***
Nie wiedzieć czemu w społeczeństwie panowała dość powszechna opinia, że co jak co, ale życie kwiaciarza już z samej tylko językowej zasady powinno być usłane różami. I fakt - to należące do Yuuriego w pewnym stopniu podpadało pod ten paragraf... jednak niekoniecznie chodziło w nim wyłącznie o wzniosłą metaforyczność. Bo chociaż prawdą było to, że róże z naturalnych względów stanowiły główną oś zainteresowań najmłodszego członka rodu Katsukich, a ostatnio również markę, o rozwój której dbał, to sam Yuuri dałby wiele, żeby piękne kwiaty były na tyle miłe i same transportowały się ze szklarni do sklepu. Tymczasem jeśli chciał sobie cokolwiek usłać, to najpierw musiał te róże odpowiednio zabezpieczyć, wsadzić je do drewnianej skrzyni, podźwignąć razem z którymś członkiem rodziny, jęknąć nieszczęśliwie i wreszcie powoli zanieść do celu. Ot, cała tajemnica.
Czasami jednak przychodziły takie dni, kiedy trudno było mówić o jakimkolwiek życiowym szczęściu i tak dalej, tym bardziej jeśli Yuuri zostawał na posterunku całkiem sam. Mama zamykała się w pracowni, pogrążona w twórczym szale, tata jechał dostawczakiem po zamówiony towar do Fukuoki, a Mari przepadała na pół dnia w chłodni, stopniowo sortując zamówienia dla klientów z następnego dnia (szczególnie że tym razem miało ponoć chodzić o jakiś ważny ślub). A róże? Róże znów stały sobie w kącie i patrzyły z milczącym wyrzutem na kręcącego się po szklarni człowieka, aż ten w końcu przypominał sobie o ich istnieniu i stwierdzał, że może czas najwyższy było wyeksponować je za sklepową szybą.
Yuuri sapnął i zacisnął usta, czując, że niesiona skrzynka z każdym kolejnym krokiem zsuwała się coraz niżej i niżej, grożąc jeśli nie całkowitą katastrofą, to przynajmniej poważnym uszczerbkiem na zdrowiu u wszystkich zataczających się w ten sposób istot. Kwiaciarz zawziął się jednak i zamiast odpuścić, co na pewno byłoby o wiele rozsądniejszą decyzją, zatrzymał się na sekundę, zamierzając podeprzeć sobie pakunek o udo albo nawet - o boże sztangistów! - wycisnąć go na klatę. W porządku, zostało jeszcze kilka metrów. Jeszcze tylko kilka metrów i odpocznie sobie przy drzwiach, a wtedy...
Nagle skrzynka wypełniona po brzegi niebieskimi różami stała się lżejsza o jakieś dziesięć kilo, a po obu jej stronach niczym magiczne pnącza wyrosły czyjeś ręce. Duże, jasne, wyraźnie męskie. I bardzo, bardzo pomocne.
- Nie bój się. - Właściciel dłoni uspokoił go ciepłym głosem, po czym złapał pewniej skrzynkę, przejmując na siebie praktycznie cały jej ciężar. - Nie zamierzam wyrywać ci kwiatów ani uciekać z nimi w siną dal. Chcę tylko pomóc.
- No ja myślę, że nie zamierzasz. Kradzież takiego ładunku powinna skończyć się natychmiastową przepukliną jakiejś połowy kręgosłupa. - Yuuri uśmiechnął się do siebie, po czym wyciągnął palec wskazujący, by ostrożnie musnąć nim grzbiet dłoni swojego wybawiciela. - Cześć, Vitya.
- Dzień dobry, kwiatuszku - odpowiedział radośnie Viktor, a Yuuri przysiągłby, że na dźwięk jego głosu co bardziej nieśmiałe pączki róż rozwinęły się odrobinę szerzej. - Jak ci mija dzień?
- Jak widzisz - rzucił i westchnął cicho pod nosem - bo ja akurat nie widzę absolutnie nic.
Opowiedział mu perlisty śmiech oraz rozbawiony komentarz z rodzaju "ale mógłbyś jednak nie powtarzać starych błędów, co?". Tylko że to wcale nie był błąd. To była najwspanialsza rzecz, jaka przydarzyła mu się w życiu i nie miał zupełnie nic przeciwko temu, żeby stać się zapalonym recydywistą, który popełniałby to wykroczenie raz za razem, jeśli tylko mógł sobie zasłużyć na takie niespodzianki jak ta. Chociaż...
- Okej - stwierdził Yuuri, kiedy już zdołali odłożyć skrzynkę bezpośrednio na sklepowy kontuar, po czym otarł czoło z potu i obrzucił narzeczonego przenikliwym spojrzeniem, zupełnie jakby patrzył na ulubioną paprotkę, u której szukał pierwszych oznak aktywności przędziorka. No a sądząc po tym, że widział całkiem sporo srebrnych nitek skumulowanych na samym jej czubku, to coś faktycznie mogło być na rzeczy... - A teraz tłumacz się, dlaczego właściwie nie jesteś w pracy.
CZYTASZ
Kwiaciarnia dla dwojga
FanfictionViktor jest znanym architektem wnętrz, który ostatnio coraz bardziej odczuwa trudy swojej pracy. Jak tu cieszyć się życiem, kiedy powoli brakuje inspiracji do tworzenia tego, co się przez lata kochało? Ma nadzieję, że przylot do Fukuoki na znane tar...