26. Powrót do korzeni

1.5K 173 315
                                    

***

W szklarni panował spory jak na tamto miejsce oraz godzinę ruch, co zwykle oznaczało jedno, dość znaczące hasło - porządki. Słowo, które spędzało sen z powiek zapracowanych matek i wywoływało wewnętrzny sprzeciw u zabunkrowanych w swoich pokojach nastolatków, dla rodziny zorganizowanych kwiaciarzy było praktycznie chlebem powszednim. A może raczej onigiri powszednim...? No, w każdym razie nawet na przestrzeni tak specyficznej jak szklarnia, gdzie rośliny po prostu stały i sobie rosły, okazjonalnie trzęsąc liśćmi, gdy ktoś je podlewał, trzeba było od czasu do czasu uporządkować parę spraw. Na przykład przeliczyć stan zapasów, wyrzucić przeterminowane odżywki lub sprawdzić, czy żadna ze szczepionych róż nie dostała przypadkiem nóg.

Najświeższe porządki przypadły na ostatni piątek czerwca, a obowiązek sprzątania żelaznym prawem kolejki przeszedł na najmłodszego z rodu Katsukich. I właśnie dlatego w czasie, gdy Viktor sortował paczki z nasionami (oczywiście po uprzednim zdaniu relacji, że tak, zrobił już przydziałową partię projektu na dziś i nie, wcale nie zmuszał się do pomagania w Yu-topii, tylko zażywał tu ruchowego relaksu), Yuuri zajmował się kreśleniem czegoś w podręcznym, podniszczonym zeszycie, jednocześnie analizując opasły katalog firmy zajmującej się hurtem roślin.

- Hachiku czy Madake, Hachiku czy Madake... - zaczął szeptać do siebie, co Viktor przyjął z uprzejmym, acz wyraźnym niezrozumieniem. - Lepsze będą Hachiku czy Madake...

- Yuuri, czy mogę ci jakoś pomóc? - zagadnął więc szybko, ale Katsuki potrząsnął głową w niezidentyfikowany sposób.

- Nie, ja tylko...

Lecz chociaż zaprzeczenie ledwie co opuściło usta Yuuriego, kwiaciarz praktycznie sekundę później wyprostował się, podszedł sprężystym krokiem do architekta i zatrzymał się może pół metra od niego, mierząc mężczyznę przenikliwym wzrokiem. Viktor aż zamrugał. Wow, czyżby aż tak szałowo wyglądał w tym roboczym, poplamionym ziemią fartuszku i zielonych kaloszach?

- Viktor? Ile masz wzrostu? - zapytał Yuuri, obrzucając bacznym spojrzeniem przestrzeń powyżej oczu Viktora. Może obserwował tylko brwi, a może już oddalającą się linię włosów...

- J-ja? - Boże drogi, co też mógł mieć na myśli? Czyżby Yuuri oceniał, jak będą się razem prezentować na ślubnym kobiercu? Może chciał zdejmować miarę na garnitur? Albo wyobrażał sobie, jak Viktor wyglądałby w cylindrze? - Metr osiemdziesiąt. Przynajmniej tak mi wyszło na badaniach kontrolnych rok temu.

- Rozumiem - szepnął z wyrozumiałością Yuuri, po czym zdjął rękawicę i uniósł dłoń do twarzy Viktora, żeby musnąć go... z czułością...

...jeszcze wyżej. Po przedziałku.

- W porządku, czyli Hachiku - zakomenderował Yuuri i jak gdyby nigdy nic wrócił do stołu, żeby zapisać wynik niecodziennego badania w brudnopisie.

- Ale co Hachiku? - jęknął Viktor, trzymając się za bezwstydnie wykorzystany przedziałek. - Yuuri!

- Nie mówiłem ci? - Kwiaciarz uniósł wzrok znad zeszytu i spojrzał z zaskoczeniem na architekta. - Zbliża się tanabata.

- No dobrze, tylko dalej nie wiem, co ma mój biedny czerep do całej sprawy.

- To... - Yuuri zawahał się, po czym sięgnął po komórkę i podświetlił ekran, żeby sprawdzić godzinę. Viktor darował sobie ten manewr, ale sądząc po tym, kiedy zaczęli sprzątanie i jak do tej pory szła im cała praca, chyba była jakaś szesnasta, plus minus. - To trochę długa historia. Może zrobimy sobie przerwę?

Nie czekając na odpowiedź Viktora (ba, przecież wiadomo było, że jeśli chodziło o robienie sobie przerw w tak uroczym towarzystwie, to ta mogła być tylko jedna), Yuuri zdjął fartuch, odwiesił go na haczyk obok drzwi, po czym wyszedł z parnej szklarni na nie mniej parne, późnoczerwcowe powietrze, by poprowadzić zmieniającego przebranie ukochanego na ich ulubioną ławkę. Pierwszy na niej przysiadł naturalnie kwiaciarz, po czym zaraz klepnął zachęcająco w miejsce obok, przywołując architekta do siebie. Oho. Tego nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Viktor z prawdziwą radością zignorował gest swojego chłopaka i niemal natychmiast ułożył się tak, że długie nogi rozciągnęły się wzdłuż ławki, a głowa spoczęła na kolanach Yuuriego. W odpowiedzi Rosjanin usłyszał ciężkie westchnienie, więc obrócił się i spojrzał ponad siebie, żeby dojrzeć krzywy, wymowny uśmieszek na twarzy zrezygnowanego kwiatuszka. Oj no... Przecież obaj to uwielbiali...

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz