Rozdział 19

389 32 8
                                    

- Andy chciał ze mną porozmawiać, wychodzę z nim na plażę - oznajmiłem brunetowi leżącemu na naszym łóżku.

Chłopak widocznie spiął się na te słowa i spuścił wzrok na swoje kolana. Zauważyłem, że znowu bawi się swoimi palcami. Zaczynam mieć wrażenie, że to taki jego odruch, kiedy czymś się denerwuje.

- O czym? - zapytał, nadal na mnie nie patrząc.

- Nie mam pojęcia, ale zaraz się dowiem - odpowiedziałem, zakładając przez głowę bluzę z kapturem. -  Nie myśl, że ominie cię rozmowa, którą nam wczoraj przerwał.

Złożyłem pocałunek na jego policzku i opuściłem pokój. Postanowiłem ubrać się cieplej, ponieważ robiło się coraz później, a temperatura na zewnątrz spadała. Brooklyn nie chciał spędzić kolejnego dnia pod dachem i zaraz po śniadaniu wyciągnął nas wszystkich nad wodę. Oczywiście przez cały czas atmosfera między nami była nieprzyjemnie napięta. Starałem się ją jakoś rozładować, ale niewyjaśniona sprawa między mną, Andy'm i Mikey'em skutecznie mi to utrudniała. Kiedy tylko wróciliśmy do naszego tymczasowego lokum, Jack wygonił nas do pokoi, a sam udał się z Brook'iem do salonu. Oznajmił przy tym, że mamy przyjść do nich, jak zaczniemy zachowywać się normalnie.

Na korytarzu stał już blondyn i ubierał buty. O dziwo nie były to żadne klapki tylko trampki. Tak samo jak ja, miał na sobie bluzę, która była na niego zdecydowanie za duża i prawdopodobnie należała do Cobbana. Wątpię żeby Jack pozwolił blondynowi zabrać jakąś należącą do jego chłopaka.

- Gdzie wy się wybieracie? - zapytał szatyn, podnosząc głowę z ramienia Gibsona.

- Na spacer. Nie martw się o nas mamo - chłopak prychnął na moje słowa. Nic dziwnego, że się przejmował. Od poprzedniego dnia zachowujemy się co najmniej dziwnie, a teraz wychodzimy, nie mówiąc mu nawet gdzie. - Nie wrócimy późno.

Wsunąłem buty na stopy i ostatni raz spojrzałem na dwójkę rozłożoną na kanapie. Brooklyn posłał mi rozbawione spojrzenie i sugestywnie poruszył brwiami, przez co przewróciłem oczami.

Chwilę później znajdowaliśmy się na plaży i spacerowaliśmy jej brzegiem. Nie lubię chodzenia po tej przerośniętej piaskownicy. Wystarczy chwila i masz kilogram piasku w każdej skarpetce, ale bliżej wody był na tyle mokry i zbity, że pozwalał na normalne przemieszczanie się.

Blondyna wyraźnie coś gryzło, a to o czym chciał porozmawiać na pewno nie było pogodą. Nienawidziłem patrzeć na jego zmartwioną twarz, ale nie chciałem też zbytnio się narzucać i wypytywać o jego problemy. Przecież jeżeli tylko by chciał, mógłby powiedzieć mi o tym co go męczy. Nie rozumiem, jak chłopak,  którego znam tak krótko, mógł stać się dla mnie tak ważny. Nie potrafiłem być w stosunku do niego obojętny.

Postanowiłem dać mu czas na pozbieranie myśli, bo najwyraźniej właśnie tego teraz potrzebował.
Sam pogrążyłem się we własnych rozważaniach. Przypomniałem sobie, że wczoraj, zanim udałem się do pokoju Fowlera, nieświadomie powiedziałem Mikey'owi że go kocham. Oczywiście zdarzyło mi się już mówić mu coś takiego, ale wtedy nie byliśmy jeszcze w związku. Uważałem to raczej za miłość do przyjaciela i byłem przekonany, że on również odbiera to w ten sposób. Nazywanie go w pieszczotliwy sposób też przyszło samo z siebie. Nie panuje nad tym. Czasami po prostu wplatam te zwroty w rozmowę z nim, nie będąc tego świadomym. Jemu najwyraźniej to nie przeszkadza, bo nigdy nie powiedział nic na ten temat.

Zatrzymałem się, ponieważ kątem oka zauważyłem, że młodszy równie to zrobił. Powtórzyłem też jego ruch, kiedy usiadł na piasku zginając nogi w kolanach. Siedzieliśmy blisko siebie, wpatrując się w spokojne morze i zaczerwienione niebo, przez zbliżający się zachód słońca. Dzisiejszy dzień, pod względem pogody, był kompletnym przeciwieństwem wczorajszego. Dlatego też ciężko było teraz dostrzedz jakąkolwiek chmurę.

- Andy? - odwróciłem głowę w jego stronę, jednak ten nadal patrzył przed siebie. - O czym chciałeś porozmawiać?

Blondyn otwierał i zamykał usta przez jakiś czas, w taki sposób jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak ubrać swoje myśli w słowa.

- Chodź tutaj.

Widziałem, że jest zestresowany i chciałem go w jakiś sposób uspokoić. Wciągnąłem blondyna na swoje kolana, w taki sposób, że siedział na mnie okrakiem. Splótł swoje palce i spuścił na nie wzrok. Zacząłem gładzić rękoma jego uda.

- Kiedy przyjechałeś tutaj z chłopakami, myślałeś, że ja i Mikey jesteśmy parą - zaczął bardzo cicho, a ja ruchem głowy przytaknąłem, czego chłopak pewnie i tak nie widział. - Później wypytywałeś się o niego. Tak właściwie o mój stosunek do niego i nie chciałem o tym rozmawiać, bo to dla mnie trudne i ja nie wiem jak to wytłumaczyć i nie jestem pewien czy to dobry pomysł, żeby o tym w ogóle rozmawiać.

Blondyn z każdym słowem mówił coraz szybciej i mniej zrozumiale. Chyba sam zaczynał gubić się w tym co chciał mi powiedzieć, a jego ręce zaczęły drżeć. Nie wiele myśląc, złapałem ręką jego podbródek i podniosłem do góry. Chłopak nawet nie zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, ponieważ wpiłem się w jego wargi. Poruszyłem ustami, a młodszy po chwili zaczął oddawać pocałunek. Ułożył ręce na mojej szyi i przechylił głowę w bok. Odsunąłem się od niego i złapałem za jego ręce, splatając nasze palce na jego udach. Miał wyraźnie przyspieszony oddech i zaczerwienione policzki.

- Teraz spokojnie mi wytłumacz, o co chodzi.

Breakthrough holidays | RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz