Rozdział 10

392 36 2
                                    


- Hej Rye - chłopak mówiąc to, usiadł przy mnie na ławce i położył głowę na moim ramieniu.

- Hej Jacky - wyłączyłem telefon i schowałem go do kieszeni. - Gdzie masz Brook'a?

Kiedy tylko znaleźliśmy się w galerii, rozdzieliliśmy się. Ja z Mikey'em i Andy'm ruszyliśmy na poszukiwania butów dla blondyna, a Jacklyn zniknął nam z pola widzenia, zanim zdążyliśmy zapytać gdzie idą.

- Nie wiem. Nie interesuje mnie to.

Coś się stało. Przecież nie mogli się od siebie odkleić od naszego przyjazdu.

- Co się stało? - spojrzałem na niego z uniesioną brwią. - Albo inaczej. Co zrobił Brooklyn?

Przecież ten głupek na pewno zdenerwował czymś Irlandczyka i nawet nie jest tego świadomy. Chłopak prychnął na to pytanie i podniósł głowę z mojego ramienia.

- Podrywa wszystko, co się rusza. Jeszcze trochę to zacznie rozmawiać nawet z manekinami - szatyn skrzyżował ręce na piersi i zmarszczył brwi wyraźnie zdenerwowany.

- Jacky znam go od paru dni, ale zauważyłem, że niektóre sprawy ciężko do niego docierają - za to inne rozumie aż za bardzo. Tak, jak skwaszoną minę Mikey'a, kiedy posadziłem go na blacie. - Musisz mu wytłumaczyć jak krowie na rowie, że jest z tobą, więc ma nie zaczepiać niepotrzebnie innych.

Duff przygryzł wargę zastanawiając się nad czymś.

- Mam pomysł! - wykrzyknął nagle szczęśliwy, przez co podskoczyłem przestraszony. - Potrzebuję twojej pomocy.

- W czym mam ci pomóc?

- Sprawić, żeby ten idiota był zazdrosny.

- Chyba zwariowałeś.

Dopiero dogadałem się z Mikey'em po tym, jak był zazdrosny o Andy'ego. On mnie zabije za taką akcję.

- Proszę cię. Przypomnij sobie, skąd miałeś większość notatek z wykładów - tu mnie ma. Za nic nie chciało mi się notować na zajęciach i praktycznie wszystkie zapiski mam od niego. Teraz nie mogę nawet bronić się faktem, że jestem z brunetem, bo po pierwsze: nawet nie określiliśmy co między nami jest, a po drugie: nawet jeżeli jesteśmy w pewnego rodzaju związku, mamy go zachować w tajemnicy.

- Okey, niech ci będzie. Co mam zrobić?

- Tylko trochę się ze mną poprzytulasz i pocałujesz mnie w policzek - myślę, że nie powinienem być za to zabity. - Tak właściwie to gdzie zgubiłeś chłopaków?

- Tutaj - usłyszeliśmy głos Mikey'a za nami.

W tym samym momencie położono mi coś na głowie. Poczułem ręce na moich ramionach i muśnięcie warg na policzku. Kątem oka dostrzegłem blond czuprynę Andy'ego. Obok mnie usiadł brunet i posłał mi uśmiech.

- Co to? - zapytałem dotykając przedmiotu, który właśnie zniszczył moją fryzurę.

- Kupiliśmy ci czapkę - oznajmił blondyn siadając przy Cobbanie, o którego następnie oparł się plecami.

Fowler położył nogi na ławce i zgiął je w kolanach wyciągając telefon. Mikey objął go ręką w talii i ułożył brodę na jego głowie, obserwując poczynania młodszego. Wyglądali naprawdę uroczo. Andy wydawał się być szczęśliwy. Gdyby tylko wiedział, że najpierw wypytuję się o jego uczucia względem chłopaka, a później sam uprawiam z nim seks. Jestem zdecydowanie najgorszym przyjacielem.

Cicho podziękowałem za prezent, a Jack oznajmił, że właśnie napisał do niego Brooklyn i zaraz się przy nas zjawi. Szatyn przeżucił nogi przez moje, a rękami oplutł szyję. Pozostała dwójka spojrzała na nas niezrozumiale. Nim zdążyłem się odezwać przy ławce pojawił się wcześniej wspomniany blondyn. Objąłem więc Irlandczyka w pasie i złożyłem pocałunek na policzku. Brook zabijał mnie wzrokiem, a na Mikey'a nawet bałem się spojrzeć. Zresztą to byłoby podejrzane.

- O co tutaj chodzi? - zapytał zdenerwowany blondyn, planując pewnie przy okazji powieszenie mnie na najbliższej latarni.

- O nic - Jack jak gdyby nigdy nic, wstał z moich kolan nawet nie patrząc na chłopaka. - Idziemy do tej chińskiej restauracji?

Andy natychmiast przytaknął i również się podniósł. Ruszył z szatynem w odpowiednim kierunku, a blondyn nie rozumiejąc co strzeliło jego chłopakowi do głowy, podreptał za nimi.

Brunet spojrzał na mnie z uniesioną brwią, a następnie prychnął i odwrócił się na pięcie.

- Mikey - szybko dogoniłem chłopaka i zatrzymałem obejmując w pasie. - Nie gniewaj się na mnie kochanie.

- Co to miało być? Dlaczego odstawiłeś z Jack'iem takie przedstawienie?

- Brooklyn go zdenerwował, więc poprosił mnie o pomoc w odegraniu się na nim - przycisnąłem usta do jego rozgrzanej szyi. Brunet zadrżał na ten kontakt.

- Okey. Niech ci będzie - Cobban odwrócił się twarzą do mnie i ułożył usta w dziubek. Zaśmiałem się, a następnie złożyłem na nich krótki pocałunek.

- O to, że Andy się dzisiaj do mnie przytulał i pocałował w policzek nie miałeś pretensji. Mało tego. Sam się z nim miziałeś - na mojej twarzy zagościł chytry uśmiech.

- Fowler to inna sprawa - chłopak odpowiedział wymijająco i pociągnął mnie za rękę w kierunku, w którym zmierzyła reszta naszej paczki.

Breakthrough holidays | RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz