16. Pierwsze kwiaty za płoty

2K 220 719
                                    

***

Pierwszego dnia wszystko wydawało się całkiem w porządku. Wypady do miasta na giełdę, szczególnie jeśli trzeba było jechać na nie z samego rana, rządziły się swoimi prawami i nic dziwnego, że Yuuri mógł nie mieć siły na jakiekolwiek spotkania. Czekał.

Drugiego dnia Viktor był nieco smutny, ale jakoś dawał radę. Przecież pracowite okresy się zdarzały, prawda? A z opowieści Yuuriego wynikało, festiwal w czasie Golden Weeku był naprawdę sporym wydarzeniem i musieli się do niego odpowiednio przygotować, a nie... romansować. Dlatego czekał.

Trzeciego dnia ukradkowego zerkania w komórkę architekt lotem błyskawicy ukończył ostatnie dwa przydzielone mu projekty, przez co stracił wymówkę, aby nie myśleć o Yu-topii. Wciąż niesamowicie podziwiał skupienie Yuuriego i jego determinację, aby nie rozpraszać się wizytami, ale przecież nic by się nie stało, gdyby Viktor przyszedł na ten jeden, malutki, pięciominutowy lunch. Niestety, musiał czekać.

Czwartego dnia do rozmyślań o miłości i życiu zaczęły wkradać się pierwsze poważne wątpliwości w kwestii uczuć Yuuriego, a fiołek o mało co nie skończył jako tester dla dziecięcej wyliczanki "kocha, lubi, szanuje". Na szczęście z ratunkiem przyszedł Makkachin i jego skręcone futro, które po kilku godzinach nieustannego głaskania, muskania i czesania zaczęło przypominać sierść wyjątkowo dużego i wyjątkowo gładkiego yorka. Ale dzięki temu jakoś udało mu się przeczekać.

Piątego dnia braku wiadomości od Yuuriego Viktor zrozumiał, że dłużej czekania już nie wytrzyma. Więc nie czekał.

Ruszył do Yu-topii.

***

Z chłodni dochodziły dźwięki cichej pracy - delikatny szelest kwiatów, ostrzejsze kłapanie nożyc i okazjonalne pomruki kwiaciarza. Yuuri, siedzący na stołku w rogu pustej pracowni, właśnie szykował na festiwal kolejny próbny wianek, tym razem z goździków. Doszedł w tym do takiej wprawy, że prostsze kompozycje potrafił zrobić w praktycznie kwadrans, ale znów te bardziej złożone, a przez to piękniejsze, zajmowały nawet godzinę. Zresztą, praca na żywych kwiatach wymagała w tym przypadku wyjątkowo wielu kompromisów - nie wszystkie rośliny wyglądały ładnie jako wianki, a te, które były dobre, musiały być jeszcze trwałe. Z tego też względu Yuuri zdecydował się na kilka typów: gipsówkę, lawendę, margerytki, piwonie, eustomy, goździki właśnie i, oczywiście, róże. Postanowił również, że na dwa dni przed festiwalem przygotuje tyle trudniejszych wianków, ile zdoła, a na samym stoisku, żeby usprawnić sprzedaż, będzie wykonywał na zamówienie tylko te z jednego rodzaju kwiatów. Ach, no tak, ale przed tym wszystkim trzeba było jeszcze zrobić zapasy odpowiednio skróconych, jak najświeższych roślin, naciąć sznurka i drutu, pozbawić róże kolców... Huk roboty, a przecież musiał jeszcze zajmować się sklepem.

Kwiaciarz spojrzał smutno na stworzony wianek. Przydałby mu się pomocnik. Bardzo.

Ostatecznie Yuuri potrząsnął tylko głową, odganiając od siebie zbędne myśli, po czym odłożył wianek na uprzątnięty stół, ustawił oświetlenie i zrobił zdjęcie, żeby móc je potem sprezentować w katalogu na stoisku. Po obfotografowaniu wiązanki mężczyzna wrócił z powrotem na miejsce i zajął się pleceniem okręgów z drutu florystycznego. Przynajmniej to mógł zrobić dużo wcześniej.

- Yuuri-senpai! - rozległo się nagle od wejścia.

Katsuki uniósł głowę i spojrzał w stronę uchylonych drzwi, gdzie już po chwili pojawiła się żółta czupryna z czerwonym pasemkiem. Wyglądało to trochę tak, jakby wyjątkowo duża i wyjątkowo żywotna frytka upstrzona keczupem dostała nóg. Na dodatek ta frytka - która oczywiście nie była frytką, tylko synem wujostwa Kenjirou - przyjechała tu zaraz po szkole i od razu wpakowała się Mari do sklepu jako pomocnik, jakby chciała za wszelką cenę udowodnić swoją wartość. No, i na pewno sprawdzała się jako posłaniec. Bo nie dało się jej przegapić.

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz