Dodatek 1 - Zawiązki wspólnej przyszłości

1.3K 104 205
                                    

***

Nie wiedzieć czemu w społeczeństwie panowała dość powszechna opinia, że co jak co, ale życie kwiaciarza już z samej tylko językowej zasady powinno być usłane różami. I fakt - to należące do Yuuriego w pewnym stopniu podpadało pod ten paragraf... jednak niekoniecznie chodziło w nim wyłącznie o wzniosłą metaforyczność. Bo chociaż prawdą było to, że róże z naturalnych względów stanowiły główną oś zainteresowań najmłodszego członka rodu Katsukich, a ostatnio również markę, o rozwój której dbał, to sam Yuuri dałby wiele, żeby piękne kwiaty były na tyle miłe i same transportowały się ze szklarni do sklepu. Tymczasem jeśli chciał sobie cokolwiek usłać, to najpierw musiał te róże odpowiednio zabezpieczyć, wsadzić je do drewnianej skrzyni, podźwignąć razem z którymś członkiem rodziny, jęknąć nieszczęśliwie i wreszcie powoli zanieść do celu. Ot, cała tajemnica.

Czasami jednak przychodziły takie dni, kiedy trudno było mówić o jakimkolwiek życiowym szczęściu i tak dalej, tym bardziej jeśli Yuuri zostawał na posterunku całkiem sam. Mama zamykała się w pracowni, pogrążona w twórczym szale, tata jechał dostawczakiem po zamówiony towar do Fukuoki, a Mari przepadała na pół dnia w chłodni, stopniowo sortując zamówienia dla klientów z następnego dnia (szczególnie że tym razem miało ponoć chodzić o jakiś ważny ślub). A róże? Róże znów stały sobie w kącie i patrzyły z milczącym wyrzutem na kręcącego się po szklarni człowieka, aż ten w końcu przypominał sobie o ich istnieniu i stwierdzał, że może czas najwyższy było wyeksponować je za sklepową szybą.

Yuuri sapnął i zacisnął usta, czując, że niesiona skrzynka z każdym kolejnym krokiem zsuwała się coraz niżej i niżej, grożąc jeśli nie całkowitą katastrofą, to przynajmniej poważnym uszczerbkiem na zdrowiu u wszystkich zataczających się w ten sposób istot. Kwiaciarz zawziął się jednak i zamiast odpuścić, co na pewno byłoby o wiele rozsądniejszą decyzją, zatrzymał się na sekundę, zamierzając podeprzeć sobie pakunek o udo albo nawet - o boże sztangistów! - wycisnąć go na klatę. W porządku, zostało jeszcze kilka metrów. Jeszcze tylko kilka metrów i odpocznie sobie przy drzwiach, a wtedy...

Nagle skrzynka wypełniona po brzegi niebieskimi różami stała się lżejsza o jakieś dziesięć kilo, a po obu jej stronach niczym magiczne pnącza wyrosły czyjeś ręce. Duże, jasne, wyraźnie męskie. I bardzo, bardzo pomocne.

- Nie bój się. - Właściciel dłoni uspokoił go ciepłym głosem, po czym złapał pewniej skrzynkę, przejmując na siebie praktycznie cały jej ciężar. - Nie zamierzam wyrywać ci kwiatów ani uciekać z nimi w siną dal. Chcę tylko pomóc.

- No ja myślę, że nie zamierzasz. Kradzież takiego ładunku powinna skończyć się natychmiastową przepukliną jakiejś połowy kręgosłupa. - Yuuri uśmiechnął się do siebie, po czym wyciągnął palec wskazujący, by ostrożnie musnąć nim grzbiet dłoni swojego wybawiciela. - Cześć, Vitya.

- Dzień dobry, kwiatuszku - odpowiedział radośnie Viktor, a Yuuri przysiągłby, że na dźwięk jego głosu co bardziej nieśmiałe pączki róż rozwinęły się odrobinę szerzej. - Jak ci mija dzień?

- Jak widzisz - rzucił i westchnął cicho pod nosem - bo ja akurat nie widzę absolutnie nic.

Opowiedział mu perlisty śmiech oraz rozbawiony komentarz z rodzaju "ale mógłbyś jednak nie powtarzać starych błędów, co?". Tylko że to wcale nie był błąd. To była najwspanialsza rzecz, jaka przydarzyła mu się w życiu i nie miał zupełnie nic przeciwko temu, żeby stać się zapalonym recydywistą, który popełniałby to wykroczenie raz za razem, jeśli tylko mógł sobie zasłużyć na takie niespodzianki jak ta. Chociaż...

- Okej - stwierdził Yuuri, kiedy już zdołali odłożyć skrzynkę bezpośrednio na sklepowy kontuar, po czym otarł czoło z potu i obrzucił narzeczonego przenikliwym spojrzeniem, zupełnie jakby patrzył na ulubioną paprotkę, u której szukał pierwszych oznak aktywności przędziorka. No a sądząc po tym, że widział całkiem sporo srebrnych nitek skumulowanych na samym jej czubku, to coś faktycznie mogło być na rzeczy... - A teraz tłumacz się, dlaczego właściwie nie jesteś w pracy.

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz