33. Róża bez rosyjskiej butonierki

1.3K 166 206
                                    

***

Gdyby jakimś cudem Yuuri obudził się na tym świecie zaledwie wczoraj (znaczy... tak właściwie to obudził się wczoraj, w zupełnie nowej, rosyjskiej rzeczywistości, ale nie w tym rzecz) i kompletnie nie wiedział, czy zbliżało się jakieś ważne święto, to wystarczyłby mu jeden rzut oka na strojącego się przed lustrem architekta, aby zrozumieć, że coś było na rzeczy. Viktora w tak dobrze skrojonym garniturze nie widział bowiem chyba od czasu ich nieudanej pierwszej randki - tej zupełnie pierwszej, deszczowej, a nie tej pierwszej-drugiej, kiedy nie byli w stanie pójść do muzeum. I nie, festiwal podczas Golden Weeku się nie liczył, nie tak oficjalnie, chociaż im dłużej nad tym myślał, tym bardziej... aaargh! To takie skomplikowane! Właściwie ile pierwszych randek przypadało ustawowo na jedną parę? Bo Yuuri miał wrażenie, że na jego związek z Viktorem przypadało o kilka porządnych za dużo.

Z drugiej jednak strony im dłużej patrzył na swojego chłopaka, tym bardziej był pewien, że nie odmówiłby mu nawet wtedy, gdyby miało być ich sto. A przecież Viktor nie robił nic niezwykłego! Po prostu przeglądał się w dużym lustrze ulokowanym po wewnętrznej stronie garderobianych drzwi i poprawiał krawat, którego węzeł sprawiał mu jakieś niezrozumiałe problemy. To było dość dziwne zważywszy na to, że prezes spółki "Stammi" nie raz i nie dwa musiał uczestniczyć w ważnych spotkaniach na szczycie, więc impreza firmowa podsumowująca półrocze pracy nie powinna go stresować jakoś znacznie bardziej. No a na pewno nie na tyle, żeby nie móc zawiązać zwykłego krawata.

- Yuuri? - Wreszcie Viktor się poddał i obrócił się w stronę siedzącego na kanapie kwiaciarza. - Pomożesz?Bo mi się cały czas wydaje, że jest krzywo...

- Może to dlatego, bo grzywka zasłania ci widok z jednej strony? - Yuuri rzucił tę uwagę praktycznie bez cienia ironii, jednak Viktor zinterpretował to kompletnie inaczej i w efekcie nadął policzki niczym szykująca się do ataku rozdymka. - No dobrze już, dobrze... Chodź do mnie. Tylko pamiętaj, że nie daję absolutnie żadnej gwarancji, że nie przywiążę ci krawata do szyi jak jakiejś łodygi do stojaka.

Viktor automatycznie się na to uśmiechnął, po czym zbliżył się do Yuuriego i potulnie stanął tuż przed nim, zakładając ręce za siebie. Jednocześnie dziwnie milczący architekt zdawał się przewiercać duszę Katsukiego na wskroś, dlatego kwiaciarz opuścił wzrok, by skupić się na wiązanym od nowa krawacie. No... i nie tylko na nim, bo przecież cały gustownie ubrany Viktor mocno przykuwał uwagę i wprost hipnotyzował roztaczaną wokół siebie aurą. Połączenie czarnej koszuli razem z szarymi spodniami i kamizelką okazało się niezwykle twarzową kombinacją w przypadku tak chłodnej karnacji jak jego, a dodatek w postaci matowego, grafitowego krawatu ładnie podkreślał jasność włosów Rosjanina oraz niezwykły błękit jego oczu. A chociaż było to tylko subiektywne zdanie zakochanego po uszy Yuuriego, jak również kwestia tego, jak Viktor na niego działał, to uważał, że w tym zestawie pan prezes Nikiforov prezentował się nie tylko elegancko, ale również niesamowicie pociągająco.

- O, i gotowe. Jeszcze sprawdź na wszelki wypadek, czy coś takiego ci odpowiada, bo specem od wiązania krawatów nigdy nie byłem - przypomniał jeszcze raz Yuuri, mocując jeden kraniec materiału za pętelkę drugiego. - Tata oczywiście czegoś mnie nauczył, ale i tak jest to poziom dostosowany do japońskich kwiaciarzy, nie rosyjskich prezesów.

- Dobrze, za chwilkę, tylko muszę się upewnić w czymś innym... - przyznał Viktor, po czym nagle wyciągnął ręce do przodu i objął Yuuriego w pasie. - ...i na pewno nie będziesz za mną tęsknił?

Zmiana tematu była dość nieoczekiwana, ale na swój sposób całkiem zrozumiała. Katsuki uśmiechnął się więc i dla świętej przyzwoitości poprawił jeszcze krawędź kołnierzyka, otrzepał ramiona kamizelki, aż wreszcie poklepał architekta po piersi.

Kwiaciarnia dla dwojgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz