Epilog

461 31 6
                                    

Nacisnąłem klamkę od drzwi naszego pokoju w akademiku. Drewniana powłoka ustąpiła, co musiało oznaczać, że w środku znajduje się już mój współlokator. Brunet stał przy swoim biurku i właśnie sięgał po jedną z książek, by następnie włożyć ją do kartona, który stał na podłodze. Moją obecność zauważył dopiero, kiedy postawiłem swoją torbę przy łóżku. Odwrócił głowę w moją stronę, a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- Myślałem, że mieliśmy się rozpakować, a nie spakować.

Podszedł do mnie rzwawym krokiem i objął rękoma moją szyję. Oplotłem jego talię i przyciągnąłem najbliżej jak było to możliwe. Brunet wtulił się we mnie, a ja zacząłem gładzić dłonią jego plecy.

Cieszyłem się, że mogę go ponownie zobaczyć i przytulić. Nie widzieliśmy się przez niewielki okres czasu, ale bez Mikey'a i Andy'ego dłużył mi się on niesamowicie. Teraz czekały mnie następne miesiące, które spędzę razem z brunetem i byłem z tego powodu szczęśliwy. Smucioło mnie jedynie to, że Fowler znajdował się tak daleko i spotkam go prawdopodobnie dopiero podczas następnych wakacji. Oczywiście wymienialiśmy się często wiadomościami i rozmawialiśmy przez telefon, ale to nie to samo, co spędzanie razem czasu w rzeczywistości. Brakowało mi jego obecności w codziennym życiu.

Odsunąłem się od kręconowłosego, by z uśmiechem spojrzeć w jego oczy, a następnie połączyć nasze wargi w pocałunku. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak bardzo mi tego brakowało.

- Tęskniłem - wymamrotał w moją szyję, kiedy ponownie się we mnie wtulił.

- Ja też - odpowiedziałem i odsunąłem się od niego, by ze zamarszczonymi brwiami spojrzeć na pudło, do którego były spakowane jego rzeczy. - O co chodzi? Dlaczego to pakujesz?

- Wymyśliłem z Jack'iem, że fajnie byłoby wynająć mieszkanie i zamieszkać tam razem - wytłumaczył, podchodząc do biurka. - Myślisz, że to dobry pomysł? Chcesz przeprowadzić się ze mną?

Byłem tym totalnie zaskoczony i przez chwilę zaniemówiłem. Stwierdziłem jednak, że to dobry pomysł, a czynsz nie będzie dla nas problemem. W końcu już w zeszłym roku każdy z nas znalazł pracę, by odłożyć jakieś pieniądze.

- Jasne. Kiedy chcesz to zrobić?

- Właściwe to myślałem, żeby nawet się tutaj nie rozpakowywać. Jack znalazł coś, co możemy wynająć od teraz. On już tam jest. Chwilę przed twoim przyjazdem wychodził ze swoimi rzeczami.

- W takim razie nawet nie wyciągam niczego z walizki. Spakuję swoje rzeczy i możemy wychodzić.

Wystarczyła godzina, żebyśmy uprzątneli pokój, w którym w ciągu roku nazbierało się naprawdę dużo dziwnych rzeczy. Chwilę po opuszczeniu tego miejsca znaleźliśmy się przed drzwiami naszego nowego lokum. Mikey uchylił drewnianą powłokę, ponieważ ja, oprócz pudła, ciągnąłem za sobą walizkę. Ta należąca do bruneta najwyraźniej znajdowała się już w środku. Po przekroczeniu progu znaleźliśmy się na korytarzu. Na pierwszy rzut oka zauważyłem czworo drzwi po lewej stronie, przeszklone wyjście na balkon na wprost i kuchnię po prawej stronie. Podejrzewałem, że przez nią można dostać się do salonu.

- Podoba mi się - skomentowałem, odkładając swoje rzeczy na podłogę.

Brunet również to zrobił, posyłając mi uśmiech. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę kuchni. Otworzyłem szeroko oczy, kiedy zauważyłem scenę identyczną z tą, którą miałem okazję oglądać na początku wakacji. Jack siedział na blacie, a między jego nogami stał dobrze mi znany blondyn. Niestety nie zauważyli naszej obecności, ponieważ byli zajęci wymianą śliny. Ręce Brooklyn'a znajdowały się pod koszulką drugiego i gładziły jego plecy. Szatyn przeniósł dłonie na szyję swojego chłopaka, a palcami zaczął kreślić małe kułeczka na jego policzkach.

- Dobra, starczy - Mikey najwyraźniej stwierdził, że sprawy zaszły za daleko, kiedy blondyn przychylił głowę w bok, by pogłębić pocałunek. - Planujecie ochrzcić ten blat?

- Korzystamy z okazji, dopóki wy na to nie wpadliście - odpowiedział Brooklyn, kiedy odsunął się od szatyna. - Ryan! Jak ja cię dawno nie widziałem.

Szczęśliwy Gibson podszedł do mnie i mocno przytulił. Najwyraźniej w żaden sposób nie zawstydziło go to, że przyłapaliśmy ich w takiej sytuacji. Oczywiście w przeciwieństwie do jego chłopaka, który właśnie starał się ukryć swoje zaczerwienione policzki w za długich rękawach bluzy.

- Dalej Jacky - zwróciłem sie do Irlandczyka, kiedy Brooklyn już mnie puścił. - Za tobą też się stęskniłem.

Wyciągnąłem do niego ręce w zapraszającym geście. Szatyn zeskoczył z blatu, z czego natychmiast skorzystał Mikey i zajął jego miejsce. Następnie podszedł do mnie i wtulił się na krótką chwilę.

- Co tutaj robi Brooklyn? - zapytałem, kiedy Irlandczyk puścił mnie i ruszył w stronę, jak podejrzewałem, salonu.

Zanim ktoś zdążył mi odpowiedzieć na pytanie, poczułem parę rąk obejmujących mnie w pasie. Spuściłem na nie wzrok i natychmiast rozpoznałem pomalowane jasnym lakierem paznokcie.

- Andy - odwróciłem się do chłopaka z szerokim uśmiechem.

Złapałem go za biodra i podniosłem do góry, tym samym zmuszając, by oplutł mnie nogami w pasie. Przeniosłem dłonie pod jego uda, a on mocno objął moją szyję. Okręciłem się z nim parę razy wokół własnej osi, zanim postawiłem go na ziemi i wpiłem w jego usta na krótką chwilę.

- Dlaczego o niczym mi nie powiedzieliście? - zapytałem przeskakując wzrokiem od blondyna do bruneta. - Co Andy i Brook tak właściwie tutaj robią?

- Nigdy nie pytałeś, gdzie planujemy dalej się uczyć - odpowiedział blondyn, a kąciki jego ust uniosły się do góry.

.......................................
Na koniec muszę podziękować zuziaaaaaaaaa, która była tutaj chyba od samego początku i potrafiła nieźle mnie rozbawić swoimi komentarzami❤ oraz rozowyrulonxx, która jest najprawdziwszą Jacklynshipper Victorią i dzięki niej mogliśmy tutaj znaleźć jakiekolwiek przecinki :') ❤

Breakthrough holidays | RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz