Rozdział osiemnasty

7.1K 320 132
                                    

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Pansy usiadła na parapecie i przyłożyła czoło do szyby, obserwując z okna niewielki wieczorny ruch na Pokątnej. Ostatnia sobota przed powrotem dzieciaków do Hogwartu dobiegała końca, robiło się cicho i smutno. Jedynym pocieszeniem był fakt, że deszcz wreszcie przestał padać. Może teraz ta dziwna pustka w środku odejdzie, może jutro, kiedy wstanie, wraz z pogodą poprawi się jej ponury nastrój?

Ale nie wierzyła w to. Jej mieszkanie stało się zbyt ciche, odkąd zabrakło tu Blaise'a. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo zdominował swoją obecnością jej świat – dopiero, gdy odszedł, pojęła, jak beznadziejnie puste było jej życie. Praca, Draco, niby znani, a nieznani ludzie wokół – to było wszystko. Czy naprawdę była szczęśliwa w tej samotni, że broniła jej tak zażarcie?

Wiedziała, czego chce Blaise; oddania, zaufania, pełnego związku. Właściwie to pragnął tego wszystkiego, co każdy. A jednak zgodził się na ich układ! I to było dobre rozwiązanie, przez moment wydawało się jej, że życie nareszcie nabrało kolorów. Śmiała się, żartowała, spała spokojnie, wtulona w jego ramiona.

Dlaczego musiał to skończyć? Czy deklaracja z jej strony była aż tak ważna, że wolał odejść niż być z nią bez niepotrzebnych, ckliwych słów? Nie potrafiła go zrozumieć, nikt, kto jest zadowolony, a on przecież był taki, do diabła, nie odchodzi tak po prostu! Było im dobrze, lepiej niż mogła oczekiwać. Więc dlaczego tak łatwo zakończył ich przygodę?

Pukanie, mocne i natarczywe, mogło zapowiadać tylko jedną osobę. Westchnęła i zeszła z parapetu. Draco, pewnie znów nastawiony na wykładanie jej, jakim to jest tchórzem i jak głupio postępuje.

Mimo to otworzyła drzwi, a zaraz potem usta, chcąc zastopować go od progu. Na widok jego miny zamknęła się nieelegancko i odsunęła, marszcząc pytająco brwi.

- Wyglądasz... - zaczęła, ale urwała, szukając odpowiedniego słowa. Nie znalazła takiego, więc zaprosiła go gestem do środka i zamknęła za nim, po czym zapytała: - Wina?

- A myślałem, że tu nie pije się alkoholu – wytknął jej suchym tonem, ale zaraz dodał: - Oczywiście, najlepiej całą beczkę.

Usiadł na sofie, oparł głowę i wpatrzył się w sufit. Jego szata była rozchylona, a krawat poluzowany, ale to nie ubiór zwrócił uwagę Pansy, a oczy mężczyzny, w których było zbyt wiele emocji, żeby mogła je wszystkie nazwać.

Usiadła obok i przywołała zaklęciem dwa puchary i butelkę białego wina. Kolejny ruch ręką i puchary zostały napełnione.

- Naprawdę byś się zmęczyła, gdybyś nalała to wino osobiście? – zapytał.

Zaskoczył ją. Czy sposób, w jaki podała wino, był aż tak ważny?

- Czy to ważne? – powtórzyła na głos pytanie, sięgając po jeden z kryształowych pucharów.

Wzruszył ramionami i też wziął do ręki puchar, pociągając zdrowy łyk. Skrzywił się lekko, a Pansy przypomniała sobie, że nie lubił słodkiego wina. Cóż – pomyślała – jakoś będzie musiał to znieść. Sama upiła mały łyk, nadal wpatrując się w niego z oczekiwaniem.

Wyglądało jednak na to, że on nie ma zamiaru się odezwać. Kręcił pucharem w dłoni, patrząc jak cięte szkło posyła w bok świetliste refleksy, i wzdychał cicho.

W końcu nie wytrzymała i zatrzymała jego dłoń, zaglądając mu w oczy.

- Powiesz mi, co się dzieje?

Kolejny łyk, znowu westchnięcie, a potem nieznaczne potrząśnięcie głową.

- Kiedy ja nie mam cholerne pojęcia, co się dzieje – mruknął sfrustrowanym głosem, a potem spojrzał na nią intensywnie, marszcząc gniewnie brwi. – Ale cokolwiek się dzieje, ty jesteś temu winna.

UkładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz