Rozdział 2

1K 99 16
                                    

Mimo, że co dzień budzisz się w tym samym pomieszczeniu, każdy się różni. I teraz nawet nie jesteś tak spięta możliwością zdradzenia swojej prawdziwej tożsamości. Lubiana, mająca opinię ,,najsprytniejszy", posiadasz miano u lidera jednego z najlepszych żołnierzy. Spoglądając dość ospale na odbicie w lustrze zdjęłaś gumkę z włosów i zaczęłaś je przygotowywać do ponownego schowania w czapce, tak samo z maską, którą jednakże wolałaś nosić dwadzieścia cztery godziny na dobę. Długość włosów, da się lepiej wytłumaczyć, niżeli kobiece zarysy twarzy, prawda? Nie wiadomo, kiedy ktoś niespodziewanie wejdzie na siłę do twojej klitki. Całe szczęście maska jest taka, że bez problemu da się przez nią oddychać oraz jako samodzielnie projektowana, otwór przez który jesz, znalazł tutaj swoje miejsce. Wiedziałaś, że dziś o ósmej będzie ważniejsze spotkanie, dlatego szybka poranna toaleta i dłuższe zamaskowywanie dziewczęcości. Do końca dopinając guziki za dużego munduru, nogą trzasnęłaś drzwiami i opuszczając na chwilę czynność, kluczem przekręciłaś zamek, chowając metalowy przedmiot w kieszeni na piersi. Zapatrzona w drewnianą podłogę, wbiłaś się w czyjąś klatkę piersiową.

-Hej! Gołowąs, ty to jakiś ostatnio nieprzytomny, brachu! - oczywiście jakaś ksywka za twoją mizerną muskulaturę i wzrost musiała się pojawić. Oburzonym wzrokiem przemierzyłaś twarz rozbawionego Patryk'a. Ten tylko poczochrał twoją czapkę lekko i zaśmiał żartobliwie.

-Ty to masz poczucie humoru, wiesz... - sarkastycznie uderzyłaś delikatnie jego ramię i podreptałaś na stołówkę. Salutując do Michel'a - tamtejszego wyśmienitego kucharza - kiwnęłaś głową i dostałaś sekundy później na tacy potrawę godną mężczyzny, czyli mięso i jeszcze więcej mięsa. Niezbyt pasowało ci takie menu, ale przecież nie jesteś w restauracji, tylko armii. Siadając samotnie przy prowizorycznym stole, widelcem mieliłaś danie. Głupia niechęć do wszystkiego i zdenerwowanie na teoretycznie niewinnych to objaw kobiecych humorków. Gdyby się dało, wzięłabyś tonę czekolady i schowała się razem z nią pod pierzyną. Niestety, odetchnęłaś niechętnie i na siłę wcisnęłaś jedzenie przeżuwając je w tempie żółwia. Oddając tacę, gestem pokazałaś kucharzowi dobroć potrawy i opuściłaś leniwie pomieszczenie. Ścienny zegar na korytarzu nie wskazywał jeszcze wyznaczonej godziny, ale na wszelki wypadek otwierając ciężkie drzwi ujrzałaś pustą sporą salę, gdzie jedynym przedmiotem był pół-okrągły stół i otaczające go krzesła z czego jedno było wyróżnione, wiadomo dla kogo. Stałaś moment nieruchomo, gdy do sali wbiegł zdyszany... Red Leader? Pytająco spojrzałaś w jego stronę. Podpierał rękami kolana, przez co nawet od ciebie był w tamtym momencie niższy, ale prostując się, musiałaś odchylić głowę w górę by zobaczyć jego twarz.

-Myślałem, że się spóźnię... - nadal ciężko biorąc wdechy i wydechy, potrząsnął głową i powrócił ze swoim poważnym, mrożącym krew w żyłach spojrzeniem bezdusznych oczu. Nigdy nie widziałaś go w takim stanie, takim... Zwyczajnym. Nadal zamurowana, drobną ręką wskazałaś niezakrytą czerwoną bluzę zakładaną przez głowę, mundurem u lidera. On tylko jednym ruchem zapiął szybko guziki i ruszył w stronę swojego posłania. Gdyby tak teraz pomyśleć, nieraz zastanawiałaś się, gdzie tak często znika mężczyzna, ale kto odważyłby się zapytać o taką drobnostkę szefa? Na ten czas, może tylko Patryk i Paul, ale coraz i ty też powoli zapisywałaś się na stanowisko ,,przyjaciół". Powtórzyłaś gest karmelowowłosego i zajmując standardowe miejsce, prosto siedząc w odrobinę niezręcznej ciszy czekaliście na przybycie reszty. Bez pośpiechu przybywało coraz więcej znanych ci twarzy. Mimo nie zapełnionych wszystkich miejsc, stukając pierw delikatnie, a potem mocniej pięścią o stół, doczekał się ciszy i pozostawiając wam chwilę skupienia, cicho usłyszałaś otwieranie się drzwi. Odsuwanie się krzesła obok wskazywało, że po raz... kolejny, twój sąsiad obok zaliczył spóźnienie. Witając się gestem Red Army, czyli prawą dłonią trzy palce: kciuk, wskazujący oraz środkowy, układały się na wzór pistoletu, pochylone lekko w górę, razem z Jeremy'm miłym wzrokiem przywitaliście się podczas rutynowej ciszy na takich spotkaniach. Nadszedł wreszcie moment dla niego idealny, już rozpoczął spotkanie oficjalnie. Nerwowo, poczułaś na sobie wzrok. Niepewnie spoglądając na niego, wskazywał ci podejście do siebie, ciężko przełykając ślinę, wstałaś i podeszłaś udając rozluzowaną, w duszy naprawdę okropnie spiętą. Stojąc nieruchowo zarzucił na ciebie ramię.

-To już dwa lata, Luke! - krzyknął gromko na całą salę. Nerwy opadły, a ty chwilę zastanawiając się, przypomniałaś sobie w przypływie chwili początki, wszystkie misje oraz krew ludzką na rękach z podłym poczuciem winy.

⌇ZAKOŃCZONE⌇  Ukryty plan [Tord x Reader] |Eddsworld|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz