Rozdział jedenasty

7.6K 347 67
                                    


ROZDZIAŁ JEDENASTY

Idąc rozświetloną latarniami uliczką obok Malfoya, Hermiona zastanawiała się, w jaki sposób on zamierza nakłonić Lavender do zeznań. Czarownica, która ukryła się między mugolami i uciekła przed magią, prawdopodobnie nie zgodzi się tak po prostu na powrót do świata czarodziei. Zerknęła na Malfoya i westchnęła cicho. Jego pewnie nic nie obchodzą powody Lavender. On chce świadka, tylko tyle, a cała reszta jest nieważna.

Kręcąc w zamyśleniu głową, Hermiona podjęła szybką decyzję. Nie mogła mu pozwolić na naciski, nie mogła dopuścić, żeby osaczył Lavender.

Wyciągnęła rękę, łapiąc go za łokieć i zmuszając, żeby się zatrzymał.

Spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- O co znowu chodzi?

Przygryzła wargę i opuściła kaptur płaszcza, patrząc na niego z namysłem. Jak przekonać do czegoś takiego upartego faceta? Jakoś musi spróbować.

- Ja z nią porozmawiam – powiedziała cicho. – Tak będzie lepiej...

- Chyba kpisz – przerwał jej, parskając śmiechem. Zaraz spoważniał i pokręcił głową. – Absolutnie nie, Granger. Wybij to sobie z głowy albo odwróć się i idź stąd.

Westchnęła, ignorując jego zaciśnięte usta.

- Malfoy, ty nie umiesz być delikatny – próbowała tłumaczyć. – Zastraszysz ją, stłamsisz. Przecież ona musiała mieć poważny powód, żeby zniknąć na tyle lat. Myślisz, że zgodzi się bronić Rona tak po prostu?

Uniósł brwi, patrząc na nią z namysłem.

- A czy Weasley nie bronił jej tak po prostu, Granger? I czy nie grozi mu teraz za to długoletni wyrok? Czy w takim razie nie jest mu winna tej niewielkiej przysługi? Naprawdę myślisz, że odmówi, kiedy dowie się, jakie Weasley poniósł konsekwencje, stając w jej obronie? I na koniec; czy ty serio rozczulasz się nad kimś, kto tak naprawdę ma w dupie wszystkich łącznie ze swoją rodziną? Pozwoliła uznać się za zmarłą, uciekła i dopuściła, żeby jej bliscy cierpieli i opłakiwali jej stratę. Ona nie jest kimś wartym współczucia – powiedział ostrym tonem.

Hermiona odwróciła wzrok, porażona jego słowami. Stawiał bardzo duże zarzuty Lavender i tym razem nie przesadzał. A jednak intuicja podpowiadała jej, że nic nie osiągną, wywołując poczucie winy w kobiecie.

- Malfoy, ona już raz zniknęła. Jeśli ją wystraszysz, może uciec znowu i w ten sposób stracisz jedyną osobę, która może potwierdzić słowa Rona. No i... - zawahała się.

- I? – ponaglił ją zniecierpliwionym tonem.

- Cóż – mruknęła. – Naprawdę nie znamy powodów jej zniknięcia. Nie chcę jej oceniać, nie wiedząc nawet, dlaczego tak postąpiła.

Przewrócił oczami i westchnął. Pogrzebał w kieszeni marynarki, wyciągnął papierosy, i dopiero gdy odpalił jednego, powiedział z rezygnacją:

- Cała ty, tak cholernie, nieznośnie dobrotliwa.

- Za to ty jesteś paskudnie uparty – wytknęła mu. I taki właśnie był; bezkompromisowy, zawzięty i zupełnie pozbawiony skrupułów, przynajmniej wtedy, gdy pracował.

Zupełnie niezrażony jej słowami, wzruszył nonszalancko ramionami.

- Całkiem dobrze na tym wychodzę – stwierdził. – I, żebyśmy mieli jasność, nie będziesz z nią rozmawiała sama. Zapomnij o tym.

UkładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz