14. Na pochyłe drzewa pudle skaczą

2.1K 216 567
                                    

***

Po czterech pracowitych dniach, w trakcie których Viktor wpadał do kwiaciarni na szybkie lunche i równie pospiesznie stamtąd wypadał, gnając przed siebie niczym rasowy struś pędziwiatr, nadeszła niespodziewana zmiana. W sobotę architekt ni z tego, ni z owego zapowiedział bowiem, że przeprowadzka dobiega szczęśliwego końca i że bardzo by mu zależało, aby wyciągnąć Yuuriego w niedzielę na godzinkę spaceru do pobliskiego parku Kagamiyama. Prośba była o tyle nieoczekiwana, bo w Yu-topii panował już całkiem spory rozgardiasz przed Golden Weekiem, a znów Nikiforov wyglądał na tak zarobionego, jakby co najmniej harował na dwie zmiany, by utrzymać wielodzietną rodzinę. Mimo to Viktor nie zawahał się zaoferować Mari, że w zamian za dłuższą przerwę obiadową pomoże przy festiwalowym stoisku, jeśli tylko siostra zgodzi się udzielić im swojego błogosławieństwa (i przede wszystkim popilnuje w tym czasie kwiaciarni, rzecz jasna). Yuuri poczerwieniał na tę sugestię, natomiast Mari skwitowała żarliwe wyznanie westchnieniem i komentarzem, że tak w sumie to nie wie, czy to miałoby być poświęcenie, czy może raczej przyjemność dla architekta. Ostatecznie jednak przystała na taką wymianę, podnosząc jednak stawkę o ciasto truskawkowe. Miała to jak w banku.

Yuuri oczywiście też ucieszył się na taką sposobność, szczególnie że dostał od losu idealną szansę, aby wręczyć Rosjaninowi z trudem zdobyty prezent, ale z drugiej strony w całej tej sprawie istniał jeden bardzo nietypowy i dość niejasny szczegół - bo Yuuri owszem, miał się spotkać w Viktorem w parku, super i w ogóle, ale jednocześnie musiał tam przyjść oddzielnie. I nie to, że się bał albo nie wiedział, jak tam trafić (w końcu park leżał jedynie piętnaście minut prostej drogi od domu), tylko czemu Viktor, który zawsze, ale to zawsze korzystał z okazji, aby wpaść do Yu-topii, tym razem się od tego wstrzymał? Czyżby coś... szykował?

Kwiaciarz potrząsnął głową, docierając na skraj parku. Bez przesady, przecież na spotkanie umówili się na... na kiedy indziej. Wszystko przyjdzie w swoim czasie.

Na pewno Viktorowi chodziło po prostu o podziwianie uroków budzącej się do życia natury - a w istocie było na co popatrzeć i czego posłuchać. Yuuri poprawił spadającą z ramienia płócienną torbę, w której niósł drugie śniadanie oraz ukryty pod nim kartonik, po czym zrobił daszek z dłoni i zerknął w górę. W koronach pobliskich drzew wesoło szczebiotały uguisu, wydając z szarych gardziołek krótkie, śpiewne, urywane zawołania, a rdzawe mozu dźwięczały w tle, trochę jakby akompaniowały, a trochę udawały cykady. Oczywiście flora również miała wiele do powiedzenia w sprawie wiosennego nastroju. Nieco opóźnione przez kwietniowe przymrozki magnolie właśnie zaczęły swój spóźniony spektakl i jakby w ramach przeprosin za wcześniejszą nieobecność, w praktycznie dwa dni z ledwie zazielenionych drzew rozkwitły do pełnej, niemal purpurowej okazałości. Katsuki mógłby przysiąc, że prześcigały się w tym, która zachwyci ilością pąków, a której odcień różu okaże się najczystszy i najbardziej niepowtarzalny. I trzeba było przyznać, że wszystkie wyglądały wspaniale - jak wielkie, żywe bukiety...

- Yuuri! - zaśpiewał nagle największy z tutejszych ptaków: ten o srebrzystym grzebieniu, rękach rozłożonych jak skrzydła do lotu i miłym, głębokim głosie. - Tutaj!

Katsuki opuścił dłoń i podszedł do ławki, którą zajmował architekt. Jeśli w którymkolwiek momencie liczył na to, że na zwykłe spotkanie w parku Viktor przyjdzie ubrany nieco mniej formalnie, to tylko połowicznie miał rację - bo chociaż mężczyzna nie nosił żadnego garnituru ani nawet marynarki, a zwykłą, czarną koszulkę, gładkie dżinsy i paskowaną bluzę, Yuuri i tak sądził, że w kategorii atrakcyjności Rosjanin rozniósł skalę w drobny mak. Ba, bez wahania uwierzyłby również w to, że Viktor uciekł z sesji fotograficznej, co przy okazji mogłoby choć trochę wyjaśnić to ostatnie, kosmiczne zapracowanie.

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz