Rozdział trzydziesty

5.4K 248 68
                                    

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

Zebranie wszystkich zeznań zajęło sporo czasu. Potter wracał do kryjówki Mead za każdym razem, kiedy brakowało kolejnych zapisów w raporcie, a Draco musiał mu towarzyszyć, będąc prawnikiem Petry. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek teleportował się tyle razy w ciągu jednego dnia.

Po osiemnastej, kompletnie wyczerpany i rozdrażniony, skinął różdżką na samonotujące pióro, a to opadło z trzaskiem na blat stołu konferencyjnego w siedzibie aurorów.

– Jeszcze tylko potwierdzenie od Millicenty i chyba mamy już wszystko – powiedział. – Co za pokręcona sprawa.

Potter poprosił o kolejne kawy, po czym usiadł obok Draco, pochylając się w jego stronę.

– To się okaże, kiedy Wizengamot przyśle swoją odpowiedź.

– Tak. To mnie właśnie martwi – przyznał Draco, krzywiąc się na myśl o czepliwości czarodziejów zasiadujących w sądzie.

Nieco zaskoczony, uniósł brwi, gdy Potter machnął ręką.

– No co? – zapytał aurora. – Myślisz, że oni ot tak zaakceptują wniosek o wycofanie oskarżenia?

Robiąc zamyśloną minę, Potter spojrzał na leżące przed nim pergaminy.

– Jakby ci to wytłumaczyć, Malfoy... Rzadko wykorzystuję w pracy swoje nazwisko, ale kiedy już to robię, z reguły nie spotykam się z niezrozumieniem.

Draco otworzył usta, chcą z miejsca zwyzywać Pottera od pyszałków, ale zaraz się opanował, gdy pomyślał, jak widzą go czarodzieje. Tak, było w tym sporo racji. Wniosku nie składał jedynie prawnik oskarżonej; sam główny auror podpisał się pod nim. Do tego Potter był ikoną czarodziejskiego świata, bohaterem. Wizengamot zwyczajnie nie mógł tak po prostu zlekceważyć takiej prośby, zwłaszcza popartej szeregiem zeznań.

– Obyś miał rację – mruknął w końcu Draco i odchylił się na krześle, pocierając kark.

Chciał stąd wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem, dość miał biegających wokół ludzi. Najchętniej wziąłby Hermionę na długi spacer, jak wtedy, kiedy spacerowali wzdłuż rzeki, a on nie mógł nadziwić się, że jeszcze go nie udusiła po zrujnowanej randce.

Posłał jej wcześniej wiadomość, że utknął w pracy. Oczywiście była wyrozumiała, jak to ona. Nie wiedział, czy miał kiedyś do czynienia z tak mało wymagającą, nienarzucającą się kobietą, zwłaszcza w sytuacji, gdy zniknął na całą niedzielę po wspólnej nocy.

Potrząsnął głową, nie chcąc teraz wspominać ich bliskości, kiedy obok siedział Potter.

Uniósł wzrok, gdy przy drzwiach zrobił się mały tłok. Dostrzegł Millicentę, a tuż za nią Zabiniego. Usiadł prosto i machnął różdżką na pióro, chcąc wpisać do raportu ostatnie zeznania.

*

Hermiona zapukała w drzwi sali Rona i zaglądnęła do środka.

– Nie przeszkadzam? – zapytała z uśmiechem.

Ron odłożył na bok gazetę i zmarszczył brwi.

– No nie wiem, mam tyle spraw na głowie – odparł, siląc się na dowcip, jednak jego ponura mina psuła efekt.

Weszła i podeszła do fotela, w którym siedział, opierając się o parapet. Spojrzała z troską na przyjaciela.

– Tak sobie pomyślałam, że może potrzebujesz z kimś porozmawiać... Wiesz, zaraz Wizengamot wyznaczy termin rozprawy...

UkładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz