Rozdział 17

346 29 7
                                    


Przeskakiwałem wzrokiem od bruneta do blondyna i starałem się wyczytać coś z twarzy tego drugiego. Wszedł do kuchni w trakcie naszej rozmowy i nie miałem pojęcia, ile z niej zdążył usłyszeć.

- Dziękuję, że mi pomogłeś w nocy - Andy przerwał ciszę, która zapanowała, kiedy pojawił się w tym pomieszczeniu. Wytrzeszczyliśmy z Mikey'em oczy, przez to co powiedział i spojrzeliśmy na siebie, a następnie wróciliśmy wzrokiem do blondyna. Spodziewałem się raczej, że powie coś o wczorajszych wydarzeniach albo nawet wykrzyczy. Nie zdziwiłbym się, gdyby postanowił unikać Cobbana, a może nawet i mnie. Jednak w życiu bym się nie spodziewał, że podejdzie do niego i podziękuje, patrząc prosto w oczy. Tylko tak właściwie za co? Odsunąłem się od kręconowłosego i obaj oparliśmy się plecami o blat.

- Co masz na myśli? - zapytał niepewnym głosem i spojrzał na blondyna, który wczoraj zdecydowanie przesadził z alkoholem. Był teraz strasznie blady i niewyspany.

- Raczej sam nie dostałem się w nocy do pokoju Victorii, a twój telefon leżał na dywanie przy łóżku - mówiąc to, wyciągnął z kieszeni Iphona Mikey'a. Spojrzałem z niedowierzaniem na urządzenie w jego dłoni. Andy nie pamiętał, jak znalazł się w pokoju szatynki, a to przecież oznacza, że nie wie także, co wydarzyło się chwilę przed tym. - Założyłem, że to ty mi pomogłeś.

- Raczej nie dałbym rady ci pomóc, bo sam byłem w niewiele lepszym stanie - odebrał swoją własność od blondyna i wsunął w tylną kieszeń spodni. - Z tego co pamiętam, to Ryan pomógł nam tam dotrzeć.

Miałem wrażenie, że Fowler pobladł jeszcze bardziej i niepewnie przeniósł wzrok na mnie.

- Chodź - wyciągnąłem ręce w kierunku młodszego. Chciałem jakoś wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. - Chciałeś się przytulić.

Fowler wtulił się we mnie, a ja, po raz kolejny dzisiejszego dnia, przeczesałem ręką jego włosy.

- Zrobię śniadanie - mówiąc to, spojrzałem na Cobbana. Brunet wpatrywał się w nas z przygryzioną wargą. - Mikey wiesz może, gdzie Vica trzyma jakieś tabletki? Nie wyglądacie za ciekawie.

- Nie zasypuj mnie tak komplementami, bo się zarumienie - przewrócił oczami i podszedł do szafki, z której wyjął kartonowe pudełko.

Złapałem Andy'ego za biodra, a następnie posadziłem na blacie. Chciałem już wyciągać kubki do kawy, kiedy do kuchni szybkim krokiem wszedł wyraźnie wkurwiony Jack. Usiadł przy stole i przewrócił stojący na nim wazon. Odniosłem wrażenie, że zachowywał się jak kilkuletnie dziecko, które dostało szlaban na komputer.

- Ej! Zaraz to stłuczesz - Mikey podszedł do niego i zabrał naczynie, a następnie postawił na blacie. - Czemu jesteś taki zdenerwowany?

- Zapytaj się tamtej dwójki - wskazał palcem na wejście, w którym stał Brooklyn z szatynką na plecach. Blondyn był wyraźnie rozbawiony, a dziewczyna zaspana.

- Czemu ona jest taka zdechła? - zdziwił mnie jej stan. Po poprzedniej integracji, którą zorganizowała, była w lepszym stanie. - Po ostatniej imprezie wyglądała na mniej skacowaną.

- Po ostatniej imprezie nie spędziła nocy w szafie - odpowiedział kąśliwie Irlandczyk, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Brooklyn w tym czasie posadził swoją kuzynkę naprzeciwko szatyna. Miała poplątane włosy i uśmiechała się sama do siebie. Zauważyłem, że miała aparat na zębach. Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Stwierdziłem, że na chwilę obecną jej humor był przeciwieństwem nastroju Jack'a.

- Victoria co cię tak cieszy? - odezwał się Andy, który myślę, że lada chwila zasnąłby na blacie. Nie rozumiałem dlaczego wstał tak wcześnie. Właściwie nie miałem pojęcia, co my wszyscy robiliśmy o tak nieludzkiej godzinie na nogach, zwłaszcza, że były przecież wakacje.

- Widziałam Jacklyn'a - uśmiechnęła się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe. - Teraz mogę umierać.

Spojrzałem zaskoczony na Jack'a, kiedy zrozumiałem sens słów dziewczyny.

- Żartuje, prawda? - Mikey zwrócił się do Brook'a, którego najwyraźniej bawiła cała sytuacja.

- Co innego miałaby robić w tej szafie? - odpowiedział podchodząc do swojego chłopaka. Podniósł go za biodra i wciągnął na swoje kolana, kiedy sam usiadł. - Jacky przestań się wygłupiać i złościć na mnie. To nie moja wina, że tam weszła. Poza tym, to tylko Vica. Przecież tego nie nagrywała.

Wszyscy przenieśliśmy wzrok na dziewczynę, a ona podniosła ręce do góry.

- Niczego nie nagrywałam - Jack wypuścił głośno powietrze i potrząsnął głową. - Jack przecież wiesz, że cię kocham.

- Okey, niech wam będzie - mówiąc to, objął ręką szyję blondyna. - Zapomnijmy o tym.

- Zanim zapomnimy - pochyliła się nad stołem i ruchem palca pokazała Irlandczykowi, żeby się do niej przysunął. Ten jednak uniósł tylko brwi do góry. - Wiedziałam, że jesteś na dole.

Wszyscy poza szatynem zaśmialiśmy się przez komentarz dziewczyny. Jego policzki zarumieniły się, więc zażenowany ukrył twarz w zagłębieniu szyi Brooklyn'a.

Mam wrażenie, że w tym domu żadna impreza nie ma prawa skończyć się normalnie.

Breakthrough holidays | RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz