Rozdział trzydziesty drugi

5.2K 239 31
                                    

ROZDZIAŁ TZRYDZIESTY DRUGI

Lavender nie mogła usnąć. Fakt, że znajdowała się w nowym miejscu i cel, dla którego tu była, sprawiały, że nie umiała opanować nerwów. Świeża pościel, jaką wcześniej dała jej Hermiona, chłodziła rozgrzane ciało, ale i tak nie mogła znaleźć wygodnej pozycji do snu.

Zmęczona przewracaniem się z boku na bok po łóżku, usiadła i odgarnęła włosy z twarzy. W ciszy nocy słyszała stłumione głosy z salonu i cichy wybuch śmiechu. Nie śmiała tam iść i zakłócać im prywatności. Nawet jeśli tak bardzo potrzebowała porozmawiać z kimś o swoim strachu.

Westchnęła i położyła się z powrotem, zamykając oczy. Jej myśli mimowolnie powędrowały w stronę Marka. Od ich rozmowy widywała go jedynie przelotnie, wyraźnie jej unikał, co bolało w jakiś niepojęty sposób. Nigdy by nie zgadła, że aż tak będzie za kimś tęskniła w swoim odosobnieniu. Nie pożegnała się z nim, zostawiła tylko kartkę w drzwiach mieszkania, którą musiał zauważyć, będąc jej jedynym sąsiadem.

Teraz marzyła, żeby znów siedzieć obok niego i oglądać boks, którego nie rozumiała. Chciała tego, takiego normalnego, prostego życia, przed którym tak długo uciekała. Nie była nieświadoma jego uczuć, widziała je aż nazbyt wyraźnie. Poczuła bolesny skurcz na myśl, że musiała go odtrącić. Nie powinno się próbować łączyć dwóch tak różnych światów, a gdy już zdecydowała się wrócić między czarodziei, jej życie u boku Marka wydawało jej się niemożliwe.

Głosy z salonu budziły w niej uczucie pustki. Była sama, nie należała do nikogo. Tak bardzo pusta nie czuła się chyba nigdy.

Zaraz przed jej oczami pojawił się Ron; uśmiechnięty, choć nieco zaniedbany, patrzący na nią z troską. Nie umiała żałować podjętej decyzji, kiedy miała szansę pomóc mu odzyskać wolność. Był dobrym człowiekiem, dobrym przyjacielem.

Ona nie dokonała żadnego wyboru. Po prostu postąpiła w jedyny słuszny sposób.

Westchnęła, myśląc o tym, jak zareagują jej rodzice, kiedy ją zobaczą. Może powinna im wysłać wcześniej jakiś list, dać znać w jakikolwiek sposób, że żyje, ale gdy próbowała coś napisać, każde jej zdanie brzmiało jak bełkot. Usiłowała się przygotować do spotkania z nimi, ale nie potrafiła przewidzieć ich reakcji. A mieli prawo zrobić wszystko: zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, zrugać, nawet przekląć. Sama nie wiedziała, jak zachowałaby się na ich miejscu.

Wiedziała jedno: chciała znów mieć rodzinę. Nawet jeśli ta rodzina nie chciałaby jej.

Podniosła się z łóżka i podeszła do parapetu. Przed oknem było zupełnie ciemno, nie mogła uspokoić natrętnych myśli wpatrywaniem się w ruchliwą ulicę, jak w swoim mieszkaniu.

Stuknęły drzwi frontowe i zapanowała cisza. Lavender ubrała szlafrok i podeszła do wyjścia.

*

Hermiona naprawdę nie chciała, żeby Draco wychodził, ale nie wyobrażała sobie, że mógłby zostać. Nie przy Lavender po drugiej stronie korytarza. Przekręciła zamki i podeszła do ławy, zgarniając puste kubki na tacę.

W kuchni szybko umyła naczynia i odstawiała je na suszarkę, gdy usłyszała ciche szuranie pantofli o parkiet w przedpokoju.

Odwróciła się i uśmiechnęła, widząc stojącą w progu Lavender.

– Ciężka noc? – zapytała.

Lavender weszła do kuchni i pokiwała głową, rozglądając się po pomieszczeniu. Podeszła do stołu i usiadła na jednym z sześciu krzeseł, podpierając brodę dłonią.

UkładyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz