8. Sprawa jak bluszcz zaplątana

2.3K 246 445
                                    

***

Viktor był tak beznadziejnie zakochany, że mógłby wpatrywać się w Yuuriego godzinami. Kwiaciarz wydawał mu się bowiem ósmym cudem świata niezależnie od tego, czy przenosił worki z ziemią, czy mówił swoje entuzjastyczne "konnichiwa!" do pojawiającego się w drzwiach klienta, czy zdejmował robocze rękawice i zwijał je w taką śmieszną kulkę (ale jednocześnie bardzo sprytną kulkę, bo dzięki temu żadna rękawiczka nie robiła sobie nieautoryzowanych wycieczek i nie znikała pod szafkami), czy nawet walczył z nieposłuszną kasą fiskalną, marszcząc brwi i wysuwając koniuszek języka tuż za ściśnięte usta. Bo przecież zawsze był czarujący, niepowtarzalny, swojski, cudowny i w ogóle najlepszy.

Viktor był tak beznadziejnie zakochany, że mógłby przyglądać się Yuuriemu całymi dniami. A na Yuuriego w otoczeniu kwiatów mógł patrzeć praktycznie bez końca.

- Yuuri? A co to właściwie jest? - zagadnął z nagła Rosjanin, gdy ostatni klient już sobie poszedł, dzięki czemu zesłany na wygnanie mężczyzna mógł opuścić kąt i podejść z powrotem do lady.

- To? - Kwiaciarz spojrzał na dwie z trzech roślin, które sprezentował starszemu mężczyźnie sprzed chwili. Trzecia została kupiona, oczywiście. Nie było przecież innej opcji, żeby ktoś był w stanie oprzeć się Yuuriemu i jego fachowym poradom. - Jak to było po... A, już wiem. Cyklameny.

- O. Jak ciekawie. - Viktor przechylił głowę, przyglądając się zbitym w "stadko", osadzonym na cienkich łodyżkach kwiatom. Wyglądały naprawdę zabawnie. Jak jakieś fantastyczne stworzonka o wąskich, zakończonych ciemniejszym nosem pyszczkach i długich, jakby króliczych uszach... czy coś w tym stylu. W sumie jakiś większy realista mógłby stwierdzić, że wyglądały jak kolorowe lotki do badmintona. Też prawda. - A czy mogę, no wiesz...

- Znowu? - zdziwił się Yuuri i nie czekając nawet na odpowiedź, bo od wielu dni niezmiennie pojawiała się ta sama, dopytał. - Któryś konkretny?

- Ten biały? - Architekt zatrzepotał rzęsami i uśmiechnął się niewinnie (znaczy, niewinnie jak na jego standardy), na co kwiaciarz pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Normalnie niedługo zacznie mi brakować kwiatów na sprzedaż - westchnął Yuuri, co w myślach Viktora zabrzmiało trochę jak ostrzeżenie z rodzaju "niedługo zabraknie ci wymówek, żeby do mnie przychodzić". Ale spokojnie, na to też miał plan. Jak nie będzie kupował nowych kwiatów, to zacznie zagadywać o sposoby pielęgnacji tych posiadanych. - Tylko uważaj, bo to wymagająca roślina. Należy ją podlewać dwa razy w tygodniu, od strony podstawki. No i nie lubi mocnego słońca. Lepiej stawiać ją od wschodu, bo wtedy tak silnie nie grzeje, a tak to najlepiej trzymać ją w temperaturze między siedem a piętna-

- Wow, chwila, stop. Powoli - przeraził się Viktor. Czy to jeszcze był zwykły, doniczkowy kwiatek, czy już jakaś zaawansowana forma życia? Bo chyba potrzebowała większego zaangażowania niż Makkachin. Właściwie to tu potrzeba było całodobowej opiekunki, a nie zalatanego faceta. - Chyba zacząłem się martwić o godziwe warunki bytowe dla tego malca.

- Ach, no tak. Mówiłem, że nie jest łatwo. - Yuuri ściągnął usta i przytknął zwiniętą w pięść dłoń do podbródka, skupiając na czymś myśli. Nawet sposób, w jaki się zastanawiał, był absolutnie przeuroczy. - A czy mógłbym ci coś zaproponować?

- Zawsze, zolotsye.

- Znowu śmiesznie mówisz... - zauważył Japończyk, ostrożnie się uśmiechając. - W każdym razie jeśli ci to nie przeszkadza, to może lepiej byłoby go zamienić na jakiś fiołek. Jest trochę łatwiejszy w uprawie, a i cenowo wychodzi na korzyść - wyznał i wskazał na względnie podobną roślinę, stojącą na jednej z półek po lewej. - Co prawda nie wygląda tak okazale ani egzotycznie jak cyklamen, ale...

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz