Rozdział 25

403 30 4
                                    


Koniec naszego pobytu w tym miejscu przyszedł szybciej, niż się tego spodziewałem. Przez spędzony tutaj czas niesamowicie mocno przywiązałem się do Andy'ego i jeszcze bardziej pokochałem obecność Mikey'a w moim życiu. Wiedziałem, że rozstanie z nimi będzie dla nas wszystkich ciężkie, pomimo tego, że z brunetem zobaczę się już niedługo w akademiku. Byłem świadomy, że blondyna nie spotkam tak prędko i to nie dawało mi spokoju. Wierzyłem jednak, że nasza relacja nie osłabi się, mimo długiej rozłąki. Tak samo, jak to, co jest między Jack'iem i Brooklyn'em, pomimo kilkumiesięcznej nieobecności szatyna.

To, że nastał czas na powrót do mojego rodzinnego domu, dotarło do mnie, dopiero kiedy dostałem wiadomość od starszego brata. Miał mnie odebrać następnego dnia. Byłem ciekaw, jak zareagowałby na informację, że jestem gejem. Przyjechałem tutaj twierdząc, że jestem heteroseksualny, a wrócę, mając dwóch chłopaków. Kompletne szaleństwo.

Chłopcy również już jutro mieli wrócić do swoich rodzinnych domów. Niesamowicie zazdrościłem im tego, że mieszkają blisko siebie i resztę wakacji spędzą razem. Zaskoczyłem tym sam siebie, ale widziałem, że za Brooklyn'em też będę tęsknić. Ten szalony chłopak potrafił zamienić każdy dramat w niezłą komedię. Kiedy zdarzyło nam się wpakować w jakąś niezaciekawą sytuację, on zawsze miał pomysł, jak z niej wybrnąć.

Wiadomość o tym, że nasz pobyt tutaj się kończy i już jutro wyjeżdżamy, dotarła oczywiście do Victorii. Dziewczyna natychmiast stwierdziła, że nie możemy wyjechać stąd bez imprezy pożegnalnej. Chociaż, prawdę mówiąc, dla niej każdy powód do zorganizowania głośnego spotkania towarzyskiego jest dobry. Tak więc wieczorem wybraliśmy się do jej domu. Już od wejścia z pola widzenia zniknęli mi Brook i Jack. Nasza trójka udała się do salonu, gdzie spędziliśmy kilka następnych godzin.

Liczyłem na to, że mogę zostawić Andy'ego i Mikey'a na chwilę samych, jednak gdy wróciłem z toalety, nie zastałem ich tam, gdzie widziałem ostatni raz. Ruszyłem w stronę kuchni, ponieważ właśnie tam spodziewałem się ich znaleźć. Kiedy tylko przekroczyłem jej próg, zauważyłem dobrze mi znaną blond czuprynę i ciemne, kręcone włosy Mikey'a. Młodszy siedział na blacie, a między jego nogami stał Cobban, którego ręce znajdowały się na udach Andy'ego. Stanąłem za brunetem i wsunąłem jedną dłoń w tylną kieszeń jego spodni. Drugą położyłem ponad tą, należącą do Cobbana. Moja obecność najwyraźniej nie zrobiła im większej różnicy, ponieważ nawet na chwilę nie rozłączyli swoich warg. Zacząłem składać mokre pocałunki na szyi starszego, a obie dłonie lekko zacisnąłem. Andy poruszył się niespokojnie, nadal starając się odpowiadać, na każdy ruch warg. Dopiero kiedy zassałem skórę Mikey'a i przycisnąłem go biodrami do blatu, wydał z siebie zduszony jęk i odsunął od blondyna. Andy przeniósł ręce na jego łopatki i zaczął składać pocałunki po drugiej stronie szyi. Wysunąłem dłoń z kieszeni spodni i złapałem blondyna za biodro. Przez ten ruch moje krocze znajdowało się jeszcze bliżej tyłka bruneta, który zapewne wyczuł moją rosnącą erekcję. Objął blondyna w talii i mocno przyciągnął do siebie, kiedy ponownie wypchnąłem w jego stronę biodra. Złapałem Andy'ego za szczękę i zmusiłem do oderwania się od szyi Mikey'a, by następnie, ponad jego ramieniem, połączyć nasze wargi w długim pocałunku.

- O kurwa - mimo przerażająco głośnej muzyki, te słowa usłyszałem doskonale.

Niechętnie odsunąłem się od Cobbana i oparłem o blat, by ten, chwilę później, mógł zrobić to samo po drugiej stronie Andy'ego. Spojrzałem na stojącą przed nami szatynkę i uniosłem brwi.

- Brooklyn miałeś rację - zwróciła się podekscytowana do chłopaka, który właśnie wchodził do kuchni.

Jego dłoń owinięta była wokół nadgarstka Irlandczyka, którego ciągnął za sobą. Po szatynie wyraźnie było widać, że pił dzisiaj alkohol i to w niemałej ilości. Kiedy tylko się zatrzymali, zarzucił ręce na szyję Gibsona, a ten objął go ręką w talii, zapewne, żeby zaraz nie wylądować razem z nim na podłodze.

- Jasne, że miałem rację - oznajmił z szerokim uśmiechem. - W czym tak właściwie?

Uderzyłem otwartą dłonią w czoło, niedowierzając w głupotę tego blondyna.

- Oni serio żyją w trójkącie - wypiszczała zadowolona ze swojego odkrycia szatynka. - Olivia! Cornelia! Musicie to zobaczyć.

Dziewczyna wybiegła z kuchni, a ja spojrzałem na Mikey'a i Andy'ego. Ich policzki zrobiły się czerwone, przez co miałem ochotę się zaśmiać. Brooklyn nadal stał na środku pomieszczenia, obejmując swojego chłopaka. Być może to miejsce i ludzie byli zwariowani, ale ciężko mi było z tamtąd wyjechać.

....................
Kończymy❣

Breakthrough holidays | RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz