Rozdział 18

359 32 5
                                    


W nocy obudził mnie grzmot. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, jak niebo rozświetla błysk. Zanim wróciliśmy do naszego domku, spędziliśmy większość dnia u Victorii. Atmosfera była dosyć napięta i rzadko kiedy ktoś się odzywał. Jedynymi głosami jakie można było usłyszeć, był ten należący do mnie i Brooklyn'a. Tłumaczyłem to sobie tak, że wykończyła nas poprzednia noc. Andy był zmęczony i co jakiś czas przysypiał w dziwnych miejscach. Na kanapie, w łazience, a nawet zdarzyło mu się zdrzemnąć na mnie. Mikey nie chciał się odzywać z wiadomych powodów. Było mu strasznie niezręcznie, przebywać w jednym pomieszczeniu z chłopakiem, z którym całował się kilka godzin wcześniej i udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Czułem się dokładnie tak samo kilka dni temu. Tylko, że my nie skończyliśmy na całowaniu się. Jeżeli chodzi o Jack'a to nie miałem pewności, czy nadal był zdenerwowany na Brooklyn'a i jego kuzynkę, mimo tego, że mieli zapomnieć o zaistniałej sytuacji, czy może raczej czuł się zawstydzony i nie potrafił zacząć z nami rozmowy. Chyba nikt nie wiedziałby jak się zachowywać na miejscu Irlandczyka. Victoria raczej nie miała żadnych powodów do zmartwień. Oczywiście oprócz tego, jak wytłumaczy rodzicą, gdy wrócą z delegacji, co robiła koza w ich sypialni. Nie mieliśmy pojęcia, jak się tam znalazła, ani jak się jej pozbyć. Finalnie jej tymczasowym domem został taras, a my liczyliśmy na to, że właściciel zwierzęcia zgłosi się jak najszybciej. Brooklyn to Brooklyn, więc po jednej kawie nie było po nim widać, że miał za sobą porządną imprezę. Ja próbowałem ogarnąć wydarzenia poprzedniej nocy, ale na tamtą chwilę było to dla mnie zbyt wiele. Z zamyślenia wyrwał mnie kolejny grzmot, po którym za oknem zrobiło się niesamowicie jasno.

Spojrzałem na bruneta, który mimo głośnego huku spał w najlepsze. Był odwrócony w moją stronę, a na jego czoło opadały kręcone kosmyki ciemnych włosów. Wyciągnąłem w jego kierunku rękę i odgarnąłem je do tyłu. Rozbrzmiał kolejny grzmot, a brunet nawet się nie poruszył. Wtedy uświadomiłem sobie, że w pokoju obok jest Andy, który na pewno nie przyjmuje tej burzy tak spokojnie. Zastanowiło mnie, dlaczego sam nie przyszedł do nas, tak jak przy poprzednim załamaniu pogody.

- Mikey - szturchnąłem go palcem w żebro, na co ten skrzywił się i mruknął coś w odpowiedzi. - Mikey wstawaj.

- No już - odezwał się zachrypniętym głosem, a następnie podniósł do siadu, więc ja również to zrobiłem - O co chodzi?

- Jest burza - chłopak wyjrzał przez okno w momencie kiedy usłyszeliśmy następny huk.

- Rzeczywiście, ale co w związku z tym? - zapytał, wracając wzrokiem do mnie.

- Andy się boi. Nie wiem, czy go obudziła, ale jeżeli tak, to pewnie jest przestraszony.

- Cholera, masz rację - złapał za końcówki swoich włosów i delikatnie pociągnął w górę. Najwyraźniej przejął się tym, co może się dziać z młodszym. Przecież przyjaźnił się z nim od lat i doskonale wiedział, jak działała na niego taka pogoda. - Pójdź do niego.

- Dlaczego ja miałbym to zrobić? - uniosłem brew w zdziwieniu, bo myślałem, że to brunet sprawdzi czy wszystko dobrze z blondynem.

- Nie chcę tego robić po wczorajszej sytuacji - wytłumaczył się, spuszczając wzrok na swoje kolana i przygryzając wargę.

- Robię to tylko dlatego, że cię kocham - złapałem bruneta za szczękę i okręciłem w moją stronę, po to, by złożyć krótki pocałunek na jego ustach.

- Robisz to też dlatego, że Fowler nie jest ci obojętny.

Nie chciałem w żaden sposób komentować tego, co powiedział, bo oczywiście miał rację. Opuściłem nasz pokój i ruszyłem do sypialni blondyna. Zapukałem w drewnianą powłokę, jednak nikt mi na to nie odpowiedział. Być może blondyn zasnął ze słuchawkami w uszach i hałas z zewnątrz nie był w stanie go obudzić. Mimo wszystko postanowiłem wejść do środka i sprawdzić czy wszystko w porządku. Uchyliłem drzwi, a następnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Podszedłem bliżej łóżka, na którym leżał Andy. Byłem przekonany, że śpi zawinięty kołdrą po samą szyję. Dopiero, kiedy dzieliła nas mała odległość, zauważyłem, że ma zamknięte oczy i kurczowo zaciska palce na materiale. Usiadłem na materacu przy nim, kiedy rozległ się kolejny grzmot, a blondyn cały zadrżał.

- Andy - potrząsnąłem jego ramieniem, gdy nie zareagował na mój głos.

Otworzył oczy i przeniósł na mnie pełne przerażenie spojrzenie. Wyciągnąłem w jego stronę ręce, a on natychmiast wyplątał się z kołdry i uczepił mojej szyi. Wciągnąłem go na swoje kolana i objąłem w pasie. Wtulił policzek w moją szyję, a ja zacząłem gładzić dłonią jego plecy. Czułem, jak co jakiś czas przechodziły po nim dreszcze i byłem zły na siebie, że nie przyszedłem wcześniej sprawdzić, jak trzyma się chłopak. Położyłem się razem z nim, nie puszczając ręką jego talii. Złożyłem pocałunek na czole młodszego, a palcami przeczesałem blond włosy. Choć wolałbym spędzić tą burzę tak samo jak poprzednią, cieszyłem się, że mogłem pomóc blondynowi w jakikolwiek sposób.

Breakthrough holidays | RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz