6.2 Skarbie..

3.8K 114 0
                                    

13 sierpnia

Piątek 13, nie wierzę w takie rzeczy. Jest już 15, a dalej nic złego się nie stało, nigdy nie dzieje się nic złego! Nie rozumiem ludzi, którzy wierzą w te pierdoły.

Nakładałam właśnie obiad na talerze, chciałam zrobić niespodziankę Sethowi i zrobiłam specjalnie dla niego chińszczyzne, mój chłopak ją kocha! Brunet zawsze powtarza, że moja jest najlepsza, bo innym wychodzą suche kawałki kurczaka, a moje wręcz przeciwnie. Nalałam soku do szklanek i położyłam talerze na stole. Mam trochę problem z robieniem obiadu, czy zanoszeniem go do jadalni, bo nie za bardzo mam jak chodzić. Nie mogę poruszać się o kulach, więc jakoś kuśtykam po naszej sporej kuchni czy po jadalni.

Gdzieś koło 19 do domu przyjechał Seth, nie wyglądał na szczęśliwego, był jakiś przygaszony i nerwowy. Mimo to bardzo ucieszył się gdy zobaczył przygotowany obiad. Pocałował mnie czule w usta w podziękowaniu i zabrał się za jedzenie.

- Jak w pracy? - zapytałam odkładając na chwilę widelec - Dalej dużo pracy?

- Od kąt masz wolne muszę wszystko ja załatwiać, połowy rzeczy nie robiłem nigdy w życiu. Nie wiem jak ty ogarniasz tą papierkową robotę! To jest istna czarna magia, no ale jakoś nam z twoim bratem idzie

- To dobrze, a akcje? Będzie się coś działo?

- Właśnie.. Skarbie.. Jadę dzisiaj na akcje.. - wstał od stołu i podszedł do ściany, ściągnął ostrożnie nasze zdjęcie i moim oczom ukazał się sejf

Nic nie powiedziałam tylko spojrzałam smutnym wzrokiem na chłopaka. Wiem co to oznacza.. Będzie niebezpiecznie.. Thomson trzyma tam nasze pistolety i naboje do nich. Od dawna nie brałam udziału w takiej akcji, ostatnia taka była rok temu, dowodził nią mój brat ponieważ ojciec był na wyjeździe. Jakoś wtedy wybłagałam Masona i byłam na tej strzelance, pamiętam do dzisiaj jak to wyglądało. Wszędzie krew, ciała i hałas strzelania. Jedna kula przeleciała koło mojego ramienia, gdy to ogarnęłam szybko schowałam się za jakim budynkiem i strzelałam z ukrycia. Mój brat to widział, miał później ogromne wyrzuty sumienia, bo on mi na tj pozwolił, a gdyby ta kula leciała trochę później lub ktoś miałby lepszego cela, dostała bym prosto w serce.

- Wrócę jak najszybciej się da, ale tej nocy nie możesz spędzić sama, jasne? Przyjdzie do ciebie Karisma i pod żadnym warunkiem nie otwieracie nikomu drzwi. Ochrona na osiedlu będzie czujna, drzwi mamy kuloodporne, wszystkie okna zamkniemy zewnętrznymi zasłonami, ale uważaj. Tutaj mogą się kręcić źli ludzie, a wy musicie na siebie uważać. Gdy będę już wracać napisze, żeby cię nie przestraszyć. I nie martw się skarbie, wiem co robię - kucnął przy moim krześle - Wrócę tutaj cały i nic mi tego nie popsuje - pocałował mnie w czoło - Kocham cię Van - dodał po czym pocałował mnie w usta - Do zobaczenia - wziął swoją skurzaną kurtkę z kanapy i wyszedł z domu

Godzinę później przyszła do mnie Karisma z informacją, że chłopaki już pojechali. Martwiłam się okropnie, nawet nie wiem co to za akcja. Karisma też się bała, ale była opanowana, wierzyła że mój brat wie co robi i, że wróci cały. Tak jak chłopak prosił zamknęłam wszystkie okna od zewnątrz, a drzwi zakluczyłam. Żeby się odstresować zaczęłyśmy z przyjaciółką grać w rysowane kalambury na tablicy do markerów, którą powiesił Seth na ścianie w salonie. Czasami gdy nam się nudzi rysujemy csobie coś na niej, chłopak pięknie rysuje, z resztą ja też podobno odziedziczyłam talent po mamie.

Koło 1 Karisma dostała smsa od mojego brata, że już jedzie do domu i, że przyjedzie po nią razem z ochroniarzem i wrócą do domu. Ja za to zero kontaktu z chłopakiem, nie napisał nic. Gdy Mason przyjechał tylko krótko powiedział, że Seth kazał mu już jechać do domu, a on jeszcze został. Blondyn nie był przekonujący w tym co mówił, musiało się coś stać. Kolejne dwie godziny przesiedziałam przed telewizorem i oglądałam jakieś stare seriale. W końcu o 3.05 dostałam SMS od chłopaka, że jest już na osiedlu i mam się nie bać, bo to on będzie wchodził do domu. I faktycznie chwilę potem ktoś zapalił światło w domu, a moim oczom ukazał się Seth.

Jego włosy były potargane i chyba od piasku. Brew miał rozciętą, widoczna była przerwa w brwi, coś czuję że będzie blizna i kreska dzieląc brew na dwie. Dolną wargę miał również rozwaloną, z niej też leciała mu krew bo resztki miał na brodzie. Kurtka była w ciemnych, czerwonych plamach, biała koszulka cała brudna i na żebrach przecięta nożem, tak samo jak sama skóra, Seth dostał nożem po żebrach. Spodnie też były brudne, buty tak samo. Coś mi jeszcze nie pasowało w ramieniu chłopaka, lewą ręką nie ruszał w pełni, tak jakby go bolała. Tak jak myślałam, gdy ściągnął kurtkę ujrzałam bandaż na ramieniu razem z gazą. Seth wyglądał tragicznie

- Wyciągnęli ci ją? - zapytałam chwytając za bandaż, chłopak pokiwał twierdząco głową - Tak się martwiłam - zaskoczyła Setha tym, że tak nagle się do niego przytuliłam, ale po chwili w miarę swoich możliwości przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej

- Spokojnie już jestem - pocałował mnie w czoło - Nigdzie się nie wybieram - dodał mówiąc mi we włosy

- Chodź, zobaczę co da się zrobić z żebrami, wargą i brwią. Lewy nadgarstek też chyba zwichnięty, co? - zapytałam patrząc na niego wymownie

- Zwichnięty - odpowiedział patrząc na mnie przepraszająco

- Już wolę zajmować się twoimi ranami niż dzwonić do ciotek z informacją kiedy pogrzeb - pocałowałam go w policzek i chwyciłam za prawą rękę i ruszyłam z nim do łazienki gdzie trzymałam plastry, gazy, bandaże i rzeczy do dezynfekcji ran, które teraz przydadzą się jak nigdy wcześniej

Jestem niebezpieczny, małaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz