15. Ziarno prawdy

1.8K 197 425
                                    

***

Trzeba było przyznać, że zaimek "twój" wcale nie ułatwiał Yuuriemu przyswojenia sobie tej zdecydowanie zbyt nagłej i zbyt intensywnej informacji, a co dopiero mówić o zaskoczeniu, jakie sprawiła sama jej treść. Bo na pewno usłyszał imię Viktora. Na pewno rozpoznał też nazwę ulubionego bloga. Wszystko to w krótkim, bardzo zwięzłym zdaniu. Tylko jaki był związek między dwiema frazami? Dlaczego stały obok siebie? I jak to możliwe, że czuł się tak, jakby na jego głowę nagle zwaliła się cała lawina kamieni?

- Blue... Rose? - powtórzył słabo Yuuri, patrząc szeroko otwartymi oczami na ekran smarfona. - Z tych Blue Rose?

- Tak, z tych! No chyba że znasz jakieś studio tatuażu o takiej samej nazwie. Albo producenta majtek wyszczuplających. - Chociaż Phichit uwielbiał sprzedawać zaskakujące niusy, to chyba nie takiej reakcji spodziewał się po najlepszym przyjacielu. Takiej... martwicy. - Yuuri, no nie mów mi, że masz jakąś pomroczność jasną, co? Nie pamiętasz, jak świrowałeś na punkcie tego posta o wazonach, mówiąc, że z chęcią wstawiłbyś do nich swoje kwiaty? Mam już te dwadzieścia lat na karku, ale nadal uważam, że to brzmiało jak najbardziej wyuzdane wyznanie miłosne, jakie kiedykolwiek słyszałem! Mało tego! Ty mu tam z milion komentarzy zostawiłeś, normalnie jakbyś jakąś trofkę chciał za to zgarnąć!

Odcień twarzy kwiaciarza przeszedł z pergaminowej szarości na trupio bladą. Właśnie. Milion komentarzy z lat licealnych i wczesnostudenckich, kiedy Japończyk posługiwał się angielskim o gramatyce na poziomie "Yuuri iść, pójść, most, skok, wstyd, mocno-bardzo". O milion komentarzy za dużo. Oraz o jedno konto za daleko.

Boże, dlaczego akurat w tym przypadku świat musiał okazać się tak mały? Jak to w ogóle możliwe, żeby podobne szczęście... żeby taki pech... że to w ogóle mogło się wydarzyć?

- A-ale jak to? - wydukał wreszcie Yuuri. - Przecież na blogu widnieje nick Rose. To żeńskie imię, prawda? Angielskie imię żeńskie. Kompletnie nie pasuje do dorosłego mężczyzny pochodzącego z Rosji. Poza tym nigdy nie widziałem, żeby gdziekolwiek na samym blogu pojawiła się wzmianka o... o jakimkolwiek Viktorze - próbował się bronić, ale mina pewnego siebie Phichita wyprzedziła właściwą odpowiedź.

- Tajemnica poliszynela. No dobra, i może trochę "CSI: Kryminalne zagadki Reddita". Rose nigdy nie przyznawał się do tego, kim jest, ale ludzie i tak wyczaili ze dwa lata temu, że miejsca, w których bywa, zgadzają się ze zdjęciami z profilu na Instagramie Viktora. Ponadto ma szeroką wiedzę aranżacyjną, hoduje pudla, no i motywy z bloga pokrywają się z tymi, które prezentowane są w katalogach "Stammi". Szczególnie te różane - przedstawił Phichit, unosząc kolejne palce do kamerki, aby zademonstrować ilość przemawiających za tą teorią argumentów. Ich liczebność pokonała wątpliwości Yuuriego gdzieś w połowie. - Nawiasem mówiąc, młody pan Nikiforov jest też właścicielem międzynarodowej firmy projektowej, więc... Ty nie złowiłeś grubej ryby. Trafiłeś na absolutnego wieloryba.

Gdyby Yuuri nie siedział, to by usiadł, ale że usiadł już jakiś czas temu, to się położył. Przerosło go to. Przerosło i przytłoczyło.

- Ej, Yuuri, co jest? - zaniepokoił się Taj, marszcząc wyraźne, czarne brwi. - Przecież sam mi mówiłeś, że jest architektem. No to chyba coś ci tam tłumaczył, prawda? Nie mówię zaraz o tajemnicach zarządu, ale chociaż ogólny zarys sytuacji to raczej-

- Nie, nie wiedziałem - wyznał na skraju słyszalności. - Nic mi nie powiedział.

Phichit chyba wreszcie zrozumiał, że to zaskoczenie widoczne na twarzy Yuuriego nie było wywołane ogromem szczęścia. I w ogóle daleko było temu od jakichkolwiek pozytywnych emocji. Taj zamilkł na kilka sekund, a potem ostrożnie otworzył usta.

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz