak – powiedziała Hermiona. – Pewnie zajmie wiele czasu, myślę, że nawet kilka tygodni, a opinia niezależnej komisji będzie się równała wyrokowi. A po nim nie ma już możliwości apelacji – dodała ponuro.

Ana pokręciła głową, ściskając palcami pasek torebki.

- A... a gdybym jednak zgodziła się na ugodę? – zapytała.

- Słucham? – Hermiona zamrugała, zdziwiona tą propozycją. – Przecież przyszła pani do mnie dlatego, żebyśmy wygrały. Jaki sens ma ugoda, skoro pani dobre imię zostanie zrujnowane? To jak poddanie się albo przyznanie do winy.

- Cóż... Pomyślałam, że ten spór prowadzi donikąd. Elan zaproponował dobre warunki ugody...

- Które pani odrzuciła – weszła jej w słowo Hermiona. – Dlaczego teraz uważa pani, że warto je przyjąć?

UkładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz