***
- Mówisz poważnie?! - Okulary zsunęły się delikatnie z nosa Yuuriego, a jego mina wyrażała tak wielkie zaskoczenie, że nawet mistrzowie kaligrafii nie potrafiliby narysować równie okrągłego "O", jak okrągłe zrobiły się usta kwiaciarza. - Wracasz do regularnej publikacji?
Viktor, który w tym samym momencie zakładał zapasowy fartuch, szykując się do pomocy przy przesadzaniu szklarniowych kwiatów, uśmiechnął się szeroko i parę razy kiwnął głową. Tylko dla tej jednej, rozbrajającej reakcji warto było nie mieć weny przez praktycznie trzy bite miesiące (chociaż nie, żeby o to zabiegał - zwyczajnie tak wyszło).
- Ano wracam - przyznał architekt. - Co prawda ostatnio tak bardzo się opuściłem, że szczerze wątpię, czy ktokolwiek czeka jeszcze na mój powrót...
- Czekają - zapewnił pospiesznie Yuuri, poprawiając grzbietem dłoni uciekające okulary. - Codziennie zaglądam na bloga i codziennie widzę sporo nowych komentarzy, więc jestem pewien, że czekają. I ja też... cały czas... - dukał z nieśmiałością, na co Viktor nie mógł zareagować inaczej jak uśmiechem w kształcie serca.
- ...ale słysząc tak cudowne słowa otuchy płynące z ust mojego najwspanialszego kwiatuszka czuję, że naładowałem akumulatory do pełna, więc niezależnie od tego, czy będę pisał do lustra, czy może do kogoś więcej, mam przeogromną ochotę poopowiadać o czymś naprawdę ciekawym - dodał Viktor, po czym puścił oczko, jednocześnie kończąc wiązanie kokardy na plecach. - Szczególnie że dostarczyłeś mi naprawdę świetnego materiału na resuscytacyjny post.
- Chyba nie masz na myśli...? - Yuuri najpierw uniósł brwi, a zaraz potem między nimi pojawiła się znajoma zmarszczka zaniepokojenia. Oho. Normalnie słyszał uszyma wyobraźni, co zaraz nastąpi. - Viktor...!
Imię architekta wypowiedziane z tak uroczą naganą w głosie mogło zostać odkupione jedynie krótkim śmiechem, objęciem w pasie i złożeniem buziaka wprost na zachmurzonym czole oskarżyciela.
- W porządku, zolotsye, w porządku. Nie zdradzałem żadnych szczegółów naszej randki ani nawet tego, że to w ogóle była randka. Ograniczyłem się do napisania paru akapitów o historii Hasetsu i wytwarzanej tu ceramice... No i ewentualnie o pewnych czarujących bursztynach, które towarzyszyły mi podczas całej wędrówki - zarzekł się, jednocześnie podziwiając wspomniane kamienie, osadzone w nie mniej pięknej, czarnej ramie rzęs. - To jak? Chciałbyś tak na wszelki wypadek sprawdzić, czy w niczym się nie pomyliłem? A może masz ochotę dodać coś od siebie?
- Nie, raczej nie. Powiedzmy, że ci ufam. Przynajmniej w kwestiach merytorycznych. - Yuuri już na tyle wrócił do siebie, że zdołał obrzucić Viktora lekko kpiącym spojrzeniem, po czym wyswobodził się z jego ramion, aby zająć się przygotowanymi doniczkami. - Ale przede wszystkim nie chcę sobie psuć niespodzianki.
Nikiforov skinął głową na znak zrozumienia i sięgnął po odłożone na bok rękawiczki-wampirki. Na pewno musieli się nieźle natrudzić, żeby znaleźć w Japonii tak wielki rozmiar.
- No dobrze, w takim razie jeszcze dziś postaram się-
- Yuuri! - Od strony podwórza rozbrzmiał dość stonowany jak na swój gatunek okrzyk, a po nim nastąpiła dłuższa chwila milczenia uzupełniona o odgłos szybkich, choć jakby nieco sztywnych kroków. Wreszcie po kilku sekundach nerwowego oczekiwania wejście do szklarni się otworzyło, a do środka zajrzała głowa pana Toshiyi, podczas gdy reszta przyległości pozostała ukryta za półprzeźroczystymi drzwiami. - Yuuri, nie uwierzysz...
- Co się stało? - zdziwił się młodszy Katsuki, chyba głównie tym, że to tata ze wszystkich członków rodziny pofatygował się do niego z jakąś wiadomością.
CZYTASZ
Kwiaciarnia dla dwojga
FanfictionViktor jest znanym architektem wnętrz, który ostatnio coraz bardziej odczuwa trudy swojej pracy. Jak tu cieszyć się życiem, kiedy powoli brakuje inspiracji do tworzenia tego, co się przez lata kochało? Ma nadzieję, że przylot do Fukuoki na znane tar...