***
Viktor był tak beznadziejnie zakochany, że mógłby wpatrywać się w Yuuriego godzinami. Kwiaciarz wydawał mu się bowiem ósmym cudem świata niezależnie od tego, czy przenosił worki z ziemią, czy mówił swoje entuzjastyczne "konnichiwa!" do pojawiającego się w drzwiach klienta, czy zdejmował robocze rękawice i zwijał je w taką śmieszną kulkę (ale jednocześnie bardzo sprytną kulkę, bo dzięki temu żadna rękawiczka nie robiła sobie nieautoryzowanych wycieczek i nie znikała pod szafkami), czy nawet walczył z nieposłuszną kasą fiskalną, marszcząc brwi i wysuwając koniuszek języka tuż za ściśnięte usta. Bo przecież zawsze był czarujący, niepowtarzalny, swojski, cudowny i w ogóle najlepszy.
Viktor był tak beznadziejnie zakochany, że mógłby przyglądać się Yuuriemu całymi dniami. A na Yuuriego w otoczeniu kwiatów mógł patrzeć praktycznie bez końca.
- Yuuri? A co to właściwie jest? - zagadnął z nagła Rosjanin, gdy ostatni klient już sobie poszedł, dzięki czemu zesłany na wygnanie mężczyzna mógł opuścić kąt i podejść z powrotem do lady.
- To? - Kwiaciarz spojrzał na dwie z trzech roślin, które sprezentował starszemu mężczyźnie sprzed chwili. Trzecia została kupiona, oczywiście. Nie było przecież innej opcji, żeby ktoś był w stanie oprzeć się Yuuriemu i jego fachowym poradom. - Jak to było po... A, już wiem. Cyklameny.
- O. Jak ciekawie. - Viktor przechylił głowę, przyglądając się zbitym w "stadko", osadzonym na cienkich łodyżkach kwiatom. Wyglądały naprawdę zabawnie. Jak jakieś fantastyczne stworzonka o wąskich, zakończonych ciemniejszym nosem pyszczkach i długich, jakby króliczych uszach... czy coś w tym stylu. W sumie jakiś większy realista mógłby stwierdzić, że wyglądały jak kolorowe lotki do badmintona. Też prawda. - A czy mogę, no wiesz...
- Znowu? - zdziwił się Yuuri i nie czekając nawet na odpowiedź, bo od wielu dni niezmiennie pojawiała się ta sama, dopytał. - Któryś konkretny?
- Ten biały? - Architekt zatrzepotał rzęsami i uśmiechnął się niewinnie (znaczy, niewinnie jak na jego standardy), na co kwiaciarz pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Normalnie niedługo zacznie mi brakować kwiatów na sprzedaż - westchnął Yuuri, co w myślach Viktora zabrzmiało trochę jak ostrzeżenie z rodzaju "niedługo zabraknie ci wymówek, żeby do mnie przychodzić". Ale spokojnie, na to też miał plan. Jak nie będzie kupował nowych kwiatów, to zacznie zagadywać o sposoby pielęgnacji tych posiadanych. - Tylko uważaj, bo to wymagająca roślina. Należy ją podlewać dwa razy w tygodniu, od strony podstawki. No i nie lubi mocnego słońca. Lepiej stawiać ją od wschodu, bo wtedy tak silnie nie grzeje, a tak to najlepiej trzymać ją w temperaturze między siedem a piętna-
- Wow, chwila, stop. Powoli - przeraził się Viktor. Czy to jeszcze był zwykły, doniczkowy kwiatek, czy już jakaś zaawansowana forma życia? Bo chyba potrzebowała większego zaangażowania niż Makkachin. Właściwie to tu potrzeba było całodobowej opiekunki, a nie zalatanego faceta. - Chyba zacząłem się martwić o godziwe warunki bytowe dla tego malca.
- Ach, no tak. Mówiłem, że nie jest łatwo. - Yuuri ściągnął usta i przytknął zwiniętą w pięść dłoń do podbródka, skupiając na czymś myśli. Nawet sposób, w jaki się zastanawiał, był absolutnie przeuroczy. - A czy mógłbym ci coś zaproponować?
- Zawsze, zolotsye.
- Znowu śmiesznie mówisz... - zauważył Japończyk, ostrożnie się uśmiechając. - W każdym razie jeśli ci to nie przeszkadza, to może lepiej byłoby go zamienić na jakiś fiołek. Jest trochę łatwiejszy w uprawie, a i cenowo wychodzi na korzyść - wyznał i wskazał na względnie podobną roślinę, stojącą na jednej z półek po lewej. - Co prawda nie wygląda tak okazale ani egzotycznie jak cyklamen, ale...
CZYTASZ
Kwiaciarnia dla dwojga
FanficViktor jest znanym architektem wnętrz, który ostatnio coraz bardziej odczuwa trudy swojej pracy. Jak tu cieszyć się życiem, kiedy powoli brakuje inspiracji do tworzenia tego, co się przez lata kochało? Ma nadzieję, że przylot do Fukuoki na znane tar...