Rozdział 10. Atak i mandalorianie

581 50 21
                                    

Atak nastąpił na godzinę przed świtem, wraz z burzowymi chmurami i ścianą deszczu, która opanowała całą okolice, zmieniając glebę w małe jeziora i potoki oraz sprawiając, że cała dżungla kołysała się niczym będąc opętana w dzikim tańcu, smagana potężnym i chłodnym wiatrem, przyprawiającym skórę Sakury o ciarki.

Napastnicy, dobrze wiedzieli na kogo się porywali, dlatego zaatakowali dopiero teraz, wykorzystując warunki pogodowe na swoją korzyść, jako zasłonę i ukrycie dla ich pozycji. Jednakże, nie mogli oni się spodziewać, tak czy siak, szybkiego i prostego napadu z zaskoczenia, zakończonego kilkoma seriami z blasterów, do totalnie zaskoczonych celów.

Nie kiedy na pieczy stał NR2TO, który już na samym początku, nim napastnikom dane było zająć pozycje, z śmiercionośną precyzją i bezwzględną skutecznością, zaczął on posyłać w ich stronę, kolejne strzały ze swojego ulubionego karabinu DC-15, oraz wbudowanej  w ramię, małej wyrzutni rakiet, rozświetlając gęstwinę plejadą pocisków plazmowych i eksplozji.

Robił to wszystko, wesoło sobie przy tym przygwizdując.

To był potworny widok... Ale  zarazem, Sakura nie mogła poczuć uczucia podziwu... Bo pomimo że to było okrutne i złe... Zarazem było to majestatycznie piękne. Jakby oglądała sztukę teatralną, a nie masakrę... 

A nawet jeśli to nie NR2TO robił takie wrażenie... To Sasuke na pewno.

Pomiędzy kolejnymi strzałami i kanonadą świateł oraz wrzasków, Sakura mogła dostrzec, jak w tej scenerii deszczu i szalejącej burzy, Uchiha porusza się jak zjawa, raz po raz przebijając się przez linia atakujących, rażąc wszędzie dookoła swoją klingą miecza świetlnego, którego czerń zlewała się z wciąż panującym mrokiem.

Idealny rytm kroków. Spokojny oddech i zabierające dech w piersiach sekwencje ciosów miecza świetlnego, wśród wrzasków, krzyków i krwi.

To było jak taniec.

Niesamowity i pochłaniający jej umysł oraz serce spektakl śmierci.

Sakura mogła bez trudu poczuć, jak więź Uchihy z ciemną stroną, płynnie rozlewa się po polu bitwy. Mogła niemal poczuć, każdy jego ruch, każde cięcie, a nawet żar ostrza rozcinającego kolejnych napastników na kawałki.

Powinna czuć odrazę... Ale nic takiego nie nastało.

To dziwne, jak można się szybko przyzwyczaić do tych rzeczy i traktować je ze spokojem.

I to tylko dlatego, że to Uchiha to robił...

Ale jak tak można było zrobić. Jak jako jedi mogła ona nie czuć nic na spektakl wrzasków i horroru śmierci i bólu w szaleństwie burzy.

Jak mogła ona spokojnie patrzeć na to co się dzieje, będąc w  samym centrum tego chaosu, a zarazem trzymająca się z boku, na osobiste polecenie Uchihy, który dał  jej jasno do zrozumienia, że, jeśli sama spróbuje wplątać się w walkę, to on osobiście, skróci ją o ramię lub dwa.

- "Zostań, w twoim stanie, będziesz mnie i NR2TO tylko spowalniać... Poza tym jedi, już raz pokazałaś, że nie masz dość... Motywacji, do zabijania. Więc bądź cicho i nie wychylaj się z pokładu statku. A jeśli mimo to spróbujesz użyć miecza, to osobiście obetnę ci rękę, zgoda? Zgoda." -Odparł Uchiha, po czym nie dając jej szansy na odpowiedź, zaraz ruszył w gęstwiny, poddając się fali ciemnej strony i słodyczy zabijania.

Kolejne eksplozje pochłonęły kolejne warstwy flory, zmieniając ją w cmentarzysko dla kolejnych ofiar, oprogramowania NR2TO, bądź klingi Sasuke.

Sakura mimowolnie poczuła falę współczucia wobec "agresorów". Bo to teraz oni zmienili się w zwierzynę łowną. Przybyli tutaj jako drapieżniki, a skończyli jako ofiary. Los bywa przewrotny. Zwłaszcza jeśli dotyczy to, sitha, takiego jak Uchiha Sasuke... Sakura wiedziała to z własnego doświadczenia.

Sasusaku - Dzieci Mocy [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz