Rozdział dwudziesty piąty

6.3K 278 13
                                    

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Lavender miewała zbyt wiele dni, kiedy nie chciało jej się podnieść z łóżka. Leżała wtedy, wpatrując się w sufit z dołującym poczuciem bezsensu i miała wrażenie nicości. Jakby nie żyła, jak gdyby wcale jej nie było. Usiłowała policzyć, ilu ludzi jest w jej świecie, i wychodziła okropnie niewielka liczba. Zawsze, przynajmniej odkąd zaczęła tę nową, pozbawioną magii egzystencję, obok niej był Mark. Poza nim było kilka innych osób jak barmani czy tancerki z Pokusy. Twarze bez historii, bo, niestety, co uświadomiła sobie niedawno, była zbyt zamknięta w sobie, żeby zwracać uwagę na innych.

Prawdopodobnie dalej tkwiłaby w tym swoim bezpiecznym kokonie, gdyby pewnego dnia nie pojawił się Ron. On pchnął jej życie na inne tory, pewnie nawet nie będąc świadomym, jak bardzo je zmienił.

Miała dość gapienia się w sufit czy obserwowania innych przez okno. Musiała wstać i wyjść, powinna to zrobić. Ta potrzeba spychała jej strach na bok, sprawiała, że chciała się obudzić tak naprawdę, wyjść z ukrycia.

Uważnie przyglądała się sobie w lustrze, próbując zaakceptować samą siebie. Tak, miała sporą bliznę na policzku, a pod nią, na szyi straszyły jeszcze większe, jednak czy to zupełnie eliminowało ją z życia? Uniosła ręce i zwinęła włosy w ciasny węzeł na czubku głowy. Jej oczy niechętnie wpatrywały się w odbicie, ale wytrzymała moment paniki, a później wzięła głębszy oddech i spróbowała się uśmiechnąć. Pamiętała, że dawniej chichotała jak najęta. W tej chwili na jej ustach pojawił się niewielki uśmiech, bardzo kruchy i niepewny. Po chwili prysnął, a ona odwróciła się z westchnięciem od lustra.

Pojęła, że nie pogodzi się ze sobą, dopóki nie wyprostuje swojego życia. Nie łudziła się, że zdoła naprawić krzywdy, jakie wyrządziła swoim egoistycznym tchórzostwem, ale była winna rodzicom prawdę. Ona żyła, a oni mieli prawo o tym wiedzieć.

Podeszła do komody i podniosła z niej niewielki medalion, jaki zostawił jej Malfoy. Ścisnęła go w dłoni, czekając, aż metal się rozgrzeje, a później odłożyła go, mając nadzieję, że ten sposób komunikacji naprawdę działa.

Pozostało jej tylko czekać, aby poinformować go o swojej decyzji.

*

Hermiona czuła się spokojniejsza. Pilates pomógł rozładować nagromadzone napięcie na tyle, że jej rozedrgane nerwy nieco się rozluźniły. Szła wolnym krokiem w stronę domu, rozmyślając o czekających ją dniach. Najważniejsza była środowa rozprawa, myśl o niej przyprawiała ją o skurcz żołądka. Bała się, że... wygra. To było absurdalne samo w sobie, nie do pomyślenia, ale po raz pierwszy wolała ponieść porażkę. Wciąż czuła ogromny żal za brak świadomości, o co walczy. Jej głowa puchła od gdybania. Bo gdyby tylko wiedziała, że Ana nią manipuluje... Gdyby uważniej słuchała Draco, przełamując uprzedzenia, próbowała czytać między wierszami... Gdyby po prostu ten jeden raz uwierzyła, że on jest szczery!

Pokręciła głową, uśmiechając się niewesoło. Absurd. Totalny absurd. Kolejny raz musiała przyznać, że za nic by mu nie zaufała, nie wtedy.

A teraz oboje stawią się w sądzie, nie mając żadnego wpływu na wyrok, który zapadł wraz z orzeczeniem Niewymownych i tylko czekał na odczytanie.

Zaklęła cicho i weszła po schodkach na klatkę niewielkiego domu, skręcając w stronę swojego mieszkania. Już w środku westchnęła cicho i zrzuciła z nóg szpilki, po czym spojrzała w głąb salonu. W jej ulubionym fotelu siedział Draco, prowadząc cichą rozmowę z Padmą. Na jej widok oboje odwrócili głowy.

- Hermiona! – zawołała Padma.

- Nareszcie – mruknął Draco, witając ją krzywym uśmiechem.

UkładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz