ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
Blaise wysiadł z windy, przywitał się z recepcjonistką, biorąc od niej plik dokumentów, po czym ruszył do swojego gabinetu. Czuł się dziwnie, jakby nie umiał uporządkować swoich myśli. Po sobotniej rozmowie z Pansy nabrał nadziei, że sprawy między nimi się wyprostują, że jakimś sposobem poradzą sobie z jej trudną przeszłością. Nie pozwoliła odprowadzić się do domu, ale też nie odepchnęła go, gdy żegnał ją pocałunkiem. To był znak, że nie skreśliła tego, co było między nimi. Ale ten niewielki płomyk nadziei drgał niebezpiecznie i mógł zgasnąć, jeśli tylko ona znów zacznie uciekać.
Wszedł do gabinetu, rzucił dokumenty na biurko i usiadł ciężko w fotelu, masując skronie. Większość niedzieli miał ochotę pójść do niej, ale się nie odważył. Mogłaby pomyśleć, że ją naciska, a tak bardzo nie chciał, żeby czuła się zmuszana do czegokolwiek. Absolutnie nie mógł sobie pozwolić na naciski, gdyby wiedział o tym wcześniej, być może Pansy zaufałaby mu na tyle, że odkryłaby się przed nim, zanim wszystko zepsuł, każąc jej wybierać.
Gdyby tylko wiedział, cholera, wcześniej. Usiłował jakoś poradzić sobie z tym, co mu wykrzyczała w gniewie, opanować wściekłość na degenerata, który tak bardzo ją skrzywdził... ale nie umiał. Dosłownie płonął od środka, gdy wyobrażał sobie jej strach, ból i niemoc. Robiło mu się obrzydliwie chłodno, kiedy myślał o tym, jak była poniewierana.
Jeśli los postawiłby tego potwora na jego drodze, nie był pewien, czy mógłby myśleć trzeźwo. Prawdopodobnie bez skrupułów rozniósłby tego drania klątwami, z rozkoszą wysłuchując jego wrzasków.
Odwrócił głowę i spojrzał na zegarek. Minęła ósma, Draco prawdopodobnie już przyszedł. W sobotę zniknął z przyjęcia dość wcześnie razem z Granger, a w niedzielę był nieosiągalny.
Blaise zabębnił kilka razy palcami o blat biurka, po czym podniósł się i ruszył do biura przyjaciela. Musiał z nim porozmawiać, praca mogła chwilę poczekać. Tak po prawdzie, to był na niego wściekły.
Zanim dotknął drzwi, poczuł, że nie chroni ich magia. Zapukał lekko dwa razy i wszedł, nie czekając na zaproszenie.
Draco siedział w fotelu, podniósł głowę znad dokumentów, żeby zobaczyć, kto wszedł.
- Ach, Zabini – mruknął i wrócił do czytania, wskazując niedbałym gestem dzbanek z kawą. – Częstuj się.
- Cofnąłbyś te słowa, gdybyś wiedział, co mam ochotę zrobić z twoją bezcenną zastawą – powiedział Blaise.
Jego syk zmusił Draco do ponownego uniesienia głowy. Patrzył na Blaise'a z zaskoczeniem, które moment później zmieniło się w zrozumienie.
- Ach – wybąkał cicho. – Powiedziała ci. To chyba dobrze, czyż nie?
Blaise zacisnął dłonie w pięści. Z reguły wykazywał pokłady cierpliwości w stosunku do tego faceta, ale dzisiaj nie zostały z nich nawet marne strzępy. Podszedł do biurka, uparł ręce o wypolerowany blat, po czym nachylił się tak nisko, aż jego oczy napotkały spojrzenie Draco.
- Ty i twoje pieprzone zagadki! – wypluł. – Twoje cholerne rady. Wiesz, co zrobiłem? Posłuchałem cię! Gdybym tylko wiedział, że tak bardzo ją skrzywdzę... Jak mogłeś, do diabła, radzić mi, żebym tak ją obnażył?! Czy ty nie masz serca?!
Warczał, ale miał to w dupie. Draco zasłużył na więcej, dużo więcej. Tak, wyrwał Pansy z jej własnego piekła, ale bez zastanowienia napuścił na nią Blaise'a, zamiast powiedzieć wprost, jaka trauma ją gnębi. Do tego wyglądał w tej chwili na kompletnie nieprzejętego, jakby te gniewne słowa w ogóle do niego nie dotarły.
CZYTASZ
Układy
Fiksi PenggemarMinisterstwo Magii, a w nim dwoje niechętnych sobie prawników. Draco i Hermiona staną naprzeciw siebie w najtrudniejszej dotąd sprawie. Jak bardzo ich to zbliży? Powojenna rzeczywistość, dużo postaci drugoplanowych i kilka OC. Dramione publikowane d...