Rozdział 20

356 29 6
                                    


Blondyn wpatrywał się we mnie i próbował unormować swój oddech. Nie spodziewał się tego, że postanowię go pocałować, więc możliwe, że właśnie starał się oswoić z tym, co miało miejsce. Zresztą nawet ja się tego nie spodziewałem. Zrobiłem to pod wpływem chwili, ale na pewno tego nie żałuję. Być może zacznę, kiedy będę musiał to wyjaśnić z Cobbanem.

- Chciałem porozmawiać o tym, że miałeś rację. Zabolało mnie, kiedy Mikey przyznał, że nie jesteśmy razem, bo od dawna miałem nadzieję na coś więcej niż przyjaźń - odezwał się ciszej i zdecydowanie spokojniej niż wcześniej.

Właśnie całowałem się z chłopakiem, który chciał porozmawiać ze mną o tym, że podoba się mu mój chłopak. Tylko, że on nie wie, że to mój chłopak. Przecież to kompletnie pokręcone.

- Przepraszam, namieszałem teraz - zrobiło mi się głupio, że posunął się do czegoś takiego względem blondyna, podczas gdy ten, czuje coś do kręconowłosego.

- Namieszałeś już od samego początku - burknął pod nosem. Miał chyba nadzieję, że tego nie usłyszę.

- Dlaczego tak myślisz? - jesteśmy teraz w tak zakręconej sytuacji, że nie ma odwrotu i pozostaje brnąć w to dalej.

- Gdyby chodziło tylko o moje uczucia względem Mikey'a, to sprawa nie byłaby taka pokręcona i tragiczna - blondyn chyba również stwierdził, że wycofanie się z tej sytuacji jest pozbawione sensu. - Szalone i przerażające jest to, że podoba mi się także jego przyjaciel, którego znam mniej niż dwa tygodnie.

Blondyn zaśmiał się bezradnie, a ja ścisnąłem jego dłoń. Poczułem ulgę kiedy przyznał, że nie jestem mu obojętny i chciałem w jakiś sposób pokazać, że odwzajemniam to uczucie.

- Uwielbiam to, że się o mnie martwisz i kiedy mnie przytulasz, ale tak właściwie to nie o tym chciałem z tobą rozmawiać - zamilczał na chwilę, myśląc zapewne jak przekazać mi to, co go męczy od początku. - Pamiętam coś z ostatniej nocy u Victorii.

Wstrzymałem na chwilę oddech i poczułem jak miękną mi nogi. Byłem przekonany, że blondyn miał totalną pustkę w głowie po tej imprezie.

- Co masz na myśli?

- Właściwie to nie jestem tego pewien, ale to wydaje się być strasznie realne. Mikey mówił, że pomogłeś nam dostać się do sypialni, więc pomyślałem, że możesz coś wiedzieć na ten temat i dlatego poprosiłem cię o rozmowę - nastała kolejna chwila ciszy, a po niej słowa, których z niewiadomych przyczyn najbardziej się bałem. - Wydaje mi się, że całowałem się z Mikey'em, ale nawet jeśli to prawda, to on prawdopodobnie tego nie pamięta. Myślałem, że następnego dnia w kuchni powie coś na ten temat, ale on sprawiał wrażenie jakby nic takiego nie miało miejsca. Zresztą sam mówił, że był w niezaciekawym stanie. Ryan? Wiesz, czy wydarzyło się coś między mną i Mikey'em?

- Właściwie to przerwałem wam obściskiwanie się przy basenie - stwierdziłem, że będę z nim szczery i powiem wszystko chociażby o tej sytuacji. Nie zamierzałem wspominać o tym, co jest między mną a brunetem. Przynajmniej do czasu, aż z nim porozmawiam. - Pomyślałem, że raczej byście nie chcieli, żeby oglądali was znajomi Victorii w takiej chwili.

Blondyn otworzył szeroko oczy, przez to, co ode mnie właśnie usłyszał. Rozplotłem nasze palce i ponownie zacząłem gładzić jego uda w uspokajającym geście.

- Cholera. Mikey pewnie tego nie pamięta. Może to i nawet lepiej - Andy najwyraźniej zaczął myśleć na głos. - Chociaż z drugiej strony uczciwie byłoby mu powiedzieć, co się działo.

- Porozmawiam z nim, dobrze? Nie przejmuj się.

Objąłem blondyna w talii, a on skrzyżował ręce za moją szyją i wtulił w nią policzek. Spędziliśmy w ten sposób jeszcze kilka minut, zanim zdecydowaliśmy się wrócić do domku.

Kiedy do niego dotarliśmy było już oczywiście ciemno. Andy oznajmił, że idzie pod prysznic, a ja ruszyłem do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia. Zanim jednak zdążyłem otworzyć lodówkę, w pomieszczeniu pojawił się wesoły Brooklyn.

- Jak było na randce? - zapytał wskakując na blat.

- Jakiej znowu randce? Masz jakieś urojenia? - założyłem ręce na biodra i uniosłem brew do góry.

- Nie mów, że się nawet nie całowaliście.

Oczywiście, że miał rację, ale przecież mu tego nie przyznam. Najpierw muszę porozmawiać z Cobbanem.

- Brooklyn, uwielbiam cię i chyba dlatego postaram się znaleźć dla ciebie jakiegoś dobrego lekarza.

Blondyn zmrużył oczy, a następnie wyszedł rozdrażniony z kuchni. Roześmiałem się przez to i otworzyłem lodówkę. Usłyszałem wtedy kroki zmierzające w moją stronę. Pomyślałem, że to na pewno Gibson postanowił mnie dalej męczyć. Przecież on tak łatwo nie odpuszcza.

- Brooklyn, nic ci nie powiem. Możesz sobie darować - oznajmiłem, nawet na niego nie patrząc.

- Ja nie jestem Brooklyn'em, więc ze mną możesz porozmawiać.

Breakthrough holidays | RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz