43. Życie usłane wiśniami

1.5K 154 491
                                    

***

Ostatecznie jeszcze cztery pełne dni zajęło Viktorowi porządkowanie spraw w "Stammi", do czego zaliczało się między innymi zebranie zarządu, na którym to jednomyślnie głosowano za stworzeniem japońskiego oddziału, reorganizowanie pracy jego byłej już grupy projektowej, pasowanie na nowego szeryfa zaskoczonej tą gratyfikacją Mili, czyszczenie poprezesowskiego biurka (Viktor zarzekał się, że musiał pływać żabką wśród tamtejszych stosów dokumentów, bo tak dużo zebrało się ich przez te wszystkie lata), zrobienie ostatniej, honorowej kawy na koszt ekspresu nowego-starego szefa... Słowem wszystko to, co przykładny pracownik powinien, miał lub musiał zrobić przed bardzo długim wyjazdem służbowym na drugi kraniec świata - a na pewno wystarczająco wiele, żeby zyskać aprobatę samego Yakova Feltsmana. No, może pomijając ten ostatni punkt, rzecz jasna. Szczególnie pomijając ten ostatni punkt...

W piątek wszystkie walizki były już jednak na powrót spakowane, trzy bilety lotnicze razem z paszportami bezpiecznie leżały w rosyjskim portfelu, a wynajęta taksówka pomknęła spod siedziby Plisetskych prosto w stronę lotniska, by stamtąd wyruszyć w kilkunastogodzinną podróż do odległego Hasetsu. I chociaż wszystkim było trochę smutno zostawiać za sobą Petersburg - niektórzy mimo wszystko opuszczali dom rodzinny, niektórzy żegnali się z ważnym emocjonalnie miejscem, jeszcze inni martwili się o stabilność dopiero co nawiązanych znajomości - to wciąż byli mocno ciekawi tego, co czekało na nich po drugiej stronie globu.

A w każdym razie ciekawy był przynajmniej jeden osobnik.

- Oby to wszystko było warte zachodu - mruknął półgębkiem Yurio, rozsiadając się w fotelu od strony okna. Jako że tylko on jeden z całej trójki nie podróżował jeszcze samolotem, dlatego dostał pierwszeństwo w kwestii wyboru miejsca.

Siadający tuż po jego prawej stronie Yuuri zrobił zafrasowaną minę.

- Cóż... Może trochę ciężko jest porównywać Hasetsu do Petersburga, ale myślę, że coś fajnego do roboty zawsze się znajdzie - starał się go podnieść na duchu. - W końcu mamy plażę, kino, spory pasaż handlowy tuż przy dworcu, wyjątkowo ładną świątynię otwartą dla zwiedzających... jest zamek, który kiedyś był siedzibą ninja... o, i praktycznie zaraz zacznie się Obon. To święto zmarłych, w czasie którego organizuje się sporo festiwali. Mamy wtedy wielkie pokazy sztucznych ogni i mnóstwo stoisk z dobrym jedzeniem.

- Ta - przyznał nastolatek i obrócił się w stronę okna, żeby sprawdzić, co ciekawego działo się na lotniskowej płycie. - To też.

"Też?" zdziwił się kwiaciarz. Do tej pory wydawało mu się, że główna bitwa na froncie wątpliwości rozgrywała się pomiędzy pozostawieniem za sobą miasta, w którym Yurio mógł liczyć na towarzystwo dziadka, Potyi czy Otabeka (przede wszystkim Otabeka), a spędzeniem dwóch czy trzech tygodni wakacji w miejscu, któremu kosmicznie daleko było do takiego Tokio czy Nagoi pod względem poziomu rozrywki. A teraz wychodziło na to, że stało za tym coś więcej... Yuuri przygryzł dolną wargę. Cóż, na pewno nie zaszkodziłoby jednak, gdyby któregoś dnia złapali jakiś poranny Shinkansen i zabrali Yurio do Kioto albo chociaż do pobliskiego Kumamoto, żeby pokazać mu-

Nagle Katsuki poczuł delikatne szturchnięcie w prawe ramię.

- Czy mój kwiatuszek znów zamartwia się jakimiś dziwnymi rzeczami? - zagadnął szeptem Viktor, a kiedy Yuuri obrócił się w jego stronę i zamrugał dość niepewnie, architekt westchnął i uśmiechnął się nieco szerzej. - No tak, mogłem się tego spodziewać... Yuuri. Przecież Yurio nie miał nic złego na myśli. Chodziło mu raczej o to, że zastanawia się, czy pomysł z biurem w Fukuoce na serio wypali i czy nie będzie nam przez to trudno związać koniec z końcem - zdradził, po czym ujął dłoń kwiaciarza i splótł ją ze swoją własną. - Choć zgaduję, że nie pogniewałby się, gdybyśmy nie zawracali sobie tym wszystkim głowy i po prostu zamieszkali na stałe w Petersburgu.

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz