Był sylwester czterdziestego drugiego roku. Siedziałam w saniach, pod warstwą futer, przyciśnięta do boku oficera SS, objęta jego ramieniem. Sanie mknęły przez zaśnieżony las, zapadał zmrok, który oświetlały pochodnie przy saniach, koń parskał, mróz szczypał w policzki. Dzwoniły dzwonki, woźnica wydawał krótkie komendy, Wiktoria i Brygida piszczały z radości. Byłam absurdalnie, irracjonalnie szczęśliwa.
Po powrocie do domu czekał na nas gorący posiłek.
Nina zaraz po kuligu udała się na górę, aby odpocząć i już do nas nie wróciła. Ewa ułożyła do snu dziecko. Wicia bardzo chciała jeszcze nam towarzyszyć, wreszcie i ją zmorzyło zmęczenie. Zaprowadziłam ją na górę, pomogłam w wieczornej toalecie, zasnęła szybko, szczęśliwa, wciąż zaróżowiona od mrozu.
Wróciłam do salonu, gdzie wszyscy czekali tylko na mnie. Geist zdążył się przebrać w galowy mundur, w którym prezentował się nader elegancko. Dochodziła jedenasta. Piliśmy wino, a na stoliku czekał szampan. Jan uruchomił gramofon, który trzeszcząc niemiłosiernie odtwarzał jakieś przedwojenną, popularną piosenkę.
Wsłuchując się w melodię, straciłam wątek rozmowy.
- Fuhrer nigdy nie odwróciłby się od swoich żołnierzy – perorował Wittenberg. - Oczywiście, że jest przygotowywany plan odsieczy, jak twierdzą dobrze poinformowani, z udziałem wojsk pancernych SS. Albrecht powinien coś więcej wiedzieć na ten temat. Czy czołgi zdołają odbić Stalingrad?
- Jeżeli zamiast śniegu z nieba zacznie padać benzyna – wypalił Geist, patrząc w swój kieliszek.
- Albrechcie!
- Podobno dezercje osiągnęły zastraszający poziom – powiedział podporucznik Dietrich. - Żołnierze samookaleczają się, żeby tylko dostać się na pokład odlatujących samolotów. Szalę goryczy przelał fakt, że zamiast amunicji i żywności, maszyny, którym udało się dolecieć i wylądować przed świętami, dostarczyły skrzynie z ozdobami świątecznymi i prezerwatywami...
- To plotki! - uniósł się Wittenberg.
- Podobno Paulus ciągle zmniejsza racje żywnościowe dla żołnierzy, podczas gdy on i wyżsi ranga oficerowie bynajmniej sobie niczego nie ograniczają...
- Tak jest zawsze – mruknął Geist, nie odrywając wzroku od kieliszka.
- Nie rozmawiajmy o polityce, proszę – zaintonował Jan tonem rozkapryszonej panienki.
- Słuszna myśl – poparł Geist, ożywiwszy się nieco.
- Szkoda, że nie ma z nami Heleny – dodał Jan. - Umiliłaby nam czas swoim pięknym śpiewem.
- Czy ktoś z obecnych gra na fortepianie? - zaintonował pułkownik.
Ewa zrobiła zachowawczy krok do tyłu. Pomyślałam o Ninie, ale zaraz zganiłam się w myślach, uświadamiając sobie, że moja samowolna córka gotowa byłaby zagrać jakąś polską, patriotyczną melodię.
- Ja znam jedną piosenkę – odezwał się podporucznik.
Usiadł przy fortepianie, uniósł klapę i zaczął wygrywać pierwsze takty „Lili Marleen". Nawet Geist był zaskoczony:
- Ty grasz na fortepianie, Rainer?
- Znam tylko tę piosenkę – przerwał grę i uśmiechnął się. - Kolega z batalionu często ją grywał, w różnych miejscach, do których trafialiśmy. Nie znam nut. Po prostu stałem i patrzyłem, jak to robi.
- Zapamiętał pan układ palców na klawiszach? - zapytałam, nie mniej zaskoczona.
- Tak – zawahał się, nieco zakłopotany. - Tak mi się wydaje.
CZYTASZ
Duch (Zakończone)
Historical FictionRok 1942. Paulina Krauss, wskutek dramatycznych wydarzeń, zmuszona jest opuścić rodzinny Kraków i zamieszkać w wiejskim majątku szwagra. Po drodze musi skorzystać z pomocy człowieka, którego zachowanie i intencje są tyleż niejasne, co zaskakujące. C...