Rozdział 22

2K 139 4
                                    

Musiał odpocząć od tych wszystkich emocji, od niepewności zrodzonej ze strachu. Nie był pewny swojego położenia, jego życie nie było to kolorowe, ani czarne, raczej coś pomiędzy tymi wszystkim odcieniami. Szary, nie, to raczej nie ten kolor, złoty, pod żadnym pozorem jego życie nie było złotem. Turkusowy? Nawet nie byłby do końca pewien, jak wygląda ten kolor. A może...przezroczysty? Tak, skoro nie jest kolorowe, ani czarne, to znaczy, że nie ma żadnego koloru. Tak samo jak można przejrzeć intencje Park Jimina, on nie był tajemniczy, był otwarty, ale przerażony, z każdym to nowym zdarzeniem jego życie stawało się coraz bardziej wyblakłe, kiedyś było lśniące jak najczystsza biel, później stało się matowe, by na koniec zaczęło wyblakać, tylko po to by stało się przezroczyste i łatwe do unicestwienia. Wszystkie emocje, które wówczas kryją się w sercu zaczynają pękać, kruszyć się, ścisk na sercu powiększa się, tworząc w sercu szczeliny, jak w ścianie, z których odpada tynk. Nie da się naprawić potłuczonego szkła, tak samo jak nie da się skleić porwanej kartki. Nie da się tej kartki zalać wodą, bo się rozmaże, a grzechy zniknął tylko na moment, nie można zakolektorować, bo można to łatwo zdrapać, otwierając znów te same rany, dodatkowo tworząc nowe, zupełnie tak samo jak przy zdrapywaniu strupa, jak serce które ktoś próbuje nieudolnie zabandażować przy ranie, z której płynie krew, niczym rzeka przenikająca do wnętrza twojego cierpienia, do żalu i sumienia. To wszystko powoli odbija się na tobie, by po prostu na koniec zbrudzić twe ręce. Nie spalisz tych uczuć, bo ból zostanie, nic nie znika i nie ciemnieje, jedynie odchodzi w kąt i spokojnie rośnie do rozmiarów takich, że twoje serce reaguje na to z takim niepokojem. Po prostu musisz dopisać, dopisać to czego pragniesz i tak na koniec pozostaje nam jedynie nadzieja, która przychodzi powoli. To właśnie odczuwa Jimin, każdy jego problem, tajemnica, z którą jest sam rośnie, a obawa o zwykłe jutro nie daje mu spać, nawiedza go w snach, próbuje go zniszczyć. Musi temu zaprzestać, nie może być sam. To jak pochowanie żywego człowieka, pochowanie własnych uczuć i odłożenia na bok prawdziwych problemów. Nie da niczego wyrzucić do kosza. Mówią, że jeżeli nie potrafisz sobie z czymś poradzić to wyrzuć to, wyrzuć to do kosza. A może, to tylko nam zabraka odwagi i uciekamy jak tchórze, bo się boimy, co może stać się jutro, wieczorem, a nawet za pięć minut. Kiedy nadchodzi ten czas, każdy myśli czy dobrze postąpił i gdzie to się zaczęło.

-Gotowy?- zapytał Yoongi.

-Tak, tylko muszę spakować jeszcze szczoteczkę do zębów- idzie do łazienki.

-Mogę pożyczyć ci swoją...

-Hyung! To nie higieniczne!

-Nie było temtu- wziął jedną z jego walizek i zszedł na dół, by zostawić w bagażniku, rzeczy osobiste Parka.

Jimin spakował resztę rzeczy do pod ręcznego plecaka i ruszył na dół, oczywiście pamiętając, aby zamknąć mieszkanie. Na dole zobaczył Mina, który wyglądał zabójczo w tym swoim czarnym płaszczu i ciemnych okularach, a do tego blond włosy. Yoongi był dla Jimina spełnieniem marzeń i na odwrót. Coraz silniejsze więzi ich łączyły i obaj byli na to coraz bardziej gotowi. Spakował swój plecak, obok swojej torby, a starszy pomógł mu zamknąć bagażnik. Chciał odpocząć, a właśnie to Min zaproponował mu by został na kilka dni u niego, że nawet mógłby zamieszkać, ale już tego nie powiedział. Miał dużo czasu, chciał go dać Parkowi, ale nie był pewnien, czy dobrze by było, gdyby podarował mu nieśmiertelność. Wiedział jedno: musiał, kiedyś to zrobić, ale też nie mógł czekać. Czas jest nieobliczalny, czasem zabiera tych, których się kocha, a czasem wstrętny los macza s tym swoje palce i pozostaje tylko pytanie "czemu on?", "czemu ten świat został tak stworzony?", "czy ktoś do jasnej cholery, zdoła mi odpowiedzieć na moje pytanie?". Oczywiście, że nikt tego nie zrobi. Nie wiadomo co był miał powiedzieć. Nie prześcigniesz czasu, nie zmienisz losu. Proste jak dwa plus dwa.

My Cold Honey | yoonmin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz