Dodatek 5 - Właściwa działka na właściwe korzenie (cz. 2)

736 73 155
                                    

***

Stało się więc tak, że niecałe dwa tygodnie później Viktor z drobną pomocą Yuuriego zdołał dopiąć na ostatni guzik wszystkie formalności związane z kupnem beżowo-białego domu, a korzystając z tego, że do ich biura projektowego wpadły w międzyczasie dwa większe zlecenia - na mieszkanie dla biznesmena oraz na francuski butik pewnego domu mody - Nikiforov zdecydował się kuć żelazo, póki gorące i umówił się z Morooką na pracę zdalną. W ten sposób rankami i wczesnymi przedpołudniami architekt mógł działać z poziomu kanapy, dyplomatycznie dzieląc czas między komputerem a przyczajonym przy jego boku Makkachinem, za to popołudniami razem z Yuurim oraz zaprzęgniętym do pomocy Takeshim zajmował się urządzaniem własnego lokum. A choć Viktor zaczął puszczać wodze fantazji jeszcze zanim na porządnie wrócili z oglądania domu, to jednak dopiero w praniu okazało się, jak wiele rzeczy wymagało tak naprawdę uwagi. Elewacja, woda, prąd, gaz, łącze, telefon, wentylacja, kanalizacja, podłogi, ściany... Lista do odhaczenia wydawała się tak ogromna i szczegółowa, że Katsuki był tym stanem rzeczy całkowicie oszołomiony, ale chyba tylko ktoś nazwiskiem Nikiforov mógł podołać organizacji takiej pracy w tempie absurdalnie wręcz sprawnym. I tak zanim kwiaciarz się obejrzał, zamówieni fachowcy w trzy dni sprawdzili wszelkie okablowanie i orurowanie, meble zostały zaklepane jeszcze zanim transakcja zakupu domu została sfinalizowana, młotek i kielnia w rosyjskich rękach zdawały się czynić prawdziwe cuda, aż finalnie z końcem września ich nowy dom stanął z powrotem na nogi (czy może raczej na fundamenty?), całkowicie gotowy do zamieszkania.

A trzeba było przyznać, że po tak gruntownej akcji odgruzowywania budynek wyglądał znacznie lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać - wszystkie okna wymieniono, ujednolicono i zabezpieczono przed ewentualnymi tajfunami, rynny uszczelniono, schody wyczyszczono, centralne założono, nad wejściem zamontowano lampę, teren ogrodzono zgrabnym, niewysokim, brązowym płotkiem (w którego impregnację zaangażowano trojaczki opłacane po dwa cukierki za pięć szczebelków na rękę), natomiast po wypolerowanej na błysk werandzie w najlepsze buszował już pudel, zamiatając puchatym ogonem ostatnie pyłki jesiennego kurzu. Dodatkowo wszystkie chaszcze zostały usunięte, grządki wypielone, trawa na kolejny rok zasiana, a w kłębowisku dzikich bylin rosnących tuż obok tarasu Yuuri odkrył zaniedbany, ale wciąż piękny krzew wielokwiatowej, ciemnoczerwonej róży. Obecnie chatka prezentowała się więc jak żywcem wyjęta z katalogu nieruchomości - i to z tej całkiem wysokiej półki cenowej - jednak nie byłoby to możliwe, gdyby nie zaangażowanie oraz wiara człowieka, który na odczarowywaniu mieszkań znał się przecież najlepiej.

Niosący karton Yuuri zatrzymał się mimowolnie kilka metrów przed drzwiami wejściowymi i poczuł, jak jego serce zabiło nieco mocniej na myśl, że od teraz ten budynek miał się stać ich pełnoprawnym domem. Ich ostoją. Bezpieczną przystanią. Zacisznym kątem. Miejscem, gdzie będą budzić się i zasypiać, jeść śniadania i przygotowywać kolacje, myć się, czytać, odkurzać, rozmawiać, biegać, szukać, czekać, kochać... będą...

- Yuuri? Wszystko w porządku? - zagadnął Viktor, przystając tuż obok narzeczonego, na co kwiaciarz drgnął, uśmiechnął się, pospiesznie pokiwał głową i chwycił pewniej dźwigany karton z rzeczami osobistymi, by razem z architektem zanieść pakunki do środka. - Bo wydawałeś się jakiś taki przygaszony.

- Dziwisz się? Po dwudziestu trzech latach wyprowadzam się od rodziców - zauważył Yuuri, przepuszczony w progu przez Viktora, po czym skopał buty, skręcił w lewo i wszedł do pokoju dziennego. - To duża zmiana.

Milczeniem pominął jednak fakt, że przecież bywały już takie lata, kiedy na czas studiów opuszczał domowe zacisze i dla ograniczenia wydatków urzędował w akademiku (choć i tak zawsze wpadał do Yu-topii na ferie świąteczne czy letnie wakacje), jak również zignorował świadomość, że jego obecne przenosiny obejmowały tak naprawdę zaledwie kilometr w linii nawet niekoniecznie prostej (co było jawną niesprawiedliwością wobec tych ponad siedmiu tysięcy, z którymi musieli sobie poradzić Viktor oraz Makkachin). Mimo to i tak wrażenie wyobcowania pozostawało jak najbardziej prawdziwe, a dziwne myśli dręczyły Yuuriego praktycznie co kwadrans. Inne szafki, inne krzesła, inne łóżko... Wszystko będzie inne. Tylko czy kiedyś nadejdzie ten właściwy moment, gdy to „inne" zmieni się wreszcie w zupełnie „swoje"?

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz