Rozdział piąty

7.8K 331 75
                                    


ROZDZIAŁ PIĄTY

Delikatne palce głaskały jego czoło, przeczesywały włosy. Ten dotyk był tak przyjemny i taki... znany. Ron uchylił powieki, uśmiechając się bezwiednie.

Brązowe oczy Hermiony wpatrywały się w niego uważnie. Zabrała rękę, jakby zawstydziła się tego momentu, kiedy go dotykała.

- Jak się czujesz? – zapytała cicho.

Ron zastanowił się. Czuł jakieś otępienie, jak gdyby jego ciało było znieczulone. Nie było to nieprzyjemne, ale takie obce. Nic nie zostało po bólu, który rozrywał go wcześniej.

- Dziwnie – wychrypiał. Musiał kilka razy przełknąć ślinę, jego gardło było wyschnięte. – Ale chyba lepiej. Gdzie jestem?

Hermiona westchnęła.

- W szpitalu – odparła łagodnie. – Miałeś atak, aurorzy przenieśli cię tutaj w niedzielę... – zawahała się. – Dzisiaj jest czwartek – mruknęła.

Naprawdę? Była to szokująca wiadomość. Był nieprzytomny cztery dni? A co z...?

Chciał się podnieść, jednak jego ciało nie słuchało.

Zaklął.

- Co z rozprawą? Cholera, pewnie wszystko przepadło, tak? Czemu nie mogę się ruszać? – warknął, irytując się, kiedy jego ruchy były się tak strasznie powolne.

Poczuł delikatny dotyk na ramieniu. Hermiona pchnęła go z powrotem na poduszkę i pokręciła głową.

- Nie walcz z tym, to czary, które mają ci pomóc. Nie mogłeś zażyć eliksirów, więc uzdrowiciele leczyli cie zaklęciami. Ich efekt ma minąć za jakiś czas... pewnie zaczniesz wtedy odczuwać ból. Im będziesz spokojniejszy, tym lepiej dla ciebie.

Ron skrzywił się. Cały jego dobry nastrój wyparował.

- Co to ma za znaczenie? – zapytał znużonym tonem. – I tak już przegrałem...

Hermiona pokręciła głową.

- Nie, nie przegrałeś. Malfoy poszedł wczoraj na rozprawę w twoim imieniu, jako twój prawnik. Przedstawił orzeczenie od uzdrowicieli, a Wizengamot zgodził się na leczenie – przy ostatnich słowach skrzywiła się, jakby była zła.

Ron spojrzał na nią uważniej. Jeszcze nie ośmielił się odetchnąć, nie, kiedy Hermiona miała tak ponury wyraz twarzy.

- O co chodzi?

Prychnęła.

- Ryzykował. Wizengamot mógł od razu zakończyć sprawę, mając opis tego, w jakim byłeś stanie. Mogli na przykład uznać, że jesteś zbyt szalony, żeby leczenie przyniosło jakieś rezultaty... Malfoy jest idiotą, wiedział, że ryzykuje...

- Ale udało mu się – wtrącił Ron. – Udało, skoro tu jestem, prawda?

- Tak, ale...

Ron roześmiał się chrapliwie.

- Jesteś niesamowita, wiesz? Czy to aż takie ważne, że Malfoy ryzykował? Na razie wygrywa, a to jest chyba najważniejsze...

- Naprawdę? A gdyby przegrał już na początku? – Pokręciła głową z irytacją. – Nieważne, wiedziałam, że mnie nie zrozumiesz. Ja byłam za tym, żeby cię obudzić wcześniej, żebyś sam mógł się bronić, żebyś mógł pokazać, że ci zależy...

Ron złapał jej rękę i pokręcił wolno głową.

- Przestań – wyszeptał. – Nie wybrałaś Malfoya bez powodu, prawda? Ja ci zaufałem, ty też powinnaś sobie ufać. Cholera, gazety pewnie mają używanie, nie?

UkładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz