Rozdział 4

965 101 7
                                    

Taka praca w twoich rękach nie trwała długo, po niedługim czasie przybiłaś do jednej z pustych ścian gwóźdź i powiesiłaś własnoręczny projekt, oddalona na bliską odległość wycelowałaś w środek tarczy. Po oddaniu kilku strzałów trafionych dość blisko środka na korytarzu rozległa się panika.

-No cholera... - powiedziałaś półszeptem zdając sobie sprawę ze swojej lekkomyślności. Twoja twarz pobladła, kiedy zamek został wyważony. Pierwsza myśl sunęła się ku twojej czapce. Nie masz jej założonej! Nie zdążając zrobić teoretycznie nic przed tobą ze swoją spluwą stał w drzwiach wystraszony Paul mierząc wprost w ciebie. Oznajmiając pierw grupie z tyłu fałszywy alarm podszedł bliżej ciebie siadając na twoim łóżku.

-Co ty kurwa wyprawiasz? - rzucając gest rękami, krzyknął w twoją stronę. Poddenerwowana milczałaś. - Nie zachowuj się, jak bachor! Wiesz, co by ci lider zrobił, gdyby się dowiedział! - nie mając zamiaru przestać rzucać obelg w twoją stronę czasy dzieciństwa sprawiły, że mężczyzna zwracając wzrok ku tobie dostał mocny łomot z pięści w bok głowy, który obił się głośnym jękiem. - Za co.. Za co!? - masując lekko bolące miejsce popatrzył ze złością wprost na ciebie.

-Jestem głupi-a-i racja... Przepraszam... Ale... - byłaś bliska płaczu od niepamiętnych czasów. Paul tylko wstał za tobą i z błagalnym spojrzeniem odwrócił cię siłą w swoją stronę, zamykając w uścisku, ciepły uśmiech pojawił mu się w jednoczesnej chwili.

-Jesteś dla mnie, jak brat Młody-Luke, naprawdę - poklepując się na ochłonięcie kiwnęłaś głową porozumiewawczo w jego stronę. Kiedy opuścił twój pokój, spięcie uciskające płuca odeszło w zapomnienie. Zsuwając z głowy kaptur obiecałaś sobie, że musi on być nieodłącznym kompanem każdego dnia, na takie przypadki, jak ten. Patrząc na winną całego zdarzenia - broń oraz siebie w lustrze, położyłaś narzędzie na dolnej części szafki nocnej obok łóżka. Nie wiadomo, kiedy przyjdzie okazja wyciągnięcia jej i zastrzelenia tego komunisty, kiedy przyjdzie na ,,odwiedzi-"... Ekhem...

Oczekiwałaś miłego, późnego wieczoru, gdyż po niezręcznej akcji i braterskim wyznaniu Paul'a trzeba było coś popracować z papierami, podrabianiem dokumentów i tego typu robotami. Same się niestety nie zrobią. Planując wreszcie przebrać się w piżamę, ze względu wczesnego wstawania, nagle Red Leader ogłosił wiadomość przez głośnik.

~Luke [twoje nazwisko] jest proszony do gabinetu... - przełykając ciężko ślinę, puściłaś powoli uchwyty od szafy, którą zamierzałaś jeszcze niedawno otworzyć i poprawiając ułożenie włosów współgrających z odzieniem, opuściłaś pokój chwytając zawieszony mundur. Idąc żwawszym krokiem, delikatnie pukając i słysząc odpowiedź uchyliłaś drzwi. Widok poprawiającego fryzurę Tord'a w normalnym ubiorze sprawił, że zmęczenie ustało, a zaskoczenie przejęło górę.

-O, jesteś już! - miłym spojrzeniem oraz gestem dał ci znak wejścia dalej. - Mundur? Ikke nødvendig! - aktorsko zaśmiał się pod nosem.

-Ikke... Chwila, co? - znalazłaś się w sytuacji, która zakłopotała całą ciebie. Pierwszy - widok Red Leader'a w normalnym ubiorze oraz drugie - obcojęzyczne zwroty.

-Wybacz, lubię wplatać w zdania norweskie słowa. Takie korzenie... - pełen obojętności, mówił wkładając portfel do kieszeni, leżący przedtem na biurku. - Zatem idziemy? Tylko zdejmij ten mundur! - patrząc pośpiesznie w twoją stronę przejechał twoją sylwetkę wzrokiem parę razy. Posłusznie zdejmując odzienie, zawiesiłaś je na wyznaczonym wieszaku.

-Przepraszam, ale co się dzieje? - przejeżdżając dłonią po twarzy, westchnęłaś głośno.

-Czy nie mówiłem ci wcześniej, że wybieramy się na ,,męski wieczór" w celu uczczenia twojego służenia tutaj? - przypominając dzisiejsze południe swoim myślom, całość nabrała kolorów. Zdałaś sobie także sprawę z powagi słów Red Leader'a. Nie przedłużając bezczynności wyszliście z gabinetu ruszając ku wyjściu. Żołądek oraz płuca zaczęły się spinać. Tak dawno normalnie nie chodziłaś po ulicach Wielkiej Brytanii. Więc, raczej powinnaś się cieszyć, ale oczywiście jest na przekór. 

-Bar jest chyba najlepszym pomysłem, czyż nie? - mimo normalnego wyglądu, powaga słów w jego głosie i wzbogacone słownictwo nadal rozbrzmiewało. Kiwając głową potwierdzająco Tord wskazał wam kierunek do pobliskiego, wyznaczonego budynku.

⌇ZAKOŃCZONE⌇  Ukryty plan [Tord x Reader] |Eddsworld|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz